U LUDZI IIII - z otchłani nicościW zasadzie się znamy, ale ponieważ lubimy występować, zrobimy to po raz czwarty...
16.11.98
Było to trzy dni temu. Świeciło słońce, trochę wiało, kupa była taka
pachnąca.... Sielanka. Zachciało mi się rewolucji. Otworzyłem puszkę. Pandory.
Zachowałem się jak ostatni gówniarz. Chciałem mieć większego twardego -
no i - doigrałem się... Dwa miesiące uleciały w nicość w tłumie ginących
bitów. U ludzi 4 przestało istnieć w jednej chwili. Niebo zasnuły chmury.
Zaczęło się.
Jestem stary - więc nie potnę się. Przeżyłbym jakoś stratę. Nie wiem jednak czy przeżyją ją moi bardziej odpowiedzialni koledzy - Kaczyna, który dzielił się z nami swoimi rozterkami i mądrością życiową, Arek - którego nic prócz Wielkiej Katastrofy nie mogło dobić bardziej, Ruta - który jak wiadomo wszystko ma w swojej przepastnej dupie. O Prezesie nie wspominam, bo jego światopoglądem nie zachwiałoby nawet trzęsienie ziemi. Może mi wybaczą - nie wiem - może wybaczy mi Bóg i Historia... Koniec końców - zostałem wbrew swej woli zabójcą swojego własnego dzieła. Farewell U ludzi 4.
[5 minut ciszy]
Co się stało, się nie odstanie. Nie czas żałować róż, kiedy boli dupa. Pozostaje mi tylko spróbować przywrócić nieco wspomnień w postaci miernego (w porównaniu z oryginałem) streszczenia. Nie będzie ładne ani składne - ot w miarę moich skromnych parametrów...
STRESZCZENIE [u ludzi IIII przed formatem]
Wprowadziliśmy się w niekompletnym składzie - Ruta zniknął, a właściwie, to w ogóle miało go nie być. Była mowa o Ojcu - który postanowił porzucić leśną głuszę, ale kupił komputer i z ledwością starczało mu na imprezowanie. W międzyczasie wróciło nasze czarne marnotrawne, które przypomniało sobie, kto jest Panem i zrozumiało, że Jamer nie zapewni mu należytego traktowania... Mieszkamy więc w starym składzie, ale nieco przetasowani. Sypiam ze Sławkiem - spoważniał, poszedł do pracy (gdzie go chwalą). Poza tym jest świetny w łóżku. Mieszkamy w malutkim pokoiku, którego zielone ściany przypominają nieco klimat dziadkowej nory. Arek zamieszkał z Rutą w pokoju gościnnym - jest duży, przestronny i ma dwa komputery. Tu zwykle siedzimy i robimy syf (co pozwoliło mi docenić uroki mieszkania w mniejszym pomieszczeniu).
Mamy już multimedia (po jakimś miesiącu mój ojciec dowiózł tv), po części w kuchni - gdzie wreszcie można przygotować i spożyć posiłek przy akompaniamencie pana z tv-shopu. Od czasu do czasu można również czegoś posłuchać (sądziedzi są do tego zmuszeni) mptrójek, grupy 3metry lub innej doskonałej muzyki. W quaka gramy coraz rzadziej (chociaż warunki nieco się polepszyły) - pewnie dlatego, że koledzy zaczęli się wyrabiać. Zwłaszcza Kaczyna [którego docenili już Indianie Hopi]. Jego awatarem jest oczywiście Sławeq. Magister - ma już papier i w ogóle. Może mu dorównam, ale tylko jeżeli jakiś cud pozbawi mnie FF7, Descenta i innych rozrywek podsuwanych mi przez szatana. Pocieszam się, że Grzesio swoją pracę tylko "widzi", a o Rucie nie wspomnę... Za to Arek poczuł się źle, bo nie miał pracy obowiązkowej, więc wziął sobie dwie(!) prace z własnej woli. Niech mu ziemia lekką będzie...
Mylił by się ten, który wyobraża sobie naszą egzystencję jako ciąg posiłków, rozrywek, defekacji oraz snu. W chwilach wolnych, korzystając z twórczej weny i aby ogrzać nasze przemarźnięte kości tworzymy. Tworzymy co nie miara - w ciągu brakujących dwóch miesięcy zdążył powstać GeysBand. Na razie wyprodukowaliśmy tylko dwa covery Kelly Family, ale za to jeden z nich spolszczyliśmy (oczywiście w trosce o polskich fanów Kellysów). Spróbowałem również kariery solowej - powstał demoniczny cover "Musimy Siać" Ojca Piotra. Niestety, nasza twórczość zajmuje sporo miejsca, minie więc trochę czasu zanim wrzucę ją na sieć. Kaczyna tworzył nieco grafiki, Ja z Michałem pebeemowaliśmy (soon online). Ruta rzeźbił wiżuala pod KDE. Arek cyzelował desktopy i robił inne rzeczy... Większość twórczości pochłonął żywioł zniszczenia, ale postaram się wkrótce zaprezentować to, co się ostało.
Oprócz twórczości metafizycznej i cyfrowej udzielaliśmy się fizjologicznie. Powstał Kupon[TM], w którym notowane są nasze wzloty i upadki. Piątkę dostał oczywiście tylko Prezes (sam sobie ją zresztą postawił). Ja może piątki nie miałem, ale za to robiłem kupę regularnie i nie zdarzały mi się żenujące serie zer i jedynek takie jak niektórym. Niestety nasz kibel nie miał półeczki i ciężko było oceniać wygląd (obiekt znikał z pluskiem w wodzie i jedynym kryterium było samopoczucie producenta - na szczęście wszyscy okazali się odpowiedzialni). Dopiero Arek zniweczył nasze plany co do wykonania szczegółowych statystyk na podstawie zgromadzonych danych - huncwot "znudził się" Kuponem[TM] i zaprzestał wpisów. Niecnota.
Pisząc o naszym nowym mieszkanku nie można nie wspomnieć o naszej pani właścicielce. Pani Ola nie jest u nas częstym gościem - właściwie, to gdybyśmy się jej nie przypominali, to pewnie nie przychodziłaby nawet po pieniądze. Nasza właścicielka cierpi bowiem na paranoję i lęka się, że zostanie osaczona i uduszona przez studentów - strach ten zaszczepiła jej nasza sąsiadka, która chociaż wychowała dwa tuziny dziatwy, ślubowała, że prędzej da się pociąć, niż puści syna na studenta. Co miał więc biedny Gruby (ze zmartwień żarł za dużo słodyczy) Maciek? Ano, został alfonsem. W wolnych chwilach między posiłkami i odcinkami wenezuelskich seriali sprowadza więc swoje dziwki na naszą klatkę schodową i rozmawia o życiu. Kto, kiedy, za ile, dlaczego nie zapłacił, i jak go zmusić... Ciężkie czasy. Jak wiadomo o interesach nie rozmawia się w domu, znamy więc wszystkie szczegóły. Maciek wie o tym, że my wiemy i nawet próbował mnie zwerbować (ciekawe w jakiej roli?), ale mu nie wyszło. Koniec końców - nie mówię mu dzieńdobry. W przeciwieństwie do pani matki i reszty sąsiadek. Nie ma jak rodzinna atmosfera panująca w naszej klatce...
22.11.98
Arek ciotuje i kręci mu się w głowie po nowym winku. Moja rodzina zaczęła
przywozić mi wino, co pochwalam. Jest coraz lepsze. Szkoda tylko, że Prezez
nie załapał się na nie - udało mi się zastać go po powrocie z giełdy, ale
był nie w humorze. Kupił mnóstwo krapu - połowa nie działała. Działał film
ze stajni Blackboard Jungle - wyjątkowo krapiaty. Zostawił. Sławka nie
ma - Olivia znowu sprowadza go na złą drogę. A już się prawie ustatkował
- pracował, kupował czipsy i piwo, roztaczał nad nami ojcowską opiekę.
Zmarnują nam chłopaka...
01.12.98
Śmierć Kuponu[TM]. Wszystko zlikwidowano.
03.12.98
Idziemy dzisiaj na proszony wieczorek u Jamerów. Będą Jamery, będą
Ruty, Aneta, Sławek, Arek i może ktoś jeszcze? Oprócz tego będzie jeszcze
mnóstwo sera i wina - potrawą wieczoru ma być bowiem rakle sporządzone
w piekielnej maszynie z kolekcji jamerzych dewocjonaliów. Nigdy nie widziałem
rakle na oczy, ale mam nadzieję, że robi się po tym dobrą kupę.
Póki co czekam, sam w pustym mieszkanku. Po raz kolejny musiałem urwać się z niemieckiego (mam nadzieję, że pan okaże się takim luzakiem, na jakiego wygląda...), do szkółki zawlokłem się tylko po wypłatę. Cóż robić? Słucham mptrójek (playlista na ponad 20 godzin), żągluję systemami i robię inne bzdury. Próbowałem się dokulturalnić - ale 70 stron Idioty sprawiło, że dwie godziny chrapałem jak niedźwiedź. Nie chce mi się nawet pisać MCIowej prezentacji twórczości Mylene Farmer, za którą wzięłem się ostatnio ze strasznym zapałem... Nic mi się nie chce...
Nie było mnie przez weekend, a wiele się ponoć działo. Oczywiście te cioty nie mają zamiaru napisać o tym ani słowa, bo im rączki ugrzęzły w odbytach. Wiem tylko, że był Prezes, Michaś, Olga i mnóstwo innych atrakcji. Trochę żałuję, ale za tydzień to ja zostaję...
19.12.98
PREZES powrócił! Jest taki jak dawniej - na wszystko nam pozwala, jest
mądry i dobry, naucza i wybacza. Wybaczył Rucie, że ma twardą dupę i podczas
nocnej wyprawy kupił mnóstwo krupików. Po spożyciu poweselał, poklepał
się po brzuszku i słodko spał. Dzisiaj rano jest równie miły i może nawet
wpisze się tutaj...
Znowu ja. Bo jak się wpiszę, to wpisze się i Prezes. Jest już u nas. Wygrywa i uczy pokory.
Oddaję MU głos:
ZULU 2302. DM2.
Vini, vidi, vici - powiedziałem i 6 fragów! Ta! Ale im dokopałem. Roota
kładziarz podkulił ogon i krył siem po kontach. A kruku? Ten też podkulił
ogon tyle, że nie
krył siem po kontach i zrobił 100 fragów (ale tylko dlatego, że Roota
nie umie grać (26) i przeszkadzał mi wkopać Krukowi). Trochem przesadziłem
z tym na początku.
Może niech zostanie "vini, vidi" a "vici"... może za tydzień. A roota
od huku bazuki oszalał i mamroczał przez cały czas cos pod nosem. Ale i
tak przegrał. No.
To tyle. Bye.
DZISIEJSZE WYNIKI Z VEGAS: Quake: claustrofobopolis Ruta:Trzeźwy Sławek:Prezes - 36:17:4, bad place Kruku:Ruta:Pijany Sławeq - 59:25:7. Oprócz tego Vampire, do którego Prezes namawiał przez cały dzionek (biedaczysko nie zdążył do szkoły) - raz mi on, raz ja mu. Aby dowartościować Rutę pozwoliliśmy mu również wygrać w Wormy. I tak tego nie docenił i po raz kolejny próbował dorabiać do przebrzydłego kładziarstwa jakąś ideologię na glinianych nogach. Żałosny pajac, jak mawia P.
Po świcie:
Sławek pojechał, Ruta poszedł. Zanim wyszedł nastąpiła kolejna apokalipsa
(dm6:K62:R36:P7?). W międzyczasie Prezes został podeptany przez 44-84 kilową
Aśkę. Jak twierdzi - wyszło mu to na zdrowie (teraz renderuje kubki z Mylene(!)).
Graliśmy też w Vampira - jak więc widać weekend upływa nam w nastroju gier
i zabaw [chociaż wbrew pozorom zostałem adeptem Dyrektorstwa].
Przyjechała również Aneta - wiem już co to jest karnisz i jak się składa
sylaby...
"Quadziarze to głupcy. Głupcy zginą."
19.01.99
Tu Sławek, albo Staszek, czy jak mu tam było... Kru poszedł do Anetty
(dostała u mnie piątkę z angielskiego - nie powiem, zasłużyła [please,
tylko bez ząbków następnym razem]). A ja z Pawełem kłaczyłem: P26 S52.
Pokazałem ...synowi gdzie jego kładziarskie miejsce. Poza tym minął kolejny
dzień wystawiania zaliczeń: sprawdziłem już ze 30 testów i sporo wypracowań.
Ale nie narzekam. No i sprowokowałem dziś pasjonującą dyskusję. Podzielę
się nurtującymi mnie wątpliwościami... Analizowałem genezę pewnych zjawisk
- konkretnych upodobań reprezentowanych przez mężczyzn. Bo to jest tak:
dlaczego jednym podobają się kobiety bardzo szczupłe, wręcz chude, a innym
takie co mają na czym siedzieć i w ogóle - bardziej z ciałem. Nie mówimy
tu oczywiście o ekstremach. moja teoria jest następująca: fascynacje chudością
są raczej natury "psychicznej" i wzrokowej, są wykoncypowane a czasami
wpojone przez media lansujące od ponad dwudziestu lat wzorzec 'twiggy'.
Wykoncypowane to znaczy: "zakładam, że moja kobieta powinna być szczupła,
bo szczupła kobieta postrzegana jest przez wiekszość jako ładna kobieta".
A kobiety z ciałem lubi się dotykowo, sensualnie. A może tak jest, że ja
chudych dziewcząt nie lubię, bo sam jestem chudy? I vice versa, ma się
rozumieć. Powstała polemika. P. mówi, że to wszystko brednie, ale ja nie
wierzę, że tak się dzieje, jak się dzieje bez przyczyny. Ja naprawdę wyznaję
zasade, że chude jest piękne, ale raczej tylko w moim przypadku. Kruku
mówi, że się nad tym nie zastanawiał, Arek jest w swoich sądach neutralny.
Ruta - wiadomo: gej, więc go o zdanie nie pytam. Swoją drogą - ciekawe
jacy chłopcy się jemu podobają? Krępi blondyni w oficerkach? Któż to wie...
Co jeszcze, ale już z zupełnie innej beczki - chyba chcę zmienić mój moduł
(Yamaha TG-55) na lepszy. Sample o małej dynamice, niewielka polifonia
i w ogóle. Zacząłem robić całkiem fajny hausik, ale zniechęca mnie to,
że brzmi niedobrze (nagrywałem w ramach testu na bardzo dobrą kasetę -
porażka). Szkoda, wielka szkoda. No i Casio CZ-1000 pójdzie do ludzi (zastanawiam
się czym go zastąpić - w grę wchodzi Roland Juno-1 albo klawiatura sterująca
Novation mm10-X). Znowu wszystko bierze w łeb, kurde bele. W następnym
odcinku: podstawy syntezy (model analogowy). W przygotowaniu: synteza addytywna,
sample playback, modelowanie wirtualne, synteza FM i pochodne oraz
ranking dziesięciu najpopularniejszych syntezatorów w naszym domu (i nie
mówcie, że to nikogo nie obchodzi - Prezes powiedział kiedyś, że Novation
podoba mu się bardziej od Rolanda).
Tymczasem Oni, nie zważając na doniosłość chwili przed chwilą zabrali Sławka.
Relacja na żywo się nie odbyła, bo zmorzył mnie sen. Obudził mnie język Michała - postanowił polizać mnie po nodze. Było miło, więc nie miałem mu za złe tego, że przerwał mi drzemkę. Denerwować zaczęłem się około czwartej, kiedy Michał ze Sławkiem postanowili wejść mi na plecy (strasznie się przy tym ślinili a z ust jechało im alkoholem). Mimo to, nie podniosłem na nich ręki - musieli w jakiś sposób odreagować krótkie spięcie, a poza tym Sławkowi puściły przecie hamulce. Tak się więc złożyło, że w sen zapadłem dosyć późno, wsłuchując się ukradkiem w rozmowy kolegów z pokoju obok... Wiele się o sobie dowiedziałem, ale o tym sza...
Dzisiaj opuszcza nas Prezes, który jest równie niewyspany i nie ma ochoty się wpisać. Jego wizyta była owocna - co prawda nie przywiózł nam porno, ale za to pogłaskał i pocieszył w niedoli. W końcu podobno zaczyna się sesja.
PS. Sławeq pojechał do domu (Baldur's Gate, które było przyczyną naszego długiego milczenia rzuciło mu się na mózg i pojechał szukać przygód), ale Czarna Szmatka dotrzymuje mi towarzystwa.
12.02.99
Tu SW. Pojechali. Wróciłem z Pracy, a tu żywej duszy, w dupę jebani.
No i jestem sam. Wiecie jak wygląda... ? Wiecie, wiecie. Z autopsji. Siedzę
więc, słucham Marillion, piszę, oglądam porno i trochę mi smutno. Bo tak
sam... rozumiecie. Okazało się, że nowa anglistka w szkole języków obcych
to moja kumpela, Ania - ze studiów. Wojtek zrobił mi niespodziankę. No.
Jutro jadę do JG, z Lilką, na urodziny do Myszy. Poza tym zastanawiam się,
czy chcę mieszkać na Muchoborze (dzielnica Wrocławia) - biorę kredyt. Kurde.
Przez jeden wieczór miałem Win' 98 w wersji hiszpańskiej, ale coś nie dało
się zainstalować karty muzycznej. Mam reflexję: don't let Billy rule the
world! Kurde. Potem dokonałem zmian i mam znowu 95. Nie jest idealnie,
ale mogło być gorzej. No i w pracy Beatka, mała żonka szefa, ostrzegła
mnie o depresji powprowadzeniowej. bo przez jakiś czas będę mieszkał sam.
Ale postanowiłem założyć plik pt. "u człowieka" - to uratuje mnie od szaleństwa.
Kupię kota i zostanę serialnym mordercą (bo kim można zostać, mieszkając
na Muchoborze? - Małym...). Jestem dziwnie podekscytowany, kończę - piana
w wannie czeka...
14.02.1999
Ostatnio bywam na Stalowej w każdy łykend. Przenoszę się do Wrocławia
od marca. Niestety, towarzystwo zamierza zwiększyć liczbę miejsc występowania,
co wpłynie na zmniejszenie koncentracji towarzystwa w jendym miejscu. Smutne...
Padła propozycja wybydowania kompleksu mieszkalnego dla znajomwych. Byłby
on samowystarczalny: monopolowy, restauracja, sieć itd. Tymczasem sam poszukuję
mieszknia we Wrocławiu. Sławek już miał proroczy (miejmy nadzieję) sen,
iż wprowadził się do mieszkania mając Kruka za sąsiada. Plany są śmiałe
wszędzie serwery: print server, toilet paper server (konkurujący z serwerem
TP. S.A.). A Krukowi się śniło (trochę nie dokładnie a propo), że miał
wybite zęby. Plany powyższe zrealizujemy, kiedy będziemy już bogaci (duchowo).
04.03.99
Sprzedaję opiekacz. Cena wywoławcza: 1000 złotych.
Arkadiusz zdobył nakręcił na moich oczach 8.345 na liczniku naszego poczciwego nethaka. Niby nic wielkiego, podczas swoich wojaży zabił zaledwie jednego (!) kobolda, czasami niepoprawnie grzeszył (oglądaliście "Zabić księdza"?) , bił słabszych (kobold miał na imię juzio i chciał się pobawić w berka kucanego) i był niegrzeczny ("a mamusia mówiła, żeby nie ruszał Szturmbręgiera..."). Oj nieładnie. Wszystkie te postępki zajęły mu kilka ładnych tygodni w naszym nudnym świecie, bowiem jak wszyscy wiemy to Arek myśli powoli, ale dokładnie ("...to trwa od lutego 1999r."). I pewnie popukałbym się (jak zwykle) w czoło, gdyby wartość licznika nie była dłuższa o te trzy śmieszne cyferki...
taktak tak kurwa arek skończył nethaka i wyjebał OSIEM MILIONÓW PONAD KURWA PUNKTÓW tak!Tak!TAK! kuRWA!ZAJEBAŁ WSZYSTKO (nawet kobolda). WSZYSTKO ZLIKWIDOWANO I TERAZ WSZYSCY LIŻĄ GO PO DUPIE I WOGÓLE. o.
nie mogę pisać bo wzruszenie
pierdoli. wcale by nie zemdlał, a kto łżeże czitował temu kij dupę i osobiście mordęw mu dam. kurwa. gdzie sławek?
...meanwhile in telegazeta
Pseudo:Prezes Opis: Kawaler 24 lata,182cm wzrostu, wyksztalcenie srednie,zamieszkujacy w wojewodztwie lodzkim,nie palacy, nie pijacy alkoholu,niezalezny finansowo, prowadzacy wlasne, duze, dobrze prosperujace gospodarstwo rolne. Pozna Pania w wieku 18-35 lat, moze byc z dzieckiem,na dobre i zle,nie szukajacej przygody lecz prawdziwej milosci i chcacej zamieszkac na wsi.Cel wylacznie matrymonialny.
...kilka dni przed następnym wpisem
_
__ _|_|_| _/
_( )_
\/ \/
/ \_/ \
/() ()\----
}-(*)-{ ------|
.. |
\_/ \_/ -----|\______/|------
{_}
---\ \||||/ /
\\ ____ _/\______/\_
\\ / / _/ | |
| \_
\\/ _/ / | |
\\ /
|
||
||
||
\/\/\/\/\/
Kochany Prezesie.
Wiem, że nie jestem godny, aby lizać Ci Buty. Wiem, że powinienem zapomnieć o naszych wspólnych upojnych nocach. Ale nie mogę. Siedzę smutny i obolały (z tęsknoty narobiłem głupstw) w pracy, postanowiłem więc, że chociaż Tobie osłodzę gorycz żywota. Wiem - ta nędzna laurka nie wynagrodzi krzywd, które nieudolnie wyrządziłem Ci (chociaż, wiem że naprawdę skrzywdzić Ciebie nie jestem w stanie) i twojej Prezesurze.
PRZEPRASZAM
KAJAM SIĘ
KORZĘ
. <- moja podłość, chociaż wielka, jest jak ta kropeczka przy Twojej Wspaniałomyślności, która nie zmieściła mi się na ekranie edytora. Liczę nieśmiało na to, że wybaczysz (choć wiem, że nie zapomnisz nigdy :(
WYBACZ NIEPOKORNEMU CWELOWI, KTÓRY ZBŁĄDZIŁ I WRACA Z PODKULONYM OGONEM
UDERZ
UKARZ
WYTŁUMACZ
Proszę. Jeśli Kochany Prezesie nie okażesz mi chociaż odrobiny łaski, uschnę tu ze zgryzoty i już nikt nie zje peta dla Ciebie.
Twój na zawsze wierny (chociaż zbłądził (ale zdaje sobie z tego sprawę i żałuje (chociaż wie, że to za mało (ale ma nadzieję, że da się jeszcze coś zrobić) ) )
PS. czy oglądałeś może Życie Wśród Kanibali? a może udało ci się go
nagrać?
A! dżadża hamas!!!
12.06.99
To ja. Długo nas nie było - postanowiliśmy przyzwyczaić się do faktu, że niedługo nie będzie nas wcale :( Tak, tak - za niecały miesiąc ludzie rozpełzną się na wszystkie strony i zostanie ino proch i pył... Ale dość melankolii. W międzyczasie wiele się wydarzyło - ale może po kolei...
Odbyliśmy w kooperacji z naszymi kolegami profesjonalistami (BOPy) doskonały i owocny w stuff qweekend. Zaczęło się od niewinnych planów nakreślonych na seminarium (nie mówiłem wam, że ostatni semestr spędziłem w Seminarium?) a skończyło na połączeniu końcówek MiedziaNetu z LSDnetem. Kabelkiem przepłynęło wiela różnorakiego stuffu oraz wiele dobrze zmarnowanej amunicji. Starałem się godnie reprezentować nasz towarzyski klub kwaku (w czym dzielnie akompaniował mi sławeq), ale pozostałe cioty (czytaj: ruta i arek, którzy podkulili ogony i czmychnęli do jeleniej oraz prezes z michałem, którzy nie raczyli się pojawić) nie raczyły partycypować w naszym szlachetnym przedsięwzięciu. Oprócz kilku dziur po kulach wzbogaciliśmy się o doskonałe filmy w mpegach: rejs oraz 5ty element. Umiemy już prawie wszystkie słówka w starożytnym języku, a niedługo nawiążemy kontakt z MondoShawanami za pośrednictwem skonstruowanej z drutu i sznurka anteny (czas nagli, do przybycia zła pozostało niecałe 300 lat...).
w międzyczasie zniknął arek. nie martwiliśmy się o niego, bo zostawił wiadomość, z której niezbicie wynikało, iż wie co robi. nie mogło mu się stać nic złego, gdyż miał przy sobie szczoteczkę do zębów oraz wierny budzik... wrócił po dniach paru - nie wnikaliśmy w szczegóły, ale jego misja zakończyła się niezupełnym powodzeniem (a może zupełnym niepowodzeniem?). jednym słowem - klapa. cóż... do następnego razu. życzę powodzenia :)
gruby maciek również napierał, ale postawił na wartości materialne - 78 złotych to nie w kij dmuchał... ani, owszem - głos odebrało, ale w porę zreflektowała się i zgodziła tylko na prezent "od przyjaciela dla przyjaciółki". nie wiem, czy było warto, ale koleżankom z klatki upominek przypadł do gustu, szczególnie że maciek szszszsz ...od trzech miesięcy! no i kocha... wszystko zakończyłoby się pewnie zbiorowym hepiendem, gdyby nie feralne 62. zabrakło kilku punktów. zasmuciliśmy się szczerze i ze wzburzenia opadła nam klapka na zaparowany wizjer w drzwiach - tylko przyjaciele! nie pomogła kamila, nie pomogło bicie słabszych - maciek podłamał się i wybiegł na zewnątrz. prawie chodzili ze sobą. prawie...
więcej nie napiszę. nie dość, że boli mnie głowa, to jeszcze zbliża mi się piątek (3 dni), w który mam zaprezentować program oraz moją (ciągle w dużej części wirtualną) pracę d. do dupy, znaczy się.
ps. spotkałem wczoraj mrówę(!!!) wciąż żyje i ma się dobrze - zajął się archeologią pod kierunkiem fachowej instruktorki i przy tej okazji oddał mi wreszcie diabolo oraz Przygody Pani Archeolog Dwa, która nie jest mu już potrzebna... :)
17.06.99
w tecie straszne rewolucje, będzie pamięć, będą zaszczyty, będzie sława (czy będzie dotrzymany termin?). odwiedził nas również nasz pracownik #300... wszystko to zachęciło swawka do podjęcia ważnego kroku - życiowej decyzji:
LIST MOTYWACYJNY [DO TETY]
Piszę do Państwa w ostatni dzień wizyty Ojca Świętego w naszej Ojczyźnie. Żywię nadzieję, że fakt ten wpłynie na pozytywne rozpatrzenie mojej oferty.
Pokornie proszę o przyjęcie mnie do pracy w waszej Firmie na jakiekolwiek stanowisko.
Nie pracując dodtąd w tzw. branży nie mogę, ku memu szczeremu ubolewaniu, pochwalić się doświadczeniem, którego, jak mniemam, oczekujecie Państwo od kandydatów. Ze wstydem wyznaję, że na studiach wyższych miałem wiele problemów [powtarzanie semestru, wpisy warunkowe], nie przyznano mi również żadnego stypendium naukowego. Kierując niniejszą prośbę do waszej Firmy zdecydowałem się przedstawic całkowicie obiektywną i wolną od zafałszowań historię moich postępów i dokonań w dotychczasowym życiu. Niestety, nie jestem uważany za osobę sumienną. Punktualność nie należy do moich cech, a i z ambicją nie jest najlepiej. Niechetnie podejmuję nowe wyzwania, cierpiąc z powodu permanentnego niedowartościowania. Kwestia motywacji zawsze stanowiła problem...
Błagam jednak o zrozumienie mojej trudnej sytuacji. Sam nie wiem jak przetrwam zimę - potrzebuję pieniędzy. Zdaję sobie sprawę z faktu, że prosząc Państwa o litość mogę zostać posądzony o zbyt wielką śmiałość, lecz, na Boga, nie pozwólcie mi zdechnąć pod płotem jak psu!
"Świadomość, że Bóg nas miłuje powina przynaglać do miłości ludzi" rzekł Ojciec Święty w jednej z ostatnich homilii do Narodu. Rozważcie Jego słowa, zastanawiając się nad moją ofertą. Nie jestem godzien lizać Waszych butów, jestem zasługującym na pogardę ścierwem skamlającym bezradnie jak kundel parchaty, ale moja gotowość do bycia częścią doskonałego, perfekcyjnego wręcz mechanizmu waszej Firmy nie pozwala mi milczeć. Musiałem spróbować, wiedząc nawet, że narażę się na Wasz słuszny gniew moją bezprecedensową propozycją. Niech będzie to gniew ojcowski, po którym nastepuje przebaczenie - nawet jeśli na nie, w odrazającej mej miernocie, nie zasłużyłem. Zaklinam na Wszystkie Świętości, zmiłujcie się!!!
18.06.99
pojechali. dopiero co się obudziłem (po upojnej nocy z moją pracą dyplomową musiałem zafundować sobie odrobinę rozpusty), a ich nie ma. przyjechał krzysiu, zabrał. sam zostałem. co robić? grać mi się nie chce, spać bez sensu, widoku źródeł oraz worda mam chwilowo dosyć. tęskno mi za wszystkimi, za anetką, prezesem, chłopcami... (oczywiście wszyscy wiecie, jaka jest ich kolejność w moim sercu... PREZESIE, GDZIE TY??? ;) może doprowadzę do porządku l.a.s.k.ę? dobranoc.
...i dzieńdobry zarazem. słonko wstanie za kilka godzin, a l.a.s.k.a. już biega. wszystkie linki mają małe literki, więc skoro tylko postawię linuksia... nie, nie będę po raz kolejny obiecywał WIELKIEJ AKTUALIZACJI... po prostu to zrobię.
22.35
ciągle nikogo nie ma. raz zadzwonił nawet dzwonek i z nadziei o mało co nie spadłem z krzesła, ale to tylko gruby maciek postanowił sprawdzić, czy jest ktoś w domu. widziałem - cały dzień czaił się ze swoimi pod naszym oknem. gdyby nikt nie otworzył drzwi, wszedłby przez balkon i podusił nas wszystkich we śnie... co ja mówię. nikogo oprócz mnie by nie zadusił. nikogo... nikogo nie ma. pustka. dużo pustego miejsca a ja sam w tym dużym pustymdomu. wyrzuciłem dzisiaj śmietnik. dużo pustegomiejsca dużo świeżegopowietrza duszęsię trzebapomóccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccc
24.06.99
"Farewell miss Izabela. Farewell..." Wokulski
koledzy nie lubią vima, więc wpisów niewiele... nieuchronnie zbliża się koniec. arek dał sobie upust w występują4 i pomachał nam rączką, swawek pewnie jeszcze pomacha... czas na mnie.
Chciałbym niniejszym podziękować wszystkim przybyłym za wyróżnienie oraz przyznanie mi Statuetki. Dziękuję Mamie, która zawsze była ze mną w trudnych chwilach, Tacie, który nauczył mnie walczyć o swoje i nie poddawać się w bezwzględnych okolicznościach przyrody. Dziękuję cioci, która odegrała równie wielką rolę w mojej życiowej edukacji (właściwie, powinienem podziękować wszystkim ciociom, ciotkom i ciotom)... Wujek, Stryjek oraz Dziadostwo również nie zostaną zapomnieni. Dziękuję Rodzino, Przyjaciele, Koledzy, Wrogowie, Obcy Ludzie. Bez was byłbym niczem.
Dziękuję całemu gronu nauczycielskiemu, a zwłaszcza Marii Miedzianowskiej za wytyczenie azymutu, który doprowadził mnie w miejsce, w którym się obecnie znalazłem. Dziękuję Dziadkowi Marianowi za szkołę stosunków międzyludzkich a jego wszystkim lokatorom za zapewnienie mi (mojej blasze?) poczucia bycia potrzebnym. Grzybuniowi za mądrość, stateczność oraz Radio Maryję. Ojcu Dyrektorowi za fanatyzm a Piotrowi za łagodność. Ministrowi za twardą, koleżeńską pięść oraz refleks. Wojtkowi za bacik i skórzane buty do konnej jazdy. Studentowi Tomkowi za zaciętość oraz dobre piwo. Panu Sakowi za mieszkanie na grunwaldzie. Szurniętemu Wojtusiowi za mocz w windzie. Panu Właścicielowi z grunwaldu za znalezienie Pani Marzenki. Pani Marzence za dobre chęci, a Arturkowi za protekcję. Cezaremu za miłość do poezji (Verlaine) i za darowanie życia. Pani Właścicielce za silne nerwy i płacenie rachunków. Wszelkim sąsiadom za niepuszczanie głośnej muzyki i nierobienie hucznych imprez.
Dziękuję licznym gościom, bez których byłoby smutno. Kreatorowi, który nauczył mnie widzieć z trzeciej strony. Geniuszowi za jego Geniusz (krimzonów masz w prezencie... :). Michałowi, Dużemu Rucie, Krzysiowi, Myszy, Magdzie i innym przybyszom z Jeleniej Góry, którzy nie pozwolili mi zapomnieć o korzeniach. Ojcowi, dziękuję za częste i owocne wizyty. Wszystkim innym (nawet jednorazowym) Przybyszom za koloryt oraz brak tlenu.
Dziękuję Anecie za widokówkę.
Dziękuję Rucie za prawdziwie męską przyjaźń, która łączyła nas przez ostatnie pięć lat i za Hermetyczność, której był mi Mistrzem. Arkowi za tolerancję, liczne przysługi, dokładność, akuratność, gderanie oraz za to, że zawsze był najlepszy. Sławkowi za wiedzę o życiu, syntezatorach i wszystkim innym.
DZIĘKUJĘ PREZESOWI. Wybacz, ale nic więcej nie przejdzie mi przez gardło...
...
Byliście dla mnie wszyscy tacy dobrzy. A ja... trochę mi głupio. Wybaczcie. To, że używałem waszej pasty do zębów, mydełka (nie tylko, kiedy upadło...), koki, masła, chleba, zupek chińskich, wurstu, pomidorów, papryki, szczypioru, serków, szynki i innych wiktuałów. Przepraszam. Przepraszam za pierdzenie przy jedzeniu i nie tylko, za bekanie w nieodpowiednich momentach (mówiłem wam już, to obciążenia z dzieciństwa...) i za wszystkie moje płyny ustrojowe. Za mój egoizm, nietolerancję i wszelką zawiść. Nie chciałem, to znaczy chciałem, ale potem było mi z tym źle. Sławka za to, że zabrałem mu pamięć i procesor, Rutę za zabranie mu karty muzycznej, Arka za zabieranie mu klawiatury oraz Prezesa za niedanie mu pudełka. Prezesa nawet nie próbuję przepraszać - gdybym chciał naprawić całe zło, które mu wyrządziłem nie starczyłoby mi życia...
Przepraszam za tlen, który zużyłem, oczy, które zepsuliście sobie wszyscy czytając ten cały krap i w ogóle. Już nie będę.
Dziękuje wszystkim za przyjęcie przeprosin. Wiem, znam zasady - "wybaczyć owszem, zapomnieć nigdy", ale nawet sama świadomość, że wiecie o moich przeprosinach jest mi ulgą. Będzie mi nieco łatwiej żyć. Owszem, nie będzie to już beztroskie życie, o nie - raczej próba cichego odejścia, tak, aby nie czynić zła gorszego niźli się uczyniło. Byłem złym ludziem - wiem, ale Dzięki Wam zrozumiałem ten fakt i chociaż nie moge już nic naprawić, to przynajmniej mogę się do tego przyznać. Przyznać do tego, że jestem szują. Wiem, może to zabrzmieć jak żart - niejednokrotnie nazywaliśmy sie w żartach "cwelami", "ciotami", "pedałami", a nawet "kurwami". Ale żarty żartami, a rzeczywistość jest o wiele bardzie smutna.
Czuję się jak ostatnia szmata. Moja niezmierzona podłość, małostkowość i inne liczne przywary sprawiły, że nie wiedzieć kiedy stoczyłem się na samo dno. Proszę, zostawcie mnie - nie chciałbym odchodzić ze świadomością, że pociągnąłem za sobą kogoś z Was w niezmierzoną otchłań skończonego sukinsyństwa. Kurwiłem się robiąc dobrą minę i udając grzecznego i miłego chłopca. Tak naprawdę wszystkie te ą i ę służyły tylko ukryciu moich niewybaczalnych i niegodziwych poczynań. Na Boga, gdy o tym myślę, zęby zgrzytają mi ze wstydu i boleści... Na Boga, jak mogę powoływać się na Jego Imię, ja podły. Nie mogę już, nie patrzcie na mnie, proszę... nie.
24.06.99
Tu Sławek, po raz ostatni chyba. Nie mogę poskładać myśli do kupy, jakoś nie mamjeszcze świadomości końca. Prawdopodobnie znalazłem pracę od września, więc lipiec i sierpień spędzam w domu, w JG. Będę miał wakacje. Zostało nam już tylko kilka dni. Cała nasza piątka rozpełznie się po mrocznych zakamarkach wszechświata i każde pójdzie w swoją stronę [no, prawie, bo Kruku i Aneta pójdą w swoją razem]. Wypada się pożegnać. Było miło. Wesoło. Bezproblemowo. Przeszłość zawsze się idealizuje i to mi sie podoba. Jak sie rozstaniemy, to dalej będziecie moimi kolegami [ja też będę mieszkał we Wrocławiu]. No, to pa! [Łza się w oku kręci]Przepraszam, dziękuję, smacznego.
24.06.99
Na razie.
30.06.99
na razie się zaczynamy zbierać do wyprowadzki - za chwilę mają przyjechać matoły, które nas kupiły. wiem, że nieładnie oceniać ludzi po pierwszym wrażeniu, ale mają komórkę i narzekali na rozmiar arkowego leża. trzeba im jednak oddać sprawiedliwość - możemy sobie pomieszkać do piątku, bo te ciołki jadą na wakacje (kolejny powód do obelg - wszyscy, kurde bele, jadą na wakacje, a ja? a ja nie wiem nawet gdzie będę za kilka tygodni... smutny los, ale już się trochę rozjuszyłem przeprowadzką, więc patrzę z ufnością w nadchodzące dni. jak Bozia da, to za pięć dni będę mgr. trzymajcie kciuki...
Ot, i natał koniec na samym początku. Jak ty mógł Dobry Panie Boże tak się pomylić. To było dobre pięć lat - prawie ćwiartka mojego życia (to i tak znacznie mniej niż dla młodego Kruka). Wiele się zdarzyło, niemało się nauczyłem. Żyłem z wami pięć, cztery, dwa lata. Dziękuję za każdy z minionych dni - nigdy was nie zapomnę. Dziadek, Grunwald, Sienkiewicza, Stalowa na zawsze pozostaną kamieniami milowymi mojego życia. Wojtek, Minister, Student, Dziadek, Naruszewicz, Marzenka, Artur, Grzybunio, Pani Właścicielka, Babcia, Gruby Maciek, Prezes - ludzie którzy wpisali się złotymi zgłoskami na kartach mojego życia. Dziękuję za poczętunki mocarzami, trening boksu, wyluzowanie, szkołę postępowania z ukochanymi kobietami, zdobycie umiejętności zachowania pogody ducha w ciężkich sytuacjach życiowych, zrozumienie konieczności uległości wobec silnych mężczyzn, naukę czułości wobec rodziny, za stoicyzm, za to, że nawet nie wiem jak się nazywa, za siłę prawdziwego uczucia, które ciosów się nie boi, za to, że wiem jak ciężkie może być wspinanie się na schody, za to, że czasem mi pozwolił...
To była naprwdę piękna męska przyjaźń. Byliśmy jak Sonny i Tabs, Franz i Olo, Marlowe i ten drugi. Coś się kończy, ale może nie tak całkiem. Spotkamy się czasem, pójdziemy do knajpy :-), napijemy się, powspominamy stare dobre czasy. Zaśpiewamy, posłuchamy radia (prawie wszyscy), powiesimy kruka, odbędziemy tajemnicze rytuały na balkonie, położymy prezesa na kocyku, zjemy grzanki tegoż, porzycamy się bałwanem, przyłożymy sobie ręcznikiem, lub butelką, powalczymy o pierwszeństwo w kiblu, zrobimy syf, nieposprzątamy, zorganizujemy mikołaja. Zawsze gdy będziemy robić którąś z tych rzeczy, razem lub osobno wspomnimy te piękne czasy.
Wzruszenie..., koniec..., pa...
30.06.99 23.15
Ostatnie chwile MiedziaNetu. Ostatni Kwak. Ostatnie fragi (K7:R1). Ostatni pakiet niosący wrażą rakietę. Piękna śmierć. Shutdown.