"Świat jest siedliskiem żywych. A kimże są oni?
Pozwalamy ciemności wnikać nam za skórę.
Ona była powiewem, który liście goni.
Schwytałem ją w ramiona i dotąd ją tulę.
Kto z prochu powstał, ten zdąża w świetlistość,
Wie, co to znaczy światła wiekuistość."

Theodore Roethke (cytaty historyczne z Dar-es-Balat) 

Umarł zwyczajnie. Spotkał swój los na szarej, brudnej ulicy, pod kołami samochodu. Był to zwyczajny wypadek, jakich zdarzają się dziesiątki. Zostawił po sobie niedokończone prace, garść ulotnych pomysłów, a przede wszystkim świeże wspomnienie swojej wielkodusznej, radosnej i niczym nie skrępowanej osobowości. Świeże wspomnienie, które wkrótce rozwieje przepływający między palcami czas.

Jeszcze parę dni temu planował innowacje do kolejnego numeru swojego "dziecka" -- BTW; zarażał wszystkich swoim nieskrępowanym entuzjazmem. Teraz spoczywa w kostnicy, czekając na swoją kolej, by móc spocząć metr pod ziemią. Tuż przed świętami, na małym jeleniogórskim cmentarzu, odbędzie swoją ostatnią podróż. Odejdzie w spokoju, otoczony tylko kilkoma członkami rodziny oraz najbliższymi przyjaciółmi. Zawsze twierdził, że jest nieśmiertelny, więc nie życzyłby sobie, aby przywiązywać zbyt dużą wagę do Jego śmierci -- traktował ją jako kolejny przystanek w drodze do sobie tylko znanego celu.

Nie był szczególnie znany, nie popadał również w megalomanię, nie uważał się za kogoś szczególnego. Lecz chociaż nie zdążył zaistnieć wielkimi osiągnięciami, zawsze pozostanie dla mnie geniuszem. Może niespełnionym, lecz jednak geniuszem. I szkoda, że czas nie pokaże, czy mam rację, możemy Go już tylko powspominać, z łezką w oku oglądając wstępne szkice Jego prac oraz najnowszy numer BTW, który był Jego ostatnim dziełem.

I chociaż nie zdążył go ukończyć, dzięki pomocy paru życzliwych przyjaciół, udało nam się wypuścić BTW#2 -- mam nadzieję że będzie on przypominał wszystkim tego nietuzinkowego człowieka, który na pewno na to miano zasługiwał. Chociaż mistrz odszedł, uczniowie będą kontynuowali jego dzieło. Pomimo wszechstronnych zainteresowań, wydawanie BTW było "oczkiem w głowie" Zmarłego. Świadczy o tym fakt, że każdemu numerowi poświęcał On olbrzymią ilość czasu i wytężonej pracy.

Sądzę więc, że z pomocą innych bliskich przyjaciół Zmarłego będziemy kontynuować to, co rozpoczął. Co prawda jeszcze za wcześnie o tym mówić, lecz prawdopodobnie będziemy poszukiwać kodera, który pomógłby kontynuować nam Dzieło.

"Tego ranka urodziłem się w jurcie, na skraju zamieszkałej przez konie równiny -- na planecie, która już nie istnieje. Jutro urodzę się kimś innym gdzie indziej. Jeszcze o tym nie zdecydowałem. Tego ranka jednakże -- aaach, co za życie! Gdy moje oczy nauczyły skupiać się na przedmiotach, wyjrzałem tam, skąd dochodziło światło słońca, i spostrzegłem rześkich ludzi, krzątających się wokół sielskich powinności ich życia. Gdzież... och, gdzież podziała się tamta rześkość?!"

"Wykradzione dzienniki" 

Mowglie nie żyje. To smutne, lecz nie powinniśmy pogrążać się w tym smutku. Wkrótce ktoś inny podejmie pałeczkę; urodzi się ktoś, kto przejmie jego bagaż doświadczeń. To ciągle pozostawia nam, jakże złudną, nadzieję na nieśmiertelność. Mówimy: nieśmiertelne dokonania, nieśmiertelna dusza, nieśmiertelna pamięć. Lecz jak wielka jest cena tej nieśmiertelności -- miliony istnień pojawiających się i gasnących w jednej chwili, odwieczny cykl ludzkiego gatunku. I prawdę mówiąc, sam nie wiem, czy jest to dla nas nagrodą, czy też przekleństwem.

I czy ktoś to wie?

Kruku, Wrocław, 17.12.94

Zanim ktoś zarzuci mi zbyt patetyczny ton, niech spróbuje najpierw wczuć się w sytuację kogoś, kto stracił przyjaciela i wielkiego kolegę, jakim bez wątpienia był dla mnie Mowglie.