O Gabrowianach mówią, że:
-- gdy się żenią, to z bardzo szczupłymi dziewczętami, bo taka żona i miejsca w domu zajmuje niewiele, a i materiału na suknię mniej trzeba będzie kupować;
-- nigdy, w żadnych okolicznościach nie ogolą się po południu ani wieczorem -- bo przecież w ciągu nocy i tak zarost odrośnie;
-- w kolorowych butelkach sprzedają bezbarwną lemoniadę;
-- zapalając papierosa dzielą zapałkę na dwoje;
-- do palenia w piecu kupują wyłącznie sękate polana, bo w czasie rąbania można się już trochę rozgrzać, a zatem i mniej trzeba ich wrzucić do ognia;
-- gdy kupują cokolwiek, to proszą, aby towar zawinąć w dzisiejszą gazetę;
-- gdy jedzą to zdejmują okulary, żeby się szkła nie zużywały;
-- obcinają kotom ogony, aby szybciej mogły się przemknąć przez szparę w drzwiach i aby mniej chłodu w tym czasie wdarło się do izby;
-- gdy podejmują gości herbatą, to nagrzewają łyżeczki, żeby nie można było nimi sięgnąć po cukier.
-- A drabina cała?
-- Eh, daj dziś całą połówkę! Przecież mamy święto.
-- Ejże gosposiu, przecież te jajka nie są świeże. Z pewnością można w nich już nawet kurczęta znaleźć...
-- No to co? Przecież liczę tylko za jajka, a kurczęta oddaję darmo.
-- Drobiazg skarbie, jutro ci kupię nowe.
-- Palto?
-- Nie, guziki.
-- Jesteście oskarżeni o to, że uderzyliście swoją żonę półmiskiem w głowę. Czy żałujecie swego czynu?
-- Oczywiście, Wysoki Sądzie. To był przecież zupełnie nowy półmisek!
-- Niestety, wnuczusiu, niestety już nie.
-- Potrzymaj mi więc moją kromkę, a ja pobiegnę pokopać piłkę z kolegami.
-- Ależ wnusiu, nimi można się posługiwać tylko przy gościach. Jak jesteśmy sami, to odgryź nitkę ząbkami dziecinko.
-- Ile pan mi za to zapłaci?
-- Całego majątku mam tylko pięć lewów. Weźże zbawco cztery...
-- A piątego za to, że nie pożałowałem opon.
-- Nic.
-- Jak to nic?
-- Marzenia nic nie kosztują.
-- Dlaczego uskarżałeś się jeszcze na palpitację serca i uporczywe bóle brzucha? Przecież cierpisz tylko na bóle głowy...
-- Żołądek boli moją córkę, a żona narzeka na serce.
-- No i co z tego?
-- To, że nie jestem takim frajerem, żeby mu płacić osobno za badanie żony i córki!
-- Hej, młodzieńcze -- krzyknął za nim jakiś stateczny gabrowianin -- podnieś wyżej parasol, bo nam bruk zdzierasz!
-- Nastaw rączkę kochanie, nasypię ci garść orzeszków -- mówi ciotka do małej.
-- Lepiej, ciociu, żebyś nasypała mamie.
-- A ty nie lubisz orzechów?
-- Lubię, ale mama ma większą rączkę.
-- Dlaczego? -- Bo on też jest mi winien pięć lewów.
-- Słuchaj, jeśli poczujesz, że nadchodzi koniec, to zgaś światło. Tobie będzie przecież świecić światłość wiekuista, a ja wracając spojrzę w okna i zdążę jeszcze odprawić lekarza.
-- Kolego, jak już skończysz lekturę to daj i mnie przejrzeć!
-- Boże mój -- modli się ojciec. -- Jeśli zmiłujesz się nad nami i pozwolisz nam z życiem na brzeg wrócić, to postawię w cerkwi świecę wotywną tak wielką jak maszt tej łodzi!
-- Tato, co ty opowiadasz, przecież nikt ci nie zrobi takiej wielkiej świecy!
-- Milcz durniu! Najpierw niech burza ucichnie, a potem pomyślimy o szczegółach.
-- Ośle! -- zgromił go ojciec. -- Zostań dentystą. Przecież ludzie mają tylko jedno serce i aż 32 zęby.
-- Zachowaj resztę do mojego pogrzebu, synku.
-- Nie patrz tak łakomie dziecinko -- mówi matka. -- Przecież wujek nie wilk, nie zje całego jajka. Zostawi i dla ciebie.
-- Gotuj jedną porcję mniej!
Spisał: Krzyś/PLC