Występują 4, i wreszcie zgadza mi się liczba...


Po długich poszukiwaniach, awanturach i mordopluciach mieszkamy sobie spokojnie tutej. Tu jest fajnie. Wszędzie daleko, ale fajowo. Pancerne drzwi na domofon - jak zwykle zmieniliśmy szyfr, tym razem dzwonimy już trzy razy. Gdy uda się otworzyć te drzwi, to na wprost są schody, a wyżej są, bo tuż obok niżej jest piwnica, ale wyżej, a jeszcze obok są wejścia do mieszkań sąsiadów, ale NA WPROSSST... to my. Biała, dopiero co umyta pilśniowa płyta. Nie ma dzwonka, ze względu na tradycję i dzieci. A na marginesie, to smród nie jest nasz. Za drzwiami otacza Cię prostopadły przedpokój z pasiastą wykładziną. Po prawej stoi wieszak i szafka. Kurtek tu bez liku i bez sensu. Idąc w tamtą stronę mijasz toaletę. A! Toaleta! Właśnie, wejdź do niej. Fajna, nie? Kafelki, kafelki, a po lewej nie działa pralka. Na niej leży stylowy brązowy obrusik, gazetki i inne szlagiery, np. "Bardo, 6 rolek" i "Winetu". Nad pralką zwisa fajna szafka. Folia tam jest. Za pralką wystaje porcelanowa muszla klozetowa z opadającą klapą. Na brzegu są notoryczne kłaki. Na przeciwnej ścianie można się umyć w czystej nawet nie do końca wannie. Na pozostałej ścianie odstercza zlew. Nad nim duże, fajne lustro widnieje, tak. Obok są kosmetyki; bywa, że wspólne, chamy. Nad wanienką zwisają niespodziewanie ręczniki, też bez liku i bez... Plakaty i są, owszem i dyplom. Jak chcesz, to możesz odwiedzić Kruka i Swawka. Ich pokój wyłania się oczywiście za ubikacją. Drzwi z dystyngowanym kalendarzem lub kekako. Fajna szafka z pierdołami na powierzchni (zwłaszcza płyty kompaktowe, kwiatek, kubki i papiery, i łolkmeny też), za nią leży odłogiem Marcin i jego materac. Obok ledwo mieści się stolik ze sprzętem i mnoga kabli. Przed kącikiem składane krzesełka. Zaraz z lewej od drzwi wyleguje się Swawek na swym zielonym czymś. Sofa? Na ścianie przeciwległej do szafki zamontowano kiedyś balkon z oknami i wejściem na niego. Na balkonie stoi łóżko na sprężyny. Nie można nie wspomnieć o kalendarzu Jambudu z gołą aktorką w butach na rok 1999. Czasem bywa tutej tłoczno, głównie w piątkę. Idąc z powrotem, mijając kibel, natrafiasz kuchnię z usytułowaniem pod kątem prostym. Nasza miła właścicielka wepchnęła nam bardzo potrzebną białą pionową szafę z sześćdzisięcioma płaskimi talerzami. No i też kafelki, kafelki. Z przodu można wychylić się przez szyby opatrzone żółto-brązowymi kotarami do wycierania. Pod spodem odbija parapet z kilkudziesięcioma pudełkami po kamelach (a zaczęło się od koki na Sienkiewicza). Niżej zimny kaloryfer podtrzymuje ściereczki i reklamówkę z sucharami. Na lewo od okien widać lodówkę z telewizorem na niej. A przed nią, pod ścianą z durnymi plakatami, leży stół obok taboretów i krzesła do jedzenia zup. Na stole burdel, który udziela się również mebelkom z naprzeciwka, których szczególny styl podkreśla sławetny opiekacz. Obok stoi mini-kuchenka gazowa, z której wystaje kabel na prąd... Na tejże ścianie nie sposób nie zauważyć szafki z nachalnymi drzwiczkami. Na następnej ścianie, w lini równoległej do okien, a prostopadłej do stołu, wystaje zlew z suszarką na naczynia. Nieraz zdarza się nawet, że umywalka jest próżna. Nad nią wypukla się hak i ziaje otwór wentylacyjny. Wychodzimy. Jakieś głosy? A, to potem... Kierując się na prawo, przekraczasz próg dużego pokoju. Uderza Cię oszałamiający widok kanapy, książek, notatek, mebla konkretnie z barkiem, włochatej kapy i fascynującej bluzy dresowej. Nie wiem dlaczego. Pozostałe meble i pierdoły są nieważne, ale do odnotowania. Mianowicie, pod lewą ścianą odleża się Paweł na swym materacyku, za drzwiami trzyma duperele w formie plecaka i czarnej torby (dla kamuflażu). Na przeciwległej stronie pokoju (względem drzwi) stoją rzędem segmenty z różnorakimi elementami: ręczniki, spodnie, gazety, książki, papierki, folie, kubki, roztocza, łyżeczki, torby, buty, błotniki, gitara, pokrowiec, świeczki, szachy, sidiki, klej i cholera wie, co jeszcze. W tych meblach są szyby, które oddzielają widza od antycznej porcelany. I dokumentów i folii. Na prawo zwrot i przytłacza Cię nadmiar techniki graniczącej z porno. Wiecznie rozebrany komputer Pawła z dwoma głośnikami (ja pierdzielę...). No i najważniejsze - radiobudzik oraz lampka. Na zachwyt będzie jeszcze czas, bo robiąc plus 90 stopni zaczyna oblewać Cię pot i miłe dreszcze. To ja. Tu się uczę i tu śpię. Pod oknem trzyma się jeszcze zielona sofa (?), a obok niej moje łóżko. Polecam. Wracając do okien, zwisają tam czerwone zasłony, które skutecznie zniechęcają wszelkich kradziejów, bo okna to dotknięciem... Ale tu nie o tym. Tak ogólnie, to kontaktów mamy bez liku i naprawdę bez sensu. A teraz atrakcje. Wizjer. Małe okienko z widokiem na prawdziwe a jakże życie. Miłość, nienawiść, matczyna, czy młodzieńcza, wulgaryzmy i poezja, dobre rady oraz wróżby (62) i szacunki (78), piękne dziewczęta, młode i te starsze, zwierzęta domowe, stosunki międzyludzkie (co by to nie znaczyło, to dobrze myślisz...) i ten jedyny (niestety, nasz wizjer nie ogarnia w całości). To on trzyma wszystkich w garści i w kupie. Alfons Gruby Maciek. Jego zniewalające, oprawcze spojrzenie... jego zapach... jego barwa głosu... a jego przewalające się ciało... nie sposób tego zapomnieć i obojętnie obejść... Doprawdy, łatwiej przeskoczyć, he...

Opowiedział Arek, lecz tym razem z przymrużeniem oka traktować tego nie przystoi...


Występują (szczegóły umieszczone są w poprzednich Występują):

Marcin - pracuje już w Tecie, dużo zarabia, pije Pepsi, je zupki, ćwiczy, pierdzi, kończy studia.
Paweł - też kończy studia, zatwardziale pisze jakiś program, dalej pali i kaszle, no i zawsze głośno myśli.
Sławek - pracuje jako lektor angielskiego, tworzy muzykę, pali, rysuje, chrząka.
Arek - to ja.
Krzysiek - także pracownik Tety (3setny!!!), samodzielny, obowiązkowy, z wadą wzroku, w sile wieku - kobiety...
Aneta - dziewucha Marcina, skończyła reklamę, pobiera tlen.
Oliwia - luba Sławka, konie to jej pasja...
Asia - mała, ale Pawłowi wystarcza.
Grzesiek - tak, tak, to ten sam. Też pracuje, za 3 dni dostaje jeden wolny.
Niemcy - młodzi, prężni, długowłosi: Ralf, Matthias (studenci), oraz Rainer (pracownik).
Wojtek i inni - Wojtek, to szef Sławka, szybko ujeżdża Oktawię, a inni, to inni.
Po-Tolo - dobrze gra w kłejka, a na imię mu chyba Łukasz.
Michał - prawnik, wyłysiał, pali, ma wrzody, a jeszcze ciągnie...
Leon - noooooo! To Prezes, nic dodać, nic ująć.
Prezes II - miły chłopiec.
Właścicielka - blondynka, stara, zdziera i marudzi, ale jest okej.
Gruby Maciek - obleśne bydle, zarywa świnia do panienek za jedyne 78 zł, ale wróżki go nie lubią (tylko 62 punkty), a tak naprawdę, to ma na imię Marcin.
Ania i inne - brzydka podopieczna alfonsa grubego Maćka, nie chciała szefa - przyszły nowe, młodsze już.
Mama Maćka - metr sześćdziesiąt wzrostu, cztery metry w pasie, wieloródka i dobra żona, ale dzieci jej klną... oj.
Powodziowy Wybawca - groziła nam powódź, i na groźbach się skończyło, jego patyk i buty czynią cuda. Lat max 30.
Marek - mój kumpel ze studiów, głowa i wielbiciel niebanalnych gier.
Goœka - koleżanka ze studiów, przyniosła mi raz kartki.
Mysza - kiedyś tu była i piła wódkę, potem wyjechała.
Olga - była partnerka Michała, bardzo spokojna, ale nerwowa i agresywna.
Krzysiek z długimi włosami - uczeń Sławka, niedoświadczony jeszcze...
Tato Marcina - zabiera słoiki, a przywozi zupki i słoiki. Dobry człowiek.
Tato Sławka - też tu był, a jakże, wszyscy pamiętamy.
Wujek Marcina - chciał z nami zamieszkać, ale ma za słaby sprzęt.
Panowie z gazowni - spisują i czekają.
Żule - byli po drobne, jeden nawet miał fioletową twarz i przemówił.
Pan Kominiarz - opierdzielił nas delikatnie za zamknięte otwory wentylacyjne, a szczęścia nie przyniósł.
Listonosz - to ten pan, który przynosi listy... takie kartki w kopertach... nie wiem...
Pani z kurtkami - chciała sprzedać.
Roznosiciele reklam - roznoszą.

To chyba wszyscy. Jeśli kogoś pominąłem, albo skrzywdziłem, to albo przepraszam, albo taki miałem po prostu zamiar.


Jeszcze coś, zdajecie sobię sprawę, iż to mój ostatni wpis?... Było miło, ale się skończyło. Szkoda. Jak by nie patrzeć, to przeszedłem tu dobrą szkołę życia. A że o rozrywce nie wspomnę... Dzięki. Do zobaczenia, czy coś takiego.

Arek.


Skok do ULudzi 4