UCH...

Taki mniej więcej odgłos wydałem po zakończeniu maratonu, jakim bez wątpienia było przeczytanie artykułu naszego niedoścignionego pisacza Dersu-Uzały.

O tak, niedoścignionego. 280 kilo bitego tekstu, a w dodatku z sensem -- niby niemożliwe, a jednak. Należałoby dodać, że Dersu nie jest jakimś zawodowym pisaczem, i że tekścik (?) przeczytałem jednym ciągiem, bez zbytniego bóla (nie mylić z algebrą tegoż).

Fakt: zajęło mi to ponad 2 godziny (czytania przeplatanego dyskusją z Mowgielem), ale... warto było. Co by nie mówić, momentami byłem sprachloss.

"Wycieczka do Texasu" jest czymś w rodzaju pamiętnika (o, to już drugi;-). Trudno przy TAKIEJ długości tekstu nie popaść w schematyzm. Tysiące, ba, miliony pisaczy spieprzyłoby sprawę pisząc TAKI tekst. Zostalibyśmy zalani falą nudy i bzdetów. (aby pozostać sprawiedliwym wobec tej rzeszy pisaczy, muszę dodać, że sam zarzygałbym klawiaturę już przy setnym kilobajcie...)

Na szczęście za robotę wziął się DERSU, czyli właściwy człowiek na właściwym miejscu. Cóż takiego zrobił Dersu? Ano skacząc z kwiatka na kwiatek, niby mimochodem, opisał nam realia Stanów od Konstytucji począwszy, a na składzie chemicznym tamtejszego chleba (SIC!) skończywszy... Z sensem, powtarzam!

"Czyta się to jak kryminał" powiedział ktoś, i tu się z nim zgadzam: to jak w filmach Lyncha -- nie można się dać zwieść błogiemu nastrojowi, a pleśniaki nie są tym, czym się wydają.

I niestety, właśnie dlatego tutaj zakończę tę krótką reklamę tego tekstu. Nikt nie lubi przecież, kiedy na wstępie dowiaduje się, że mordercą jest syn ogrodnika. Aby jednak zakończyć ten wstępniak z sensem...

HEJ!

NIE?!!! To nie czytaj następnego artykułu, frajerze...

- Kruku -

PS. Ja się wcale nie nabijałem; Naprawdę polecam...
PS2. W tekście temperatury podawane są zazwyczaj w stopniach Fahrenheita. Aby przeliczyć je na nasze, trochę zwyczajniejsze jednostki należy zastosować wzór: C=(F-32)/1.8 Gdzie: C -- ilość stopni Celsjusza; F -- ilość stopni Fahrenheita