Jeśli chcesz przeczytać wstęp, to kliknij tutaj: "Występują 1"...
Ważniejsze momenty w logu:
  • nowe U LUDZI (część II)
  • Powrót do strony o Prezesie i jego Załodze

  • U LUDZI  

    nie przywiozłem floydów ze świnoujścia
    tołdi - lyonesse, czarna kompania 1, planeta zła?, coś jeszcze mimy
    creator - dead can dance
    mrówa - jakieś herezje, yes cd.*2, grolier cd., 20 zł dla ruty
    geniusz - 4 deceivery krimzonów + koncertowy king, werewolf
    leon - lacrimosa*1 (we francji), starwarsy rpg  


    *25.04.96
    kotlet ruty * 1/2
    bigos mój *1 porcja 100 gr
    sałatka * 1 porcja 100 gr
    chleb studenta * 2 kromki
    margaryna * 1 porcja na kromkę
    herbata * 3 torebki
    cukier * 4.5 łyżeczki
    wynajem śpiwora * 1 nocleg
    wynajem podłogi * 1 nocleg
    wynajem koca * 1 nocleg
    mydło moje * 1 umycie się

    *06.05.96
    gołąbek ruty * 1 (duży)
    chleb * 1 kromka
    herbata * 2 torebki
    cukier * 3 łyżeczki
    cytyna * 1 wcisk
    margaryna * porcja 2 kromki
    wynajem śpiwora * 1 nocleg
    wynajem podłogi * 1 nocleg
    wynajem koca * 1 nocleg
    mydło Protex3 * 1 umycie się

    *08.05.96
    chleb * 2 kromki
    ser * 1 porcja
    pepsi * 4 gule

    *09.05.96
    herbata * 2 torebki

    *13.05.96
    wynajem sprzętu noclegowego na 3 noce (rabat)
    herbata * 2 szklanki z cukrem
    bigos * 1 porcja 100 gr z chlebem (pozmywał)

    *14.05.96
    herbata * 3 szklanki z cukrem
    chleb ruty * 1 kromka
    chleb arka * 3 kromki
    kiełbasa ruty * 5 plasterków
    pomidor * 1/2 pomidora
    nocleg zarezerwowany 13.05

    *15.05.96
    herbata * 2 szklanki + cukier
    bigos * 1 porcja 100 gr (ale zrobił i pozmywał)
    chleb ruty * 3 kromki z margaryną
    sałata * 3 liście
    nocleg zarezerwowany 13.05
    // gdyby mu się udało zjadłby jeszcze chleb arka - dopisek mój

    *19.05.96
    sprzęt noclegowy - jedno spanie

    *20-23.05.96
    leona nie było jedną noc (z poniedziałku na wtorek)
    nie wyszedł głodny

    *24-26.05.96 (weekend)
    noclegi i jak wyżej

    - nie ma Ruty, szkoda bo bym go zabił Narsilem, który szepcze mi do ucha "Nie bój się Leon, zabij czarnego psa". Chyba niedługo przestanę się obawiać ręczników...

    Leon
    Leon jak zwykle stchórzył. Chociaż Ruta poniżał go na wszystkie sposoby - nie odważył się twardemu wolu rzucić wyzwania.
    Kruku
    *27-28.05.96
    2 noclegi
    herbata (afrykańska) * 3
    kromka chleba i twarożek
    zupa grzybowa z torebki z makaronem i parówkami * 1/2 garnka
    Narsil (kruczy) * jeden sparing

    - Narsil przemówił ponownie. Odpowiedziałem na jego wezwanie. Teraz Ruta leży i jęczy...

    Leon
    ps. Nie chciałem spać na bigosie ale się przemogłem.

    Leon zadomowił się na dobre. Przyniósł kapcie, wyraził troskę o stan naszej podłogi. Rozjuszył babcię skacząc z Rutą po balkonie. Po raz pierwszy chwycił za ręcznik.

    Kruku
    *29.05.96
    Leon znowu spał u nas. Nie chciał jeść, chociaż częstowałem (!) Wypił conieco. I chciał poodkurzać (sam!). Niestety, było zbyt późno i rozjuszyłby babcię. Babcia, o dziwo, przeprosiła nas za swoją nieprzemyślaną interwencję (chyba nie mają innych klientów).
    Kruku
    *30.05.96
    Leona NIE było (bo mu nie pozwoliliśmy przyjść - ciężko STUDIUJEMY (!). Prezes nie mógł do nas przyjść, więc wpadł do naszego kolegi Jamerka. Miło sobie gawędzili.
    Kruku
    *03.06.96
    To ja, znaczy się - Leon. Nie ma ani Kruka, ani Ruty. Co gorsze chleba też nie ma. Szkoda. Zrobię im niespodziankę i poodkurzam. Byłbym niepocieszony gdyby przyszli bez chleba - naodkurzłbym się na darmo... Oho, właśnie dowiedziałem się od Arka, że do Kruka przyjadą rodzice i Kruku będzie wszędzie sprzątał. No to nie odkurzam. Bo i po co ? Ja się namęczę a Kruku jutro sprzątając zaśmieci całą podłogę. Zdenerwowałem się. Z tych nerwów to chyba coś zjem...
    Leon
    Tak, tak, święta prawda... Właśnie "pożyczył" ode mnie 2 (słownie: DWIE... DWIE) kromki chleba średnio wypieczonego. I wziął od Marcina i Pawła musztardę i nazwał ich "szmaty", a na mnie powiedział, że "jak zwykle sakuję", a potem tłumaczył się, że wcale nie powiedział "szmaty". Dziękuję. [ A i na koniec - wszystko to zmyśliłem bo jestem gupi. A Leon jest wielki, wspaniały i bardzo mądry, a ja nie i wymyśliłem wszystkie te paskudne oszczerstwa z zazdrości. ] - oj, Leon, Leon...
    pisałem to ja, znaczy Arek
    Leon zjadł mnóstwo łakoci od Aśki (czekolada, kiwi i stuff). Kromkę z musztardą. Wypił herbatę afrykańską (z cukrem).

    *04.06.96
    Ruta wygnał Leona bo się uczy. Pewnie spał biedak pod mostem. Acha, przy sprzątaniu (tak, tak) wyrzuciłem naleśniki Prezesa, które Leon podarował nam tydzień temu.

    I oto jestem. Zaskoczyłem miłych gospodarzy i przyniosłem wino - markowe, i ciasteczka. Nic ichniego nie zjadłem (sic!). A i najważniejsza żecz tego dnia - Ruta znowu okazał się bierną szmatą - nie chciał walczyć! Jutro będę znowu.

    Leon
    Oczywiście prezes raczył nocować u nas. I wypił herbatę.

    *05-06.06.96
    Był, był, a jakże. Pojadł chleba z pasztetem, popił herbatą. Poprowadził nawet w ArsMagice i pospał sobie na podłodze! Podobno jutro go nie będzie...

    *07.06.96
    A jednak przyszedł! A to niespodzianka!

    *08.06.96 [sobota]
    Pomimo tego, że ma we poniedziałek egzamin ze statystyki, znalazł chwilkę, by wpaść do nas i zjeść kromkę chleba. Niestety, nie mógł zostać na noc...

    *08-....
    Prezes bywał, a jakże. Nie chciało mi się tego pisać. Niestety pod koniec sesji (~20 czerwca) Prezes przestał u nas sypiać! Być może ma to związek z niezaliczeniem projektów, ale kto wie? Może Prezes już nas nie lubi?

    jamer - jorune * 1


    Rozpoczyna się nowy rok akademicki 1996/1997. Z pewnością przyniesie nam wiele radości, smutków, wzruszeń i dużo nowych doświadczeń. Mam nadzieję, że dla wszystkich, a zwłaszcza dla Prezesa, ten rok, i nasza kochana uczelnia okażą się łaskawe.


    29.09.1996
    Przyjechałem ze stafem, ale bez pudełka kłamstw. Ledwiem się zdołał rozpakować, a już usłyszałem rzut kamienia. Któż to może być...?
    Kruku
    Przybyłem. Przybyłem gorejący jak krzak Mojżesza, tyle tylko, że gorzałem chęcią zwyzywania Kruka i Ruty. Przeszło mi. Przeszło mi gdy zobaczyłem Kruka - jego twarz nieskalana myślą . . . Jak mogłem się gniewać na taki brodzik intelektualny. Wybaczcie mi, bo ja (prawie) mu wybaczyłem. Teraz czekam na Rutę. Ciekawe czy i jemu wybaczę . . .
    Leon
    30.09.1996
    Prezes pograł sobie rankiem w duma i opuścił nas niestety. Przyszedł dopiero koło piątej - zaprosił do nas geniusza. Później pokazał Grzesiowi nowy system karciany - Guardians. Grzesio wygrał i mu się spodobało. Ja przegrałem, ale to nic. Wchodzimy w ten system, ale tylko po jednej podstawce. Prezes przyniósł do nas smakowite orzeszki włoskie i zrobił kupę w naszej lśniącej czystością muszli klozetowej. Użył papieru ruty, który poznał... po czym? Prezes właśnie miesza sobie cukier w naszej eternalnej herbacie. Życzymy mu smacznego.
    Kruku
    31.09.1996
    Jest piękny słoneczny poranek, a prezes rozkosznie przeciąga się i uśmiecha. Tę noc spędził na naszej podłodze, co prawda bez śpiwora, ale za to na kocu, który dał mu ruta. Pożywił się nasz prezes chlebkiem z pasztecikiem i keczupkiem, który sam sobie przyrządził.
    Kruku
    Wczorajszą kanapkę z kotletem (około połowy) zrobiłem mu sam i osobiście. Bardzo mu smakowała.
    Ruta
    01.10.1996
    Prezes powiedział rano, kiedy od nas wychodził, że dzisiaj musi robić projekt i do nas nie przyjdzie. Na szczęście rozmyślił się i wpadł na chwilę wieczorkiem, aby pokazać swoje nowe karty. Kupił je za pieniądze, które jest mi winny - po prostu nie mógł się oprzeć. Nie wchodzę w Guardiansów. Kiedy Prezes pokazywał Sławkowi, jak należy grać na komputerze poszliśmy z Rutą do Myćki i Grzybunia, a potem do samego życia. Kiedy wracaliśmy założyliśmy się czy będzie u nas Prezes. Przegrałem - był. Jak mogłem nie wierzyć w naszego ukochanego wodza - teraz będę pierwszy odkurzał i wyrzucał śmieci. Prezes łaskawie wyzwał nas od pedałów i zapadł w słodki sen na kocyku Ruty.
    Kruku
    02.10.1996
    Zapisy. Mieliśmy wstać o 5.30, ale budzik nie zadzwonił. Obudził nas Prezes stukając w klawisze. Ma nas dzisiaj opuścić na dłużej, bo ma projekty do zrobienia, ale może wpadnie. Ma też być Jamerek, Ojciec i kto wie kto jeszcze? Zobaczymy.

    Wpadł Jamerek i... Prezes! Zagraliśmy sobie z Arkiem w Warlordy dwa - do jedenastej. Jamerek pojechał do domu, ale Prezes nie miał już autobusu i został u nas na nocleg. Smacznie sobie spał.

    03.10.1996
    Byłem dzisiaj na wykładzie aż do końca. Umówiliśmy się z Prezesem, Jamerkiem, Arkiem i Przemkiem na podwójną partyjkę Warlordsów. Graliśmy cały dzień, aż Jamerek i Przemek musieli sobie pójść. Na szczęście Prezes mógł zostać na noc, bo Ruta poszedł się przejść i łóżko było wolne.

    04.10.1996
    Prezes już od rana przechodził nową grę, a potem miał zajęcia z Historii Urbanistyki Współczesnej. Miał godzinkę wolną, więc poszliśmy do Lemona wymieniać się kartami. Prezes dokonał wielce korzystnej wymiany, a potem odwiedziliśmy jeszcze Leszka. Niestety nie chciał rozmawiać z Prezesem i Prezes powymieniał się tylko (wielce korzystnie) z Adasiem. Umożliwi mu to - jak powiedział - oddanie mi długu do końca tygodnia, czyli do jutra. Niestety nie starczyło już czasu, aby Prezes mógł zdążyć na zajęcia.

    Kruku - zbuku
    Więcej do nich chyba nie wpadnę. Od wczoraj głodzili mnie i musiałem iść spać ino o arkowym chlebku, Bóg mu zapłać! Oba pedały obrażały mnie na różne sposoby. Nic im to nie dało! Speszony niepowodzeniem ruta podkulił ogon i uciekł wieczorem. Wrócił kajając się dnia następnego. Chciał mnie przekupić ciasteczkami. Nie udało mu się - zjadłem tylko trzy, no może cztery. Ruta jest tak przybity, że prosi bym nazwał go p... lub ewentualnie ch... Ale nie, ja złych słów nie używam! A, byłbym zapomniał, że kruku-zbuku wykazał się jak zwykle kompletnym brakiem ogłady i obrażał mnie przy gościach. Żałosny pajac. Przebacz im Ojcze bo nie wiedzą co czynią.
    Leon
    Ps. Ten mój dopisek obejmuje dwa ostatnie dni. Wcześniej nie miałem czasu ni ochoty by to zrobić. Wkrótce napiszę czym jest ruta.

    Mimo wszystko Prezes pozostał u nas do wieczora, a po krótkiej imprezce w Samym Życiu wrócił do nas na nocleg. Wygodnie sobie spał w pełnym luksusie - miał do dyspozycji ruciane łóżko... Mimo tego, to ja, a nie ruta, jestem od dzisiaj Ulubionym Cwelem Prezesa - ruta nie chciał postąpić zgodnie z łagodną sugestią Prezesa i nie zjadł peta. Poza tym nie uratował Prezesowi życia kiedy ten usiłował się rzucić pod samochód.

    Kruku
    05.10.96
    Rankiem skoro świt prezes nas opuścił. Ponieważ udał się do Jeleniej Góry nie mógł spać u nas z soboty na niedzielę i z niedzieli na poniedziałek. Rucie na pewno bardzo go brakowało.
    Kruku
    Są jednak tacy, którzy twierdzą jakoby prezes odwiedził nas potajemnie wraz z krukiem około niedzielnego przedpołudnia. Mnie tutaj nie było ale tym bardziej nawet mi Go brakowało.
    Ruta
    Nic nie wiem o rzekomym niedzielnym przedpołudniu (Kruku)

    07.10.96
    Nowy tydzień, nowa wizyta Prezesa. Nadal walczy o przyjęcie projektów. Aby ukoić zszargane nerwy wpadł do nas na herbatkę i drobny poczęstunek. Przyprowadził ze sobą Geniusza. Wkrótce do grona gości dołączyli Jamerek, Sławek, Michał, Mysza, Myćka i Grzybunio. Skuszeni odgłosami rozmowy wpadli do nas znajomi studenci z sąsiednich pokoi - Wojtek i Tomek. Bardzo miło nam się gawędziło - niestety, z konieczności, w podgrupach. Nie wiem jak skończyły się te zajęcia, gdyż udałem się na w.f. Kiedy wróciłem wszystko wróciło do normy - pozostała u nas tylko czwórka gości, więc było znowu czym oddychać... Prezes ułożył się dzisiaj pod moim łóżkiem. Byłem zaszczycony.

    Kruku
    08.10.96
    Kiedy się obudziłem Prezesa już nie było. To było straszne, nie powiedział nawet czy wróci. A dzisiaj ważny dzień w karierze naszego Prezesa - wrócił gość z Tunezji, który ma zaliczyć projekty Prezesa. Na szczęście Prezes nie stracił zimnej krwi i spotkałem go w Centrum Gier kiedy wchodziłem w Guardiansy. Grał sobie w najlepsze. Po obiadku Prezes wpadł do nas na partyjkę guardiansów z jamerkiem i ze mną. Napewno by nas ograł pomimo moich bezczelnych oszustw, nieznajomości przepisów i pomimo tego, że nie miał prawie żadnych armii... ale niestety jamerek musiał nas opuścić. Prezes próbował mi też sprezentować wiele cennych kart w zamian za mojego Archanioła, ale uznałem, że to dla mnie za dużo. Prezes jest dla nas czasami zbyt łaskawy.
    Kruku
    Tja, Guardiany szturmem opanowały rynek. Nawet Kruku przełamał się. Spotkałem go w Centrum gdy kupował talię. Na okazję obadania kruczych kart musiałem poczekać do popołudnia gdyż ten obawiając się sępów uciekł cichaczem. Widziałem karty. Niezłe. Jedna całkiem fajna ale Kruku nie chce wymienić, zgred. Zagraliśmy partyjkę, i gdyby nie Jamer, tradycji stało by się zadość - Kruku ,grając pierwszy raz, prawie wygrał. No, może "prawie" to za dużo powiedziane. A i jeszcze jedena ważna sprawa:
    !!! NIE MÓWIMY DO SIEBIE BRZYDKO !!!

    - od dzisiaj ale nie wiadomo do kiedy.

    Leon
    09.10.96
    Byłem tu ale nie pamiętam co zużyłem... Pewnie herbatka i trochę chlebka. Nie pamiętam bo mam wiele spraw na głowie - chcą mnie wyrzucić z uczelni... szmaty. Pierdolony kruku brzydko sobie zlewy robi. No niech mu mundurowi mydełka podnosić każą! Trza nam do domu.
    Leon
    14.10.96
    Bóóój to jeeest nasz ostaaatni. Krwaaawy skooończy się trud...
    Ja (czyli Leon)
    Tak, tak. Już w momencie przestąpienia przeze mnie progu naszego laira wiedziałem że z Prezesem jest coś nie tak. Stracił już nadzieję. Na szczęście nie stracił humoru, zastąpił go humor wisielczy. Nie mówimy już do Prezesa "pedale" bo ktoś mógłby pomyśleć, że jest naszym bratem...
    Kruku
    15.10.96
    Koniec zbliża się coraz większymi krokami. Wygląda na to, że wkrótce nastanie koniec na samym początku (jak ty mógł - dobry Panie Boże - tak się pomylić). Mundurowi mogą się już wkrótce zająć nie krukiem, a właśnie samym PREZESEM. Tymczasem siedzimy sobie tu spokojne, jakby nigdy nic, prezes uśmiecha się (choć coraz bardziej nerwowo). Wszystko zdaje się być jak dawniej, ale...
    Ruta
    Czy Prezes dostanie dziekankę? - to pytanie zaprząta umysły wielkich tego świata. Pytanie na tyle ważne, że swoją wagą przyćmiewa nawet to, że dzisiaj, w poniedziałek 14.10.96 o godzinie 18.59 odkurzyłem. Jutro ruta kupuje gazetę o disko polo. Jutro Prezes pójdzie walczyć z dziekanatem. Żywił y bronił. Oby jeszcze trochę pożywił.
    Kruku
    Oj głupiś, leon głupiś - czemuśże projektów na czas nie robił? Jednego nie żałuje tylko: nocy spędzonych na podłodze... Rajów gaśnie pożoga i Słońce - wróg mój największy, Słońce wstaje wielbić Boga. Ej dana, dana matula kochana dobrze mi radziła... Miałeś chamie złoty róg...ostała ci się ino pusta tuba... Spleen...
    Leon
    Schyłek, fin de siecle, koniec wszystkiego prezesowi się ze strachu na czachę rzuciło.
    Ruta
    Głupiś ruta, głupiś - którz tak dzieci bija ?
    Leon
    Prezes pisze, że nie żal mu naszej podłogi - zobaczymy, co powie, kiedy przyjdzie mu spocząć na obmierzłej wojskowej pryczy. Nie żebym miał coś do wojskowych ale...
    Kruku
    Et tuo Corax ?
    Idy marcowe - Leon
    W grobie leży, którz pobierzy...
    Ruta
    Umarł Leon umarł i leży na desce
    A jak mu zagrają postudiuje jeszcze...
    A gdy Leon szedł na wojnę to mu grały wierzby polne...
    Leon
    Kruku
    Na grobie napis: tu leży taki a taki
    Każdy z nas jest Odysem co wraca do swej Itaki...
    Leon
    14.10.96
    Dziadek naprawia kran po raz któryś, więc zamiast się umyć napiszę parę słów. Rano, jak przez mgłę, widziałem jak Prezes wychodzi. Złożył kocyk, odłożył na bok poduszeczkę. Z ciężkim westchnieniem podniósł swoją ciężką od projektów (niestety, za późno!) tubę. Przystanął jeszcze na chwilę w progu, by obrzucić jeszcze ciepłym i pełnym wspomnień spojrzeniem nasz skromny pokoik. I wyszedł w końcu, być może ostatni już raz... Nie mogę dalej pisać, to zbyt bolesne... Buuuuuuu... Prezesie! Wróć!!!!
    Kruku
    Przeczytałem właśnie spis wszelkiego z ostatnich paru dni. Nie powiem, żebym był zadowolony. Możliwość straty prezesa jest dużo bardziej poważna, gdy stoi tuż nad(pod)emną? Tak naprawdę nie zdążyłem jeszcze poznać Marcinka (prezesa) dość dobrze i nie wiem, czy będę miał do tego sposobność. Ale cóż, nie nowość to płakać po stracie... Dla osłody przyniosłem Prezesowi trochę zdjęć z obsranymi paniami...
    Jamerek
    15.10.96
    Hip hip hura - Prezes nie został wyrzucony ze studiów. Dostał tylko sześć warunków, ale co to dla niego. Znowu tryskał humorem i promieniał szczęściem. Dzięki wam, o Bogowie!
    Kruku
    16.10.96
    Dziadek odciął nam wodę i zablokował zamek w drzwiach. Mamy jeszcze trochę chleba, kilka kotletów i parówkę. Żywcem nas nie wezmą. Ponieważ zostaliśmy uwięzieni Ruta nie mógł pójść na wykład (palec Boży!). Ja zresztą też. Najgorzej było z Prezesem, który ma dziś odebrać odpowiedź na jego podanie o te wszystkie warunki. Musiał biedaczek schodzić przez balkon. Asekurowaliśmy go naszą liną (niestety nie chciał ubrać pętli na szyję). Prezes ma przyjść później i przynieść nam coś do jedzenia i trochę wody. Skończyły się kotlety. Nie wystarczy jedzenia do jutra dla nas wszystkich. Chyba zagramy w karty...

    Właśnie okazało się, że drzwi wcale nie były zablokowane, i że Prezes na darmo ryzykował swoim cennym zdrowiem.

    Kruku
    Ruta kupił gazetkę "Super Disco". Mamy ekstra plakat Top One/Fanatic i Leszka Gaińskiego. Plakat Leszka ma coś po drugiej stronie, ale w hołdzie Prezesowi nie wzięliśmy jej pod uwagę. Graliśmy w kości o to, jak powiesić ten pierwszy - wygrał Top One, będzie wisiał aż się znudzi.

    Prezes już na pewno studiuje. Przyszedł do nas po pieniądze (potrzebuje tylko dwóch baniek na opłacenie warunków). Był bardzo radosny, ale nie chciał ze mną w nic zagrać. Nawet w moje ulubione Warlordsy 2 deluks. ps (skrót od PrezeS) zjadł rankiem moją parówkę. Chyba mu smakowała.

    Kruku
    17.10.96
    "noc tak długa jest
    by zrozumieć sens
    mapę obcych ciał
    budzą dziki szał"
    Anna M. - "Szum fal"

    Prezes obudził się o 5.40 rano, ale nie chciał zakłócić snu ruty i nie usiadł do komputera. Dopiero kiedy wstałem po dziewiątej, Prezes odważył się wstać z kocyka. Godna podziwu troska o nasz spokój i ciszę. Prezes idzie dzisiaj zapłacić do kasy i jest już prawdziwym studentem. Mimo jego widocznej (na twarzy i nie tylko) radości nie chciał nic dopisać do pliku - podstępnie usiadł do edytora, po czym chyłkiem zaczął kisować. Bardzo zresztą gustownie.

    Kruku
    Alleluja! - zagrały surmy niebiańskie - jestem studentem! Wszystkie te przeżycia ostatnich miesięcy udowodniły mi, że z architektury wylecieć nie można. Załatwienie wszystkich warunków kosztowało mnie długą rozmowę z panią dziekan (zresztą całkiem miłą) w kantorku.

    No a teraz o domku. Kruku przez cały dzień judził cobym zagrał w warlordsy deluksy. Ale się nie dałem. A i jeszcze jedno - wczoraj wieczorem uraczyłem moich miłych współlokatorów cudownymi opowiastkami. A oni co ? Żaden nie raczył tego zanotować - niewdzięcznicy. No dobra, trza kończyć - idę zapłacić do kasy za warunki.

    Leon
    p.s hmmm, nawet nie wiecie jak fajnie być studentem...

    To nie prawda. Słuchaliśmy pilnie co mówił Prezes i wszystko pamiętamy. Prezes opowiedział nam kilka ciekawostek o językach ugrofińskich, o najwyższej wieży w Toronto i o historii broni.

    Kruku
    20.10.1996
    Spodziewając się wielkiej fety na moją cześć, dumnie wkroczyłem do naszego domku w niedzielę wieczorem. Wielkież było moje rozczarowanie gdy zamiast miłego memu sercu - ruty z kwiatkami we włosach i kruka z pantoflami w zębach przywitał mnie student.

    Hmmm...nie przypuszczałem nawet, że studenci mogą być tak twardzi. Wojtek grał bite trzy godziny w pinbola. Czekałem na naszego murzynka długie godziny. Niestety nie przyszedł. Pościeliłem sobie krucze łóżeczko i poszedłem spać. Śniły mi się kruki goniące małych czarnych dzikusów...

    Leon
    21.10.96
    W poniedziałek skoro przyjechałem z domciu natknąłem się na Rutę i Prezesa. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że wracali ze sklepu spożywczego, w którym Prezes dokonał zakupów jedzenia. Kupił cztery parówki, keczup, musztardę dla żydów, bułkę i pięć jajek. Jajka dał nam w prezencie.

    To jeszcze nie koniec niespodzianek. Prezes przejawiał dzisiaj nadmierną, a wręcz niezdrową ciekawość w kwestii ciągnięcia/dawania sobie ciągnąć laski przeze mnie/rutę. Staraliśmy się ją oczywiście z rutą zaspokoić ale Prezes nie ustawał w pytaniach. Oprócz tego, że zarzucał nas pytaniami (Grzesia zapytał nawet czy kuzynka robi mu laskę), Prezes raczył nawet żartować - wyjątkowo zresztą błyskotliwie. Już wiemy dlaczego rutę bolało tak strasznie gardło, że nawet przestał używać złych słów, a nawet mówić w ogóle. Z laską trzeba ostrożnie...

    Ach, oprócz Prezesa wpadł do nas Geniusz. Nie udało mi się go pozbyć w żaden sposób po szermierce w tawernie i cóż... wpadł do nas i nijak nie dawał się wyprosić. Nie reagował nawet na grubymi nićmi szyte aluzje ze strony naszego chorego kolegi. W końcu wyszedł, tuż przed jedenastą, bo nie miał później autobusa.

    Kruku
    Obudziłem się z przeświadczeniem, że świat się zmienił. Postanowiłem zebrać jak najwięcej informacji o tym i o owym. Popytałem trochę Grzesia, który do nas raczył zawitać, trochę chorego rutę i nawet trochę kruka. Dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy: No cóż, z zebranych informacji wcale nie wynika, że świat się zmienił - wszystko zostało po staremu a co za tym idzie - moje ranne przeświadczenie okazało się błędnym. No cóż wniosek jeden - nie należy wierzyć uczuciom, wiedza poparta rzetelnymi faktami to podstawa.
    Leon
    Odkryłem u siebie pewne zdolności prekognicyjne. Mam bowiem prorocze sny. Sny, które się spełniają. Niestety nie traktują one o rzeczch ważnych jak na przykład wynik losowania w totolotku. Są one raczej błachej natury - pare zdań, gestów czy sytuacji. Wątpiący zapytają zapewne czy to aby nie zwykłe deżawi. Nie. Po pierwszych paru przypadkach postanowiłem to sprawdzić eksperymentalnie i zapisywałem co bardziej zwykłe sny, co do których istniała szansa, że są tymi proroczymi. Wyniki przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Z 11 zanotowanych aż 4 okazały się spełnić. Możliwość widzenia przyszłości wpłyneła na moje zainteresowanie jej naturą. Moje przemyślenia doprowadziły do kilku interesujących wniosków: Wniosek - muszę jeszcze poćwiczyć.
    Leon
    ps. jak tylko nauczę się zmieniać przewidywaną przyszłość ( czytaj: tworzycz rzeczywistość ) zajmę się pirokinezą, telekinezą a może i autoteleportacją.

    A może niech się Prezes zajmie tą wredną babą od niezaliczonych projektów..? (Kruku)

    22.10.96
    Prezes powiedział rankiem, że dzisiaj nie przyjdzie już do nas wieczorkiem, ale oczywiście wpadł. Był w bardzo dziwnym stanie i nastroju. Przede wszystkim zakupił nowiutki płaszczyk z lumpexu, którego najważniejszą zaletą była tzw. kieszeń na gumki, co wyjaśnił nam z dziwnym błyskiem w oku. Zagraliśmy troszkie w warlordsy, ale z Prezesem było coraz gorzej - zaczął chodzić nerwowo z kąta w kąt, mamrocząc pod nosem, że coś trzeba zrobić... Ujście dla roznoszącej go energii znalazł dopiero kiedy odwiedził nas Sławek z Michałem - Prezes zaproponował wyjście na piwo, które jak sam stwierdził mi POSTAWI (sic!). Hmm... po trzech piwach Prezes stał się nieco nieswój. Postawił mi trzy piwa (tak, tak) oraz knyszę*, a poza tym stał się strasznie jurny i metafizycznie wprost wygadany. Od grunwaldu wróciliśmy pieszo, ale warto było.

    Postanowiono, że eksperymenty dotyczące wpływu alkoholu na zachowanie Prezesa będą kontynuowane (już przy udziale ruty, który niestety nie był w stanie w nich uczestniczyć z powodu choroby).

    Kruku
    * - jak się okazało, stawiając to wszystko Prezes oddawał mi w ten sposób pożyczone pieniądze...

    23.10.96
    Rankiem Prezes nie wstał o zwyczajowej porze. Stwierdził, że nie powinien tyle pić i po pysznym śniadanku zrobionym przez rutę poszedł. Ma wrócić wieczorem, gdyż w nocy gramy we Flurpa. Ma być Kreator (!!!!), Michał, Jamerek i może ktoś jeszcze...

    Kruku
    24.10.96
    No i mamy niezbyt ciepły, kolejny dzień Jesieni. W nocy mieliśmy grać w Slurpa, ale po rozegraniu ze mną partyjki Głardiansów, Prezes stwierdził : " Dzisiaj nic z tego. Nie potrafilibyście wytworzyć odpowiedniego nastroju " (a przecież wygrał tę cholerną partię !). Po tym niezbyt smacznym manifeście swego lenistwa, Leonek mimo drwiących spojrzeń i wyrazów niesmaku Kruczka, siedział sobie, myślał i ani mu było do prowadzenia ( a byli tu: Kreator, Michał, Sławek, i reszta częstszych bywalców ). Pograliśmy sobie w W2 Deluksy i około czwartej legneliśmy tu i ówdzie ( ja w łóżku Ruty, który JAK ZWYKLE ugościł mnie po królewsku ).

    Kreator udowodnił (już po raz drugi), iż jest największym twardzielem i do ranka siedział przed blachą. Ja natomiast uciąłem sobie miłą pogawędkę z Kruczkiem, tyczącą się Biofordża, który to (jak to razem uzgodniliśmy) jest rzadkim przykładem gry nie pozostawiającej graczowi cienia radości. Rankiem (6.15) dzięki uprzejmości Arkadiusza opuściłem przybytek i udałem się do akademika medycyny. Spędziłem tam wiele upojnych chwil i oto jestem z powrotem (16.46). Niestety tym razem żadnych obesranych panienek nie przyniosłem.

    Jamerek
    26.10.1996
    Oto dziś dzień krwi i chwały - oby dniem wskrzeszenia był !

    Taaa...Najlmiszy...hłe, hłe, hłe...wbito Ci nóż w plecy.

    Taaa...jak mówił wieszcz wielki

    Hłe, hłe, hłe... A jak sie zapierał. Jak święcie oburzał. Jak żartować raczył. Zaiste aktor prześwietny. Taaa...jak mówił inny wielki tego świata - Jakiegoż aktora Rzym traci w mej osobie !!! Buuu...( łzy mi potokiem płyną ) - chyba pęknę, hłe, hłe, hłe

    Gwoli ścisłości wyjaśnienia potomnym się pewne należą: Otóż dnia pewnego, dość dawno, Kruk począł dni całe, a później i wieczory, w Strzegomiu spędzać. Wiedzeni nosami starych wyjadaczy szybko na trop kobiety w życiu Kruka trafiliśmy. Ten jednakże uparcie wszystkiemu zaprzeczał i święcie się oburzał, że niby on żadnej kobiety nie ma bo Prezesa ulubionym przecież jest cwelem.

    Taaa...a jednak nos mnie nie zawjódł bo oto dnia pewnego, gdy naszego gospodarza w domu nie było karteczka ciekawa przyszła:

    +------------------------------------------------------------+
    | Zmierzch                                      (Tu znaczek) |              
    | fot. Andrzej Stachurski                                    |
    |                                        (a na nim pieczątka)|
    | Najmilszy!                                                 |
    | Przyjeżdżaj w sobotę                                       |
    | rano, tak jak napisałeś                                    |
    | w liście.                                                  |
    | Nie martw się o nocleg.               ( Tu adres znajomy ) |
    |                                       (i adresata nazwisko)|
    |                   Aneta                                    |
    |                                                            |
    |    (tu trzy kwiatki)                                       |
    | P.S. Najlepiej (jeśli oczywiście chcesz)                   |
    |      zadzwoń w piątek ok. 20.00                            |
    +------------------------------------------------------------+
    P.s Oczywiście karteczki tej nie przeczytałem bo przecież cudzej korespondencyi nie przeglądam. Ot tak okiem rzuciłem...
    Leon
    28.10.1996
    Witam wszystkich czytelników tego loga. Tutaj nowy autor -- Rafał Ruta. Chcę wyrazić swoje oburzenie niezauważeniem mnie przez Kruka. We wpisie z 7.10.1996 napisał o wszystkich, którzy licznie się tego dnia zebrali. Napisał o Leonie, o Geniuszu, o Jamerze, o Sławku, Myszy, Michale. Tylko o mnie zapomniał -- jestem oburzony i to nie dla śmiechu, tylko naprawdę mi przykro, że o mnie nie nie napisał. The end.

    Jestem zły (wkurwiony) na Sławka i Michała za to, że umówili się na dzisiaj z nami na przyjacielską wizytę. Przyszliśmy do nich z Krzyśkiem, a i ch nie było. Błąkaliśmy się 3 godziny po Wrocławiu, a po powrocie ich dalej nie było. Właśnie usłyszeliśmy od Prezesa, że być może w czasie gdy tam dzwoniliśmy i dobijaliśmy się, to tam spał Sławek.

    Tu Krzysiek. Bardzo przepraszam za wszystko, co powypisywał Rafał. On nie zna Wrocławia i podczas jazdy do Michała tramwajem nr 17, który miał zmienioną trasę Rafał strasznie się rozkleił. Rozłożył mapę i próbował zlokalizować nasze miejsce. Na szczęście udało mi się podtrzymywać go na duchu do chwili, kiedy tramwaj wjechał znowu na swoją trasę.


    SPROSTOWANIE: Dnia 07.10.1996, oprócz Geniusza, Jamera, Sławka, Myszy i Michała (o Prezesie wspominać nie muszę) był u nas również Sz.P. Rafał Ruta, którego za pominięcie przepraszam i niczem smarkacz się kajam.
    Kruku  
    Ach, cóż za cios! Cała misternie pleciona przeze mnie sieć intryg na nic się zdała. To czego tak dzielnie broniła nieprzenikniona szczelność moich ludzi i moich tarcz mentalnych ujawnione! Ach! Iluzja prysła niczym bańka mydlana! Prezesie! Wybacz niepokornemu cwelowi, który na swe miano nie zasłużył!
    Kruku
    Cwelem byłeś, jesteś i będziesz. Nieważne, że od czasu do czasu wyrwiesz jakąś diskopolówę. To się ma we krwi, a raczej w dupie...
    Leon
    Ale powróćmy do Prezesa... Otóż rozohocony aktem demaskacji nasz kochany Prezes stał się jeszcze bardziej jurny niż dotąd, co mogłoby się wydawać niemożliwe, a jednak tak się stało. Wieczorkiem wybraliśmy się z rutą i Prezesem na miasto i dokonaliśmy zakupu gazetki pt. "Disco Polo" (te tchórze uciekły od kiosku i zerkały tylko zza węgła). W gazetce tej znaleźliśmy całkiem "dobre bo polskie" plakaty, które po powrocie przyozdobiły nasze drzwi wraz ze znalezionym na przystanku plakatem "Ponad Większe Łóżka i Bomby - kultywacja prawdziwej wiedzy". Podczas rozklejania, Prezes zażądał, aby przykleić też plakat z ładną panią z grzesiowej Ekstazy. Po długiej dyskusji z rutą stwierdziliśmy, że jeżeli ktokolwiek ma prawo do selekcji plakatów, to jest nim właśnie Prezes. Tak więc zawisła.

    Oprócz plakatu Prezes uraczył nas bardzo pouczającym wykładem na temat seksu i tantra-jogi (na szczęście powiedział nam w porę, żeby wystrzegać się dmuchania). Nie mogliśmy się doczekać sprawdzenia porad Prezesa w praktyce, ale niestety był zmęczony i wygonił z kocyka rutę kiedy ten usiłował mu zrobić laskę... (ja po tych wszystkich przejściach nie próbowałem nawet proponować swojej kandydatury). Pomimo całej swej jurności Prezes nie chciał wypić bełta, którego chcieliśmy mu zafundować.

    Tak na marginesie, spotkaliśmy na poczcie Prezesa kolegę po fachu, czyli kolekcjonera/dilera karcianego. Mimo pokrewnego fachu Prezes najwyraźniej nie zamierzał z nim dyskutować. Czyżby czegoś się wstydził..?

    Kruku
    I kto to pisze? Ten, który sam ma pewnie tyle kart co ów kolekcjoner. Bardzo, ale to bardzo drażni mnie porównywanie togo co ja robię z żebraniną u budek telefonicznych. Bo ja przedewszystkim GRAM, a dopiero póżniej handluję (co przynosi zresztą spore zyski). I najważniejsze - ŻADNA PRACA NIE HAŃBI

    Zadziwiające, że sam kruku nie ma żadnych obiekcji kupując karty. Sam nie śmieje się z siebie i nie porównuje do szumowin. Zapomina jednak, że różnica między mną a nim to tylko ilość kart. Ciekawe co by kruku zrobił mając kilogram niepotrzebnych kart? Oddał biednym? Wytapetował ściany? Jeżeli ktoś chce kupić karty to dlaczego ich nie sprzedać?

    WOLE Wielce Oburzony LEon
    29.10.1996
    O szóstej rankiem Prezes zwlekł się z kocyka, aby napisać sprawozdanie z Podstaw Ekonomicznych Planowania Przestrzennego. Do pisania przygotował się nader starannie: podczas wczorajszej wizyty w mieście pożyczył "jakąkolwiek książkę o ekonomii" (okazała się dotyczyć Makroekonomii) od Anety i telefonicznie skontaktował się z kolegą (o oryginalnym imieniu Kinga) w sprawie tematu pracy. Dane potrzebne do jej napisania aproksymował, a raczej ekstrapolował wg naszych domysłów na temat procenta przedszkolaków w ogóle społeczności miejskiej. Niestety, pomimo starannego przygotowania do pracy, po paru minutach zmorzył Prezesa sen i niestety nie zdążył już na 7.30 na swoje zajęcia. A szkoda. Wyszedł dopiero koło 11-tej, poszukując czego nie zgubił, czyli dwóch brakujących godzin w planie.
    Kruku
    Kurwa, kruk razem z jajami zgubił rozum. Co też kobiety z ludźmi robią... Nie pamiętam czasów kiedy kruku tak przypierdalał się do wszystkiego i wszystkich ( prezesa ). Jeszcze żeby pierdolił coś z sensem. Ale nie... nawet to, że chciałem mu nową tapetę pod windozy zrobić... zrobił burdę, że niby zaśmiecam mu blachę i takie tam. Kurwa...pewnie sobie kwiatki i pedalskie serduszko na podkładkę weźmie bo ja mu więcej żadnej tapety robić nie będę (no chyba żeby przeprosił). Nawet teraz, czytając te słowa, przypierdala się do słówek - ale i tak oczywiście wyszło na moje!
    WOLE
    Przepraszam, mea maxima culpa. Jak zwykle próbowałem podnieść rękę na Tego-Który-Toleruje-A- Mógłby-Skrzywdzić. Na Prezesa znanego z taktu, kultury, wielkoduszności i wyrozumiałości.

    Na zakończenie dnia niemy wyrzut sumienia: Ruta wyszedł i znikł nie wiadomo gdzie. Z braku ruty eksperyment badający związek stanu Prezesa w zależności od ilości spożytego piwa został odwołany. Co zabawniejsze ruta chyba zapomniał, że Prezes będzie spał na jego łóżku. Czyżby wyszedł na spacer?

    Ps: A wole to ma Miedzia...

    Kruku
    A nie mówiłem? Znowu się przypieprza...
    Leon
    A jednak podziałało... :)
    Kruku
    Znowu... Gwoli ścisłości zmieniłem coby się nie przyczepił. Ale ten okazał się twardy. Na dodatek próbuje mnie szantażować cobym "przestał nudzić" to on skasuje swoją ostatnią przypierdalankę.
    Leon
    Jeszcze raz przepraszam Prezesa. A publiczność uspokajam: To nie Prezes, a ja cierpię na manię prześladowczą.
    Kruku
    30.10.1996
    Prezes popadł był dzisiaj w dziwny stan. Nie jest to bynajmniej jurność. Po pierwsze wstał bardzo późno (bo po 9-tej), a po drugie prawie umarł ze śmiechu po opowiedzeniu przez siebie doskonałego żartu, że ruta powinien być korektorem bo... jest czarny. Obawiamy się o niego, najwyraźniej za dużo pije. Ale oddaję głos koledze po fachu, doktorowi Rucie:
    Kruku
    Prezes popadł w ten dziwny stan juz parę dni temu. Konkretnie zaczęło sie od momentu, gdy prezes upił się był. Od tego czasu dają się zauważyć gwałtowne zmiany nastroju, reakcje nieproporcjonalne do przyczyn. Możliwe są moim zdaniem dwie przyczyny: Wnioski: Naturalnie trzeba zastosować profilaktycznie obydwa środki. Zdobędziemy pewność może nie wyleczenia (z tego nigdy się nie wychodzi), ale przynajmniej damy mu czas na zastanowienie się nad swoim dalszym życiem.
    Ruta
    Najprościej będzie wyleczyć Prezesa z jego chronicznego niedowartościowania, w które popadł ostatnimi czasy. Będziemy tylko musieli pochwalić go od czasu do czasu za jego niebanalne kwadraty i kółka w Design Cadzie. No i cóż... będę musiał przegrać z Prezesem w Warlordy dwa deluks (bo dzisiaj powiedział, że jeszcze nigdy ze mną nie przegrał, więc tak być musi). Trudno, przeżyję to jakoś.
    Kruku
    02.11.96
    Wieczorkiem w Atrapie odbyła się mała imprezka spotkaniowa. Nie pisałbym o niej, gdyby nie pojawił się na niej nasz Prezes. Niestety Prezes uciekł po drugim piwie, więc kaca miał tylko ruta... dupa z niego, a nie żaden eksperymentator. Z wielkim niepokojem obserwowałem, kiedy rozochocony piwem ojciec przystawiał się do Prezesa, ale na szczęście wpadł potem w nastrój iście niewesoły i mu przeszło.
    Kruku
    3.XI.1996
    Przyjechałem razem z rutą. Kruk już był. Pod wieczór namówili mnie na tradycyjną przypowieść z morałem i ciekawostki i dobre rady (dobre rady zawsze w cenie). Opowiedziałem im o moim najlepszym z ostatnich snów, była również jedna z bajek ezopa (ta o vilq), trochę było też o książce geniusza, znaczy się książce o wszystkim to jest o illuminati, masonach, komunistach, pedałach, lesbach, maotsetungu, żydach, josarianie, makmarfim, nixonie, jodze i wogóle. Dla ciekawych - chodzi o "oko w piramidzie" A, i obiecałem im opowiedzieć o problemach (moich), niebawem. Kruku oczywiście nie wytrzymał natłoku wiedzy i zasnoł. Z rutom rozmawiałem długo, nie żeby ruta coś rozumiał ale dobrze udawał. Gadaliśmy coś do 2.
    Leon
    Prezesus plus ivris in alium transfere potest quam ipse habet

    Tak, miło nam się gawędziło. A Prezes wytłumaczył nam kawał o korektorze i rucie, a potem opowiedział kawał o arku i ojce: "Ciekawe czy jak jechali wartburgiem szybkiej, to gdzieś skręcili...". Do doskonałego żartu Prezes dołączył szatańsko-łobuzerski uśmieszek, którego niestety zamieścić tutaj nie zdołam.

    Kruku
    4.XI.1996
    A, obraziłem się prawie na cweli. Prawie bo tak na prawdę jestem trochę chory i przewrażliwiony. Popołudniem przybył grześ i namówić się nam udało kruka na małe conieco w guardiansy. Oczywiście wygrałem. Żeby nie okazać się niegościnnym taktownie przegrałem następną partyjkę k'grzesiowi. Odszedł zadowolony. W miedzyczsie była aśka i kaczy i graliśmy w mosta. Oczywiście taktownie dałem im wygrać coby ruta i aśka spali spokojnie.

    A i najważniejsza rzecz tego dnia: PRZEJADŁA SIĘ MARYJA. Teraz leci color. A jak graliśmy w bridge'a poinstruowałem jak należy robić grzanki. Wszystkim bardzo smakowały. Teraz szykujemy się do snu (bo tak zakomenderowałem). Kruku sam jak pies. Ruta za moim pozwoleniem na swoim łóżku. Obok aśka (oczywiście za moim pozwoleniem). A ja na swoim królewskim miejscu.

    Leon
    Tak, tak - ten dzień mógł okazać się tragicznym w skutkach. Nasz dobry Prezes spakował swój kocyk, przestał się do nas odzywać i gdyby nie to, że umówił się z kaczym i resztą na brydża, poszedłby i pewnikiem nie wrócił. Czy było tak dlatego, że ani rucie, ani mnie nie udało się, pomimo koleżeńskiej pomocy zrobić sobie laski? A może dlatego, że prezes z ledwością wygrał w Guardiansy (jak zwykle wygrałbym, lecz zgubiła mnie nieznajomość przepisów*)? Któż to może wiedzieć... dość, że już nigdy nie nazwę prezesa psem (nawet od skrótu), ani nigdy nie będę dla niego niemiły. Na szczęście nasz drogi Grzesiu uratował sytuację przegrywając partyjkę guardianów z Prezesem. Sytuacja była krytyczna, dopóki więc nie dowiemy się, co gryzie naszego Prezesa, ustalamy okres ochronny - biada tym, którzy wyprowadzą wodza z równowagi!

    A na dobranoc, cóż... Prezes nie miał zbyt ciekawych pomysłów... Rozważyliśmy tylko kwestię, czy szybka robi arkowi laskę i w ogóle kwestię roli laski we współczesnej kulturze.

    Die Laska spielt in unserem Leben eine sehr wichtige Rolle.

    Kruku
    * co wcale nie jest żadnym usprawiedliwieniem

    05.11.96
    Rankiem wstaliśmy skoro świt i ruta z aśką poszli na wykłady. Ciekawe z czego? Prezes leży sobie na moim łóżku dając przy tym wspaniały pokaz poświęcenia - ach, jak bardzo boli go kręgosłup... Czyta fajny komiks o Puniszerze. Chyba jest mu u nas dobrze, bo od niedzieli wieczorem (a jest dzisiaj wtorek) nie wychylił nosa z naszej rezydencji...

    Kruku
    Nie masz, ach nie masz prezesa naszego dziś wieczór. Leży poduszeczka, leży kocyk, a prezes... Gdzież on? Samotny i nieszczęśliwy on, jaki i my. Unieszczęśliwił siebie i nas odchodząc gdzieś, gdzie nie możemy go już widzieć. Wróć nasz prezesie, pozwól zrobić se laskę, prosiemy nasz dobry, miły, czuły, wspaniały prezesie. Nie zostawiaj nas w smutku i zgryzocie, wróć, uśmiechnij się, zażartuj, opowiedz ciekawostkę. Nie opuszczaj nas już nigdy bez pożegnania i zostawienia nam nadziei na przyszłość.
    Nieutulony w swym żalu (i letko pjany)
    Ruta
    Bez wątpienia dzisiejszy dzień był dla nas najgorszą porażką. Nie potrafiliśmy zatrzymać u nas Prezesa. Przyjdzie nam samotnie spędzić tę pierwszą w tym semestrze noc. I będzie płacz i zgrzytanie zębów...
    Kruku
    06.11.96
    Na każdego przychodzi kiedyś pora. Pora by odejść, by zrobić miejsce innym. Od wczorajszego dnia postanowiłem mniej przebywać z cwelami - niech się usamodzielniają. A i najważniejsze jest to, że trzeba zacząć studiować. A, oczywiście jestem chory i myślę, że to przez spanie na podłodze przykryty jeno kocykiem. A przecież to już listopad. Cwele przymilają się jak tylko mogą. Boję się, że niedługo dojdzie do rękoczynów albo jeszcze gorszych rzeczy... ruta już dzisiaj chciał wsadzić mi język do ucha, błe !

    Boję się jutra. Boję się spać.

    Leon
    Wyszliśmy z rutą na sieć, a kiedy wróciliśmy - Prezes już był! Czekał na nas grając w nethaka - oczywiście wygryzł mnie z pierwszego miejsca! Ale... był jakiś taki smutny i chory... Powiedział nam wiele smutnych i gorzkich słów. Nie chce już do nas przychodzić. Już nas nie kocha. Prezesie! Dlaczego nam to robisz? Może znalazłeś lepszych cweli, może jeździsz do Leszka, albo do swojego Kolegi... Ale dlaczego nie powiesz nam tego prosto w twarz, dlaczego pozwalasz nam cierpieć w niewiedzy? Próbowaliśmy wszystkiego, ale Prezes już nie chce, żeby robić mu laskę... Nie wiem co mam robić...
    Kruku
    Wrócił, podobny do bramy tryumfalnej. Jest.
    Ruta
    07.11.96
    Tej nocy nastąpił przełom. Umarł Prezes, powrócił leon. Już nie jesteśmy niczyimi cwelami - leon jest po prostu naszym kolegą, może odrobinę bardziej doświadczonym i mądrzejszym, ale nadal kolegą. Miło nam będzie, jeśli do nas wpadnie od czasu do czasu, ale nie będziemy zaborczy - jeśli chce, może sobie spać w domu, albo u swojego nowego Kolegi. O takie postawienie sprawy prosił nas leon, więc niech tak będzie. So be it, Prezes...
    Kruku
    Coś się wczoraj zmieniło, zmieniło na lepsze. Leon jest teraz naszym kumplem. Całkiem zwyczajnym, równorzędnym partnerem. Możemy sobie porozmawiać tak całkiem zwyczajnie, jak za dawnych lat. Bez uwielbienia, które czasem bywało fałszywe, bez niepotrzebnej stylistyki. Nie ma już prezesa. Jest Leon - nasz kolega. Atmosfera jest już czysta i przejrzysta jak dzisiejszy poranek. To naprawdę piękny dzień na takie piękne przemiany. Nie, nie oznacza to, że jest mi żal któregokolwiek z dni, gdy byłem cwelem prezesa (czasem nawet ulubionym). To wszystko było piękne iwspaniałe, ale wszystko kiedyś musi się kończyć i wrócić do normalności. Właśnie to stało się wczoraj - było pięknie. Już nigdy nie będziemy cwelami, ale to nic, odzyskalśmy LEONA. Wczorajsze apogeum cwelostwa trochę mnie zmęczyło, nie mówiąc już oprezesie, który najwyraźniej stracił już do nas nerwy i postanowił być znowu sobą. Chwała mu za to na wieki.
    Ruta
    11.11.96
    Przybyłem w poniedziałek, z pudełkiem kłamstw, sprzętem grającym, odtwarzaczem bez kabla, i co najważniejsze w asyście całej rodzinki (łącznie z psem). Muszę przyznać, że wszelkie obawy co do bajzlu, który ujrzy moja rodzinka rozwiały się kiedy zobaczyłem aśkę i rutę jedzących obiadek. Porządek i czystość posunęły się tak dalece, iż ruta wyprał i wywiesił swoje od niepamiętnych czasów nieprane prześcieradło! W sumie: rodzina wyjechała zadowolona i owca cała. Tak trzymać!

    Wkrótce wpadł i leon z koleżeńską wizytą. Nie wiem co robił przez pół dnia, bo zmorzył mnie sen, ale kiedy powrócił ruta nastąpiła erupcja. Erupcja świeżych pomysłów, idei i wynurzeń postprezesoidalnych. Oj działo się, działo. Było o trójkątach, psach, czworokątach, arkach, zakrętach, szybkich, laskach... i co najważniejsze: o Czwartym Wymiarze Fizycznym. Odbyła się na jego temat wcale uczona dysputa, która niejednego magistra mogłaby zadziwić lub wprawić w zakłopotanie. Burzliwa dyskusja zakończyła się jak zwykle - leon jako wyższa istota czterowymiarowa użalił się nad naszą prostotą, po czym utyskując zasnął był.

    12.11.96
    Jest wtorek i jest niedobrze. Niedobrze bo mam jutro koło z sieci, a w moje ręce prócz notatek trafiła nowa część "Czarnej Kompanii", dziełko o zdecydowanie większym priorytecie. Źle, bo leon mimo porzucenia frustrującej maski prezesa wcale nie wyszedł z depresji - wkurzał się o byle gówno, a co gorsza rozjuszył się całkowicie, jeśli chodzi o jedzenie. Zeżarł rucie ostatniego pomidora, ukradł bezczelnie mojego kotleta. Ba! Raczył się nawet oburzyć naszą reakcją... Ale cóż, po wczorajszej akcji, kiedy przed nosem studenta Tomka poczęstował się jego margaryną mówiąc "nie wiem czyja, ale ten ktoś na pewno się nie obrazi", jego selfkonfidencja nie ma już chyba granic. Przemyśliwamy z rutą kwestię zakupu laxigenu i zatrucia nim zapasów jedzenia...

    Dzisiaj, po raz drugi, leon śpi poza naszym domem. Niech mu się przyśni mój kotlet goniący ruty pomidora...

    Kruku
    13.11.96
    Leon wpadł na moment. Przyniósł sakujący stuff do html'a. Pograł chwilkę. Obejrzał Pulp Fiction. Wyszedł bez pożegnania. Nie spał u nas po raz trzeci.

    14.11.96
    Pojechałem do domu, więc nie wiem co się działo.

    17.11.96 (niedziela)
    Wróciłem wieczorkiem i spotkałem w domciu kogo..? Nie, nie. Mylicie się, to była Aśka (zrutą rzecz jasna). Miło pogawędziliśmy i poszliśmy spać (tym razem bez pozwolenia Prezesa). Leona nie było.

    18.11.96
    Poniedziałek i wizyta Leona. I niespodzianka - Leon kupił karty do Tarota i postawił nam kilka wróżb. Podeszliśmy do nich sceptycznie, ale w końcu ich nieuchronność przełamała nasze opory. Więc: razem z Grzesiem musimy więcej odpoczywać (jesteśmy przypracowani i mamy kłopoty ze snem) nasza pracowitość wkrótce zostanie sowicie wynagrodzona (vide: dziewięć stów stypy w grudniu) w ogóle zdrada, namiętność, śmierć i zniszczenie, ale w końcu wszystko będzie dobrze... a ruta ma kłopoty z ojcem (zapewne przez niesławny konflikt serologiczny)

    Oprócz wróżeb indywidualnych Leon postawił nam Tarota w/g swojego własnego układu. Fenomen! Wyszło, że tworzymy we czwórkę (ja, grzesio, ruta i leon) doskonały układ oparty na niskich arkanach monet powiązanych ze sobą laskami (oddziaływanie bierne) i mieczami (aktywne). Leon, pozostając w środku układu odnosi się do nas wedle zachcianek (ale w stosunku do mnie jest, niestety, powściągliwy). Wiele się o sobie dowiedzieliśmy. A Leon zaszczycił nas swoją obecnością w nocy.

    Kruku
    19.11.96
    Dzisiaj wiele się stało. Leon nie wychodził wcale (przepraszam, wyszedł do sklepu i dokonał zakupów - kupił chleb tostowy, kiełbasę litewską, ser żółty i pół kilo parówek (dla mnie)). Miłą atmosferę wzajemnego zrozumienia podtrzymały doskonałe grzanki, które przyrządził i którymi mnie poczęstował. Na pewno były prezentem za to, że Leon spał pod moim łóżkiem (dosłownie, podobno było mu tam cieplej). Ruta zrobił kupę, umył się, zrobił psa jogicznego i zepsuł swój twardziel. Ale najważniejsze jest to, co zrobiłem dzisiaj JA - zakasałem rękawy i napisałem pierwszy program o edytorze krzywych, których nie rozumiem. Jestem wielki! Wspaniały! Prześwietny! To SYNTEZA!
    Kruku
    Brzydziłem się ugryźć leona w ucho, a kruku nie lubi plucia.
    Ruta
    Nic nie napiszę. Hmm, od rana byłem grzeczny i miły. Zrobiłem dwa razy pyszne grzanki, które kruku wjebał z apetytem. Wieczorem kruku zabrał się do pisania krzywych beziera, trochę mu pomagałem to może dostanie piątkę. Mimo wszystkiego co dla nich dzisiaj zrobiłem kruku i ruta rzucili się na mnie by gryźć mnie w ucho. Musiałem postraszyć ich pluciem. Pomogło. Kruku marudził coś o wkładaniu szabli do pupy. Chyba więcej grzanek nie będzie... Nic nie napiszę.
    Leon
    Już nie będę nic wsadzał. Chcę więcej pysznych grzanek Leona.
    Kruku
    Ja też.
    Ruta
    20.11.96
    Wieczorkiem mieliśmy trochę gości - wpadła Aśka, Kaczy, Stanuch (!), Jamerek, Kreator i oczywiście Leon. Stanuch podzieliła się z nami swoją mądrością życiową - wiemy już, że Leon jest dobrym materiałem na żonę. Potem podzieliliśmy się na dwie grupy - my (znaczy się erpegolodzy) siedliśmy do Jamerii, a reszta, po powrocie z meczu (banda kibola) zasiadła do brydża. Brydżyści zmyli się wkrótce, a my graliśmy do po trzeciej, kiedy to nastąpił wielki kryzys egzystencjalny.

    W beznadziejnym nastroju poszedłem spać, a kiedy się obudziłem pozostali tylko Jamerek i Leon, którego szybko wypuściłem na zajęcia z wuefu. Jeśli chodzi o wikt, to głównym fundatorem był Jamerek, który zapewnił nam wszystkim porcję iście piekielnej zupki chińskiej (dostała mi się podwójna, co omal nie spowodowało przedawkowania...). Dzięki tej imprezce poczuliśmy się beznadziejnie staro.

    21.11.96
    Leon wyszedł rano i nie przyszedł więcej.

    Kruku
    24.11.96
    Przyjechałem wieczorkiem, a tu nie ma leona. Ponoć wczoraj był, ale wygnał go brak prądu. Szkoda. Dziadek zaczął grzać. Ruta poszedł się UCZYĆ do kolegi. Jest północ. Ruta wrócił, ale leon nie. Nie śpi u nas po raz piąty.
    Kruku
    25.11.96
    Było u nas wielu gości. Był Michał, był Geniusz, był Jamerek ze swoją nową gierką, był i Leon. Była też impreza u studentów obok. Był Arek - przyszedł na chwilę upomnieć się o cukier i poszedł się uczyć. Niestety, wszystko co dobre, szybko się kończy i wszyscy sobie poszli. Siedzę więc samotnie (no, właściwie to z niemym rutą*) i smutno mi jakoś... szósta, zimna, samotna noc. Bez Leona.

    * Ruta jest niemy, bo jego idolem jest Franc Maurer, a on jak wiadomo nie rzuca słów po próżnicy.

    26.11.96
    Rano, ponieważ nie było Leona, i w ogóle było nudno, postanowiłem pójść na wykład. Zawczasu umówiłem się tam z Jamerkiem. Ba! Mimo tego, iż do czwartej oglądaliśmy Psy, wstałem po dziesiątej i na ten wykład poszedłem. I co? Ano nic - okazało się, że pomyliliśmy się z Jamerkiem o jeden dzień. I jak tu chodzić na wykłady, hę?

    No a Leon... Cóż, wpadł wieczorkiem popatrzeć na mój tryumf w Nethaku - 17000+ !!! Kiedy to zobaczył, spuścił uszy po sobie, zabrał moją marynarkę (jutro ma ważną Radę Wydziału) i poszedł. Znowu nie spał u nas. Siedem nieprzespanych nocy - jak siedem grzechów głównych. Ruta nie przestaje być jak Franc. Uważam, że to głupie, tak utożsamiać się z takim złym ubekiem. Na przystanku nieomal nie powiedział do pewnej pani "myślę, że ty niezła dupa jesteś i że chcesz mnie bardzo", ale powstrzymałem go z niemałym trudem. Teraz śpi - też jak Franc. Nawet kupę robi jak Franc. Cynicznie.

    A zresztą... nie chce mi się z wami gadać.

    Kruku
    27.11.96
    Przespaliśmy z Rutą dwanaście godzin z hakiem, a kiedy się obudziliśmy, Leona ciągle nie było. Cały dzień odpoczywałem i dalej go nie było. Przyszedł do nas nawet Kaczy, a Leona nie było. Potem (koło północy) wpadł do nas Ojciec z Andrzejem, a Leona ciągle nie ma. Właśnie zmieniła się data, więc dzisiaj chyba go już nie będzie.

    28.11.96
    Jak na razie (do pierwszej rano) Leona nie ma. Gramy z Ojcem i Andrzejem w Warlordy Dwa Deluks. Andrzej chwilowo wygrywa, ale imperialne, białe świnie nie pożyją już długo - zawiązałem z Ojcem Przymierze-Przeciwko-Wszystkiemu-Co-Białe. Będzie ciężko, ale w końcu wygramy! For the Aliance!

    Kruku
    Już prawie 9.00 Leona nie manadal. Ja i Andzej spadamy niestety, fajnie się grało. Sorry za Rute bo się chyba ciut wkużył. Było miło.
    Ojciec
    Piszę to już po fakcie, ale ciągnąc z Leonkiem pociągiem, podczas uroczej pogawędki dowiedziałem się, iż ukręcił on 11.000+ w Nethaku (z pewnością czitował). Pozatem miałem przyjemność obejrzeć najnowsze karty Leona p.t. Magic The Gathering - Mirage. Oczywiście to, że Leon je kupił, nie oznacza wcale nałogu; był to bowiem ino kaprys i umotywowana chęć zysku.

    Co do studiów naszego eks-Prezesa, to podczas bardzo poważnej rozmowy dowiedziałem się, który profesor z wydziału Architektury płaci alimenty, a który zaprasza naszego Leonka na konserwację ruin na Cyprze.

    Na sam koniec - NEWS! NEWS! NEWS! Stan liczbowy warunków naszego Leonka spadł z sześciu do czterech! Tak trzymać!

    Kruku
    01.12.96
    Jestem. Leon nie.
    Kruku
    Jestem. Znaczy się ja - Leon. Taaa, kruku jak zwykle o nałogu i kartach. A to nie tak. Wszystkie karty do Mirage'a kupiłem za pieniądze zarobione na innych kartach. A i tak już mi się zwróciło (po wielce korzystnej wymianie w klubie w sobotę). Reszte dopiszę jak wrócimy, bo właśnie spadamy pić.

    Po piciu : Ot i następny dzień się w międzyczasie zrobił. Wracając do kart- to żaden nałóg, ot lubię sobie czasem pograć, a że przy okazji zarobię na tym parę groszy to żadnej w tym ujmy nie znajduję. A, i jeszcze jedno przestałem u nich bywać, bo sakują.

    Leon
    2.3.1996 pierwsza rano (co świadczy o niejakiej konfuzji piszącego [dop. Kruku])
    No i znowu jestem we Wroclawiu. Michał nie chciał iść pić, więc poszedłem tylko z Krukiem, Kazikiem, Pawłem i Leonem. Napiliśmy się trochę, ale zabrakło dwóch lasek. Kazik jak zwykle opowiedział kilka wspanialych kawałów - on wymyśla najwspanialsze kawały i jest najśmieszniejszym kumplem pod Słońcem. Nikt nie ma takiego poczucia humoru! Potem wróciliśmy, a Michał zapowiedział na dzisiaj wizytę u Pawła. Zaczynam pisać własnego loga. Paweł twierdzi, że go wieczorem nie będzie. Cóż, idę spać, jutro wpiszę się u Milleniusza, potem tawerna i damasmedia.
    Rafał
    Ja tylko kilka słów: posiedzenie w A0 uważam za bardzo udane. Bawiłem się świetnie, Leon był jurny, Kazik był duszą towarzystwa, a niewzruszony racjonalizm Rafała trzymał to wszystko w kupie.
    Kruku
    02.12.96
    Rankiem okazało się, iż słusznie postąpiłem nie robiąc sprawozdania z Nowella - i tak potrzebne jest dopiero na środę. Kiedy wróciłem z zajęć nikogo nie było (Leon, Rafał i Ruta wsiąkli bez śladu). Czekam więc na rozwój wypadków...

    Wypadki się rozwinęły, wpadł do nas Michał przynosząc wieści o Nethaku (zrobił w nim 10.000+). Zaczynam się bać. Później skopał mi tyłek w Warlordach i w ogóle miło sobie gawędziliśmy. Niestety nie dokończyliśmy partyjki, bo musiałem udać się na szermierkę, która zakończyła się miłą pogawędką w Tawernie (wraz z Jamerkiem) zakończoną degustacją naleśników. Jakie to skomplikowane... ale nic to: JUTRO STYPA!

    Kruku
    Byliśmy wczoraj w A0. Było bardzo miło - pogawędziliśmy sobie, troszku wypiliśmy a potem poszliśmy do Świerka, w którym potraktowano nas nader nieprzystojnie. Dzisiaj znowu byłem w tawernie, tym razem był tam Górek, który złoty zegarek też ma. Fajnie było, ale musiałem iść na zajęcia. Już od 23 dni jestem człowiekiem uporządkowanym, statecznym i statystycznym. Coś w tym nawet jest. Trzeba będzie rozszerzyć to moje uporządkowanie, poprzez rozszerzenie arkusza. Leona już dzisiaj nie będzie. Powiedział mi nawet w tajemnicy, że jutro też go nie będzie. Fajnie. Aaaaaa.... jutro stypa (daj Boże).
    Ruta
    03.12.96 [URODZINY RUTY]
    Dostaliśmy z Jamerkiem po dziewięć setek w łapę i uderzyliśmy w miasto. Starałem się zachować wstrzemięźliwość finansową, ale i tak bańka wsiąkła nie wiadomo gdzie. Zwiedziliśmy mnóstwo sklepów, zapodaliśmy sobie nawet po shake'u za pięć dolców. No i kupiliśmy Rucie prezent - historyczny film kostiumowy p.t. "Laleczki Fuhrera". Gremium studenckie, które zebrało się na degustacji filmu stwierdziło, że chociaż niezbyt wciągający (nudny był), to jednak ratują go niebanalne dialogi.

    To był fajny dzień bez Leona. I takaż noc.

    Kruku
    Moje urodziny!!! Mam już 21 lat - to bardzo dużo. Dostałem dwa prezenty i dwa balony. Fajne były. Te prezenty, to - jak już zostało napisane - film, oraz (co nie było napisane) coś co pachnie (chociaż nie przepadam za takimi rzeczami, to też miło). Balony też są niezłe i wiszą na szafce. Wszyscy w kupie obejrzeliśmy jeden prezent - było to nader ciekawe doświadczenie socjologiczne i ogólne. Tak w sumie, to ja też niedługo kupię trochę prezentów bo robię urodzino-mikołaja. Tymczasem nie odebrałem jeszcze stypy bo nie chce mi się stać w tej pieprzonej kolejce. Ale już wkrótce i ja będę bogaty.
    Ruta
    04.12.96
    Musiałem wstać rankiem, aby oddać sprawozdanie i potem nie miałem co robić w szkole. Poszedłem więc do czytelni, gdzie zasiadłem otoczony mądrymi książkami i czerpałem przyjemność z tego, jaki jestem pilny i pracowity. Było fajnie, tym bardziej, że spotkałem dawno nie widzianego kolegę z roku (którego dawno nie widziałem, bo jest w innej grupie na labkach). Tak to, w uczonej atmosferze minęło mi całe przedpołudnie...

    ...a w domu: WIELKIE SPRZĄTANIE! Ruta uwija się jak w ukropie, ja zmywam jak szalony, nawet student Tomek ustawia kasety. Oj, oj - idą zmiany. Po szermierce byłem w Tawernie z kolegą po szabli. Więcej tam nie pójdę - zostaliśmy wyrzuceni przez panów skinów z obsługi. Staraliśmy się ich nie poturbować.

    W nocy (jak zwykle) graliśmy w erpega. Prowadził Leon - sclurpa. Jak zwykle nie pograliśmy zbyt długo, w zasadzie to zdążyliśmy sobie zrobić postacie, a potem oglądaliśmy "Psy". Ale i tak było fajnie. Za tydzień gramy znowu (hmm... przeradza się to w jakąś monstrualną kampanię). Z okazji urodzin Leona nie skopaliśmy mu dupy.

    Kruku
    05.12.96
    Rankiem Jamerek przeciągnął się rozkosznie, uśmiechnął i wyszedł. W chwilę po nim wyszedłem ja z Leonem. Wracamy w niedzielę wieczorkiem (niecierpliwie wypatrując pozostałości po mikołaju i rozlicznych prezentów). Kiedy jechaliśmy pociągiem, padł pomysł uhateemelizowania niniejszego loga. Zobaczymy...
    Kruku
    06.12.96 [MIKOŁAJE]
    * Ruta napisze - chuja napisze...

    07.12.96
    * Ruta napisze - chuja napisze...

    08.12.96 [PREZES STRIKES BACK]
    Przybyłem wieczorkiem by zastać Leona i... niespodziankę. Leon wyraził chęć powrotu do korzeni (bek tu de ruts) i ponownego przyjęcia zaszczytnego tytułu Pana Prezesa. Hmm... sam już nie wiem co o tym sądzić. W tak doniosłej chwili powinienem chyba odczuwać jakieś ataki wzniosłych uczuć, czy czegoś takiego, a tu NIC. Ani się śmiać, ani płakać. Pozostawię więc fakt powrotu Prezesa bez komentarza.

    A ogólnie - przybyły nam nowe plakaty. Są po prostu wspaniałe - Beverly Hills 90210, Peddi & Andżelo i (najładniejszy) Cory as Marilyn.

    Kruku
    Oczywiście nikt nie pamiętał o moich urodzino-imieninach dnia 4 i 7.XII (coś tam przebąkiwali, ale dopiero jak im przypomniano). A, po wielu przemyśleniach dokonała się we mnie przemiana. Jak z poczwarki staje się motyl - tak ja stałem się Panem Prezesem. Znowu. Ruta nie był wprawdzie zachwycony, ale Kruku wykazał się należytym entuzjazmem. Gwoli ścisłości istnieje różnica między byciem prezesem a Byciem Panem Prezesem. Ale o tym później.
    Prezes Leon
    9.XII.1996
    Obudziliśmy się zmarznięty i zakatarzony około 700 . Cwele jeszcze śpią (a jest już jedenasta). Jest nam zimno i jesteśmy głodny. Chyba zrobimy pyszne Grzanki Prezesa - jeżeli znajdziemy chleb, oczywiście.

    A, wszyscy (oprócz nas) zapomnieli, że dnia wczorajszego były piąte urodziny Radia Maryja. Szczęść Boże i tak trzymać !

    Prezes Leon
    Fajno jest dzisiaj, ale jeszcze fajniej było wczoraj, kiedy Ruta z okrzykiem "Teraz Dupa!" próbował wziąć Pana Prezesa od tyłu. Niestety Pan Prezes krępował się nieco, więc musiał spędzić noc z bezdenną pustką wiadomo gdzie. Dzisiaj jest fajnie, bo Leon po przemianie stał się bardzo fajnym Psem. Jest jurny, bije nas bezlitośnie, lży i w ogóle jest straszny jak amerykański sierżant w filmach o wietnamie. My się go boimy na palcach chodzimy, a on nam właśnie łaskawie robi grzanki wedle swojej rodzinnej receptury. Są przepyszne!

    A... i byłbym zapomniał, że dwie bardzo fajne panie ze sklepu mięsnego zapraszały nas dzisiaj do kantorka "My wiemy, że jesteście gorący chłopcy, ale my tu marzniemy...". Niestety, nie chcąc narażać się na gniew Pana Prezesa (czekał na stuff ze sklepu) musieliśmy opuścić ten wpaniały sklep z przemiłą obsługą. Jeszcze fajniej będzie jutro, ale o tym później...

    Kruku
    Poczekajcie do wieczora... [ przyniosę wódę i korniszonki. Będzie fajno, nie? Może trochę podupczymy. Ja, znaczy się Arek, mam ochotę na chwileczkę zapomnienia z czarnym. Zmierzę mu temperaturę moim termometrem... na samą myśl już mi rtęć po kolanach cieknie. Wsadzę mu, że aż mu gardłem wyjdzie. Całą noc będziemy buszować w junglach extasy... how bizarre... poczekajcie do wieczora. ]
    pisałem to ja, znaczy Arek
    Jak zwykle napisałem pierwsze zdanie. Ale się nie złoszczę, że Leon dopisuje się do moich tekstów. Wybaczam wszystkim, tylko sobie jakoś nie mogę...
    Arek
    Diagnoza: Helleborum Indiged - "potrzebujący ciemiężycy *

    * ciemiężyca - roślina lecząca niektóre choroby psychiczne (wg lekarzy rzymskich)

    Dr Prezes
    Ojojoj! Ale się porobiło. Właśnie przed chwilą był u nas Dziadek. Fakt - trochę głośno skakaliśmy i trochę walczyliśmy na butelki, ale żeby zaraz wyrzucać na pysk Prezesa? Zimą i w dodatku o wpół do drugiej w nocy? Prezes spakował się więc jak niepyszny i powlókł biedactwo w daleką drogę na Biskupin (wedle naszej rachuby jakieś dwie godziny drogi). Dziadek to potwór, nieprawdaż?
    Kruku
    Leon został wyrzucony, dziadek powiedział, że mamy go informować o wizytach gości, bo ma być porządek, a nie jakaś tam samowolka. Coś mię się tu kurna nie podoba. Poważnie należy zacząć o zasabotowaniu dziadka poprzez opuszczenie go pewnego pięknego dnia. Miło i dobrze nam tu było (i nadal jest naturalnie), ale żeby tak kolegę naszego na bruk... W zasadzie to źle tylko dla leona, ale któż wie, kto może być następny.
    Ruta
    Krwi i zemsty !!! Żeby mnie na bruk...! No, to się dziadek doigrał. Ciekawe co powie Urząd Skarbowy na ten dziadkowy pensjonacik...
    Prezes Leon
    10.12.96
    Miałem dzisiaj bardzo pracowity dzień, bo musiałem wpaść do Rodzinki, ale na szczęście po powrocie wszelkie zmęczenie zniknęło bez śladu kiedy tylko zobaczyłem skalaną myślą twarz Pana Prezesa. Fajnie, że wpadł do nas spróbować znowu... Trzeba mieć odwagę w sercu, by tak igrać z Dziadkiem i jego słynnym pistoletem... Szczególnie teraz, gdy nadeszły ciemne, zimne noce z soplami lodu na wąsach...

    A i oczywiście - pod wpływem wczorajszego plakatu Korwina wybraliśmy się na spotkanie w Tawernie z nimże. Fajnie było - Korwin stwierdził, że kobiety nie powinny mieć prawa głosu i w ogóle był strasznie radykalny. I za to go właśnie lubimy!

    Kruku
    11.12.96
    A jakże, Prezes nie uląkł się czczych dziadkowych pogróżek i spał u nas dwie ostatnie noce i zanosi się, że dzisiejszej nocy również nas nie opuści. To dobrze, bo przy nim czujemy się bardzo bezpiecznie. Poza tym dzięki inicjatywie i pracy Pana Prezesa mamy nowy imaż Nethaka i mnóstwo wspaniałych, prześmiesznych sampeli. Fajny ten nasz Prezes, taki śmieszny... No i jeszcze robił dzisiaj grzanki!
    Kruku
    12.12.96
    Ruta pojechał do domu, a Leon zmył się jak niepyszny wieczorkiem - dupa z niego, nie Prezes - wczoraj w nocy był oschły, nieprzystępny i w ogóle nic się nie odzywał. Wystarczyło, że Jamerek przyniósł nowego Nethaka (3.21), a Prezes (wannabe ofkors) nagrał go i poszedł do siebie robić nowe rekordy na czystym koncie. Nie wiem jak mu pójdzie, bo przy Arku moja dzielna Valkiria Miedzia nastukała 16.000-! Hail to the Nethak! Suck to the Prezes!

    ps. ...ale trza mu przyznać, że ładne zrobił znaki...

    Kruku
    13.12.96 [...a w dodatku piątek]
    Dzień pechowy nie da się ukryć - nie dość, że spieprzyłem doskonałą karierę Miedzi2 w Nethaku (miałem -7 AC, 80 HP, 13 dLvl i... quitnąłem), to w dodatku Dziadek strajknął ponownie II. A wszystko przez tego &%#&@! Rutę, który tydzień temu pożyczył odkurzacz od Dziadka i nic z nim nie zrobił. Przyszedł więc Dziadek po niego tuż przed jedenastą i zastał Jamerka i Leonka - musieli się biedni zmywać (mam nadzieję, że zdążyli na ostatnie autobusy...). Kiła-mogiła.
    Kruku
    14.12.96
    Proszę, proszę z samego ranka radosna przygoda... Wykręciłem Valkirią-Jamers'em 14000+ w NetHack'u. Byłem naprawdę straszny. Skończyło się na tym, iż zamieniono mnie w kamien jako wspaniałe i rokujące (rakujące) dziecko green dragona. Cool !!! JAMER potęga, reszta po CHUJA mu sięga ! A propos (khm.. nie wiem czego) znalazłem w NH bardzo zajebisty mieczyk o skromnej nazwie Vorpal Blade. Jest przestraszny. Ścina głowy, szateruje to pieces i w ogóle...
    Jamers
    15.12.96
    Byłem na giełdzie i oprócz tego, iż kupiłem dla Kruczka 16MB (8 MB ?), to jeszcze: mysz optyczną ( bez światełka :( ), słuchawki z mikrofonem, Watkom (który nie jest Watkomem) oraz masę innych fantów. Giełdę zwiedzałem w towarzystwie Jacka Myćki, który jest przemiłym kolegą i wszędzie mi towarzyszył (mimo, iż miałem wiele wątpliwości i często wracałem w jedno miejsce...)
    Jamers
    Dzisiaj był bardzo fajny dzień. Fajny, bo wpadł do nas Rafał Ruta, który zrobił z moim komputerem wiele magicznych operacji, które umożliwiły cośtam na jego dysku (a było to ładnych kilka godzin żąglerki kablami i zworkami). Jak zwykle byłem dumny, mogąc udostępnić moją skromną maszynę temu wysokiej klasy specjaliście, który nie takie rzeczy z komputerami już wyczyniał (a zwłaszcza z moim (a szczególnie podczas Mikołajkowej imprezy)). Oprócz Rafała był u nas Prezes, który postawił nam Tarota. No więc: A, i najważniejsze - postawiliśmy zrutą Prezesowi w/g naszego własnego układu. Prezes okazał się być Kołem Fortuny pod maską Sędziego [i jak tu nie wierzyć kartom]. Ma kłopoty. Prawdopodobnie ze szkołą. Ale nic to - ma szansę odbić się od kloaki świata i podążyć w kierunku forsy, kobiet i władzy [męskości]. Niestety na jego drodze stoi Arcykapłan w kontekście wybitnie fallicznym [Pałka]. Cóż to dla Prezesa - rachu ciachu, do kantorka i po strachu. Będzie dobrze, ale Gwiazda symbolizująca aspekt pierdolenia odwrócona jest do góry nogami. I te biale plamki na dole... Hmmm...
    Kruku
    16.12.96
    Rankiem żeśmy się rozeszli. Idąc na zajęcia rozważałem na wsze sposoby Najnowszą Teorię Prezesa na temat Sensu Życia Wszystkich Ludzi, a zwłaszcza Prezesa. Hmm... z wrażenia przyszedłem dwie godziny za wcześnie i musiałem się nudzić na sieci. Prezes dał nam wczoraj do myślenia.
    Kruku
    Dziś minął kolejny, roboczy dzień. Byliśmy z Kruczkiem na ćwiczeniach i jesteśmy managerami wszystkich możliwych grup na CI-TEST. Poza tym jestem chory i nie poszedłem na planowane wcześniej zakupki Bożonarodzeniowe.
    Jamers
    Właśnie słucham z Grzesiem i Marcinkiem jakiegoś głosu z komputera... jak mnie to interesujeee... Jestem dzisiaj z siebie dumny, GDYŻ pobiłem swój stary rekord. Otóż, w ubiegłym roku przebyłem biegiem (w zimie) drogę z domku do uczelni w 10 minut. Potem zdarzyło mi się powtórzyć go 2 razy. A dziś!!! A dziś biegłem tylko 9 (dziewięć) minut. Ha! Jeszcze mam przed sobą trzy i pół roku na studiach, więc mogę go poprawić.

    Godzina 21.45. No, i po kłopocie. Zaliczenie posiadam, a i następną samoobronę zaliczyłem. Trzaskałem się z kumplem, który przebywał 2 lata w bielaruskiej armii. Na rękawice, naturalnie. Długo nawet. Raz mu wyciąłem taką "sztangę", że aż mu się szkiełko kontaktowe scentrowało, ale potem się jakoś z powrotem nastawiło (to on tak powiedział). Potem jeszcze obopólnych celnych ciosów i... znowu sztanga. Mógłbym tak jeszcze do północy, gdyby (ni stąd ni z owąd) zupełnie przypadkowy traf w moją wątrobę, który na pewien czas pozbawił mnie prostoty kręgosłupa. No cóż... przeniosłem się na materacyk. Strzeliłem ze sto trzydzieści brzuszków i spiećdziesiąt pompek. W końcu poczułem się dostatecznie rozgrzany, ale tylko wuefista i drabinki były wolne. Cóż, wybrałem materiał do ćwiczeń trwalszy i bardziej niebezpieczny. Drabinki. Piąstka, kopniak, znowu cios... po drabinkach nastawiłem lewy nadgarstek i poszedłem do domku. Nawet magister pan życzył mi wesołych świąt, z czego byłem wielce uradowany. Wzajemnie, Panie Profesorze!

    Raz jednak dzisiaj się wystraszyłem, oj, nie na żarty... Na wuef przybył, nie kto inny jak, sławetny Hindus. Sto pięćdziesiąt kilo żywej wagi. A do tego spodenki, bluzeczka, majtki (?) oraz buty ze skarpetkami. Biada, biada... Widać, zażył wcześniej relanium nieboraczek, coby ze mną "oko w oko". Na dodatek przyszedł ubrany w zielony płaszcz do kolan, brązowe sztruksowe spodnie, a na plecach miał popielaty tornister... To był zły znak, jak wietrzny zwiastun apokalipsy... Ja, taki mały... sześćdziesiąt kilo żywej wagi. Oj, przepraszam. Miesiąc temu było dokładnie sześćdziesiąt jeden i całe pół, i to w ubraniu, bo nago to się tylko przy urodzeniu ważyłem. Jakieś trzy kilo. Pielęgniarka rzekła, że ja chyba pomyliłem płeć... W dupę melonik. Niech spojrzy teraz na mnie. Mężczyzna, jak w mordę!

    Ale wróćmy do Hindusa. Nawet się ładnie obciął, przypuszczam, że na dworcu. Ze mną nie zaczął (miał szczęście)... ot, taki Hindus. Wpierw wolał się przede mną popisać. Ni... mu się to nie udało. Źle wybrał, he, he... Poszedł na parter z takim grubasem... Potem powiedział ładnie "Dowidzienia i cieść koledzi", poczym zmierzył w kierunku swego "pomieszczenia". Łeeeee!!!!! Ciuś, ciuś... Do zobaczenia w nowym roku, Hindus... Teraz jestem w domku i wypiłem multiwitaminę. Istny odjazd!!! Nie ma to jak parę witaminek więcej...

    Przyjechał Tomek, jak widzę. To dobrze, już się martwiłem, że taki samotny do świąt będę... A teraz czas na Łorlordy. A dijos cutasos!!!

    Arek
    17.12.96
    Hura! Postawiliśmy z Rutą... o nie, nie to co zwykle - postawiliśmy bowiem Linuxa i to Linuxa w wielkim stylu... Leon i Arek dostali konta, a my administrowaliśmy do późna w noc. Udało nam się nawet obrazić śmiertelnie Prezesa, który wziął był wyszedł około jedenastej (a przybył do nas z mocnym postanowieniem pozostania na noc - czego jestem prawie pewien).

    Jutro sprzątamy od wpół do dziesiątej.

    18.12.96
    Ze sprzątania nici, bo obudziliśmy się po jedenastej. Byłem na proszonym obiadku u rodzinki, a kiedy wróciłem odwiedził nas Jamerek, który udzielił nam wiele cennych administratorskich porad. Ruszyły Xsy (chociaż kuleją). Jamerek dostał konto w grupie administratorów. A... no i wpadł do nas Prezes, który już się na nas nie gniewa, bo wziął ze sobą przybory do mycia, a to może oznaczać tylko jedno! Dobranoc Kochany Nasz Prezesie...

    Administrator Kruku
    19.12.96
    Ponieważ jestem kulturalnym człowiekiem, nie napiszę jak bardzo się dzisiaj zdenerwowałem. Straciłem bowiem pyszną imprezę wigilijną odbywającą się w doborowym (Kazik, Rafał Ruta, Ania Stanuch i inni niegorsi) towarzystwie. A wszystko przez złe fatum, które zawisło nade mną, a ściślej mówiąc nade instalką Windoza NT. Kolejna krucjata po NTka upadła. Czeka mnie samotna, zimna noc bez Leona i bez Ruty. I ze świadomością tego, że jutro przyjeżdża mój starszy...
    Kruku
    20.12.96
    Wszyscy sobie pojechali. Zostało nas dwoje - ja i Pokój-Do-Wysprzątania. Jutro o dziesiątej wparuje mój starszy. Eeeeh... jutro posprzątam.

    21.12.96
    Never more

    Jestem w stanie przeżyć pobudkę o ósmej. Mogę zdzierżyć widok Dziadka w pasiastej piżamce. Przeżyłem jakoś odkurzanie. Ale za żadne skarby nie zgodzę się ponownie na doprowadzenie do porządku ceraty na stole. I nie chodzi o to, że miałem problem z odklejeniem jej od odtwarzacza i podstawy monitora... Bleee... nigdy, nigdy, nigdy więcej.

    Ale, ale - zaczęły się zdrowe (właśnie zaczyna mnie chwytać grypa), wesołe (trzy zaległe programy z grafiki) i spokojne (koszmary o styczniowej krucjacie kolokwialnej) święta. Nastąpi więc potężna przerwa w logu. Do zobaczenia za rok!

    Kruku

    5 dzień stycznia, rok 1997
    Nie będę się już tutaj wpisywać, jeśli nie poczuję się szczęśliwszy.
    Arek
    "informuję, że od 1-stycznia 1997r. zwrasta opłata za stancję na 150 zł".

    Taką to informację zastaliśmy po przyjeździe. I jak tu się Arkowi dziwić? Staniemy do walki z imperialnymi obszarnikami żerującymi na biednych studentach! Niech dziadek ma się na baczności!

    Kruku
    Niezbyt o to mi chodziło, Marcinie...
    Arek
    6 dzień stycznia, rok 1997
    Długą przerwę miał ten mały pamiętniczek. Nie pisaliśmy, nie był to jednak czas stracony. Wypełniony był rozrywką, zabawą, ale również chwilami zadumy i refleksji. Niby opis wszystkich tych rzeczy nie ma nijakiego znaczenia dla naszego życia tu i teraz, ale... Kilka imion które wymienię gościło już nie raz na tych łamach, napomknienie więc o dziejach ich feryjnych może okazać się nader interesujące.

    Na początku był "andrjus" - bardzo miła knajpa, taka śmieszna. Byłem tam pierwszy raz (i chyba niestety ostatni), ale było bardzo miło. Wśród gości był grzesio, michał, stanuch, aśka, ja, rafał, ola, kaczy i pewnie parę innych osób których imion teraz już nie pomnę. Aaaaa... był jeszcze szczęśniak i to właśnie z nim wiąże się najciekawsza anegdotka tego wieczora... Ano było to tak, że pewien pan chciał mu dać po mordzie - nie, żeby on był jakimś tam pedałem albo hetero, ale jak mu się ktoś tyłkiem po łokciu tego, to on jest na to bardzo uczulony. Szczęśniaka całą grupą uratowaliśmy. Fajnie było - byliśmy bardzo męscy. Potem ja poszedłem, ale pono był jeszcze jeden pan - specjalista od kultury i sztuki.

    Przyszedł następnie czas taki, że nie działo się nic - ano graliśmy w brydża, ale nie były to wydarzenia towarzyskie o dużym natężeniu.

    Na szczęście nastał SYLWESTER. Na liście gości znaleźli się: leon, michał, rafał, mazurek, emilia, ja, aśka, ola, kaczy, kapeć, globo, tomuś, Koleżanka-Oli, oraz Jej-Chłopak, młody brzoza, dagna. To chyba wszyscy przepraszam, jeśli kogoś pominąłem, lub komuś nie odpowiada kolejność - jest przypadkowa, choć kto wie, czy dobry psychoanalityk czegoś by się z niej nie domyślił. Wróćmy jednak do rzeczy - fajnie było, tak śmiesznie. Najpierw jechaliśmy pociągiem, potem butem, a potem to się kapciowi ciasto wyrypało (śmiesznie było). Potem wypiliśmy mazurkowy spiryt, naszą wódę, jeszcze czyjąś wódę, czyjeś malibu, czyjąś szkocką, czyjeś wino i napoczęlimy jakiegoś szampana. Troszkeśmysię już schlali no i fajnie było. Śpiewaliśmy standardowy repertuar mazurka, potem jakiegoś amadea, potem była godzina 12.00 i Chłopak-Koleżanki-Oli poszedł żygać. My poszliśmy tańczyć przy prodigy. Michał poczynał już tracić orientację, więc się zapalił - na szczęście w porę ugasiła go emilia, a jemu została tylko taka fajna (śmieszna) dziura w koszuli. Potem michał podobno ugryzł mazurka, ale ja widziałem już tylko ślad na mazurkowej skórze (fajny był). Michał co jakiś czas tracił już nad sobą panowanie i zapadał w specyficzny letarg z którego kilkukrotnie wyprowadziła go emilia. Niestety przyszedł taki moment, że zapadł się michał nazbyt głęboko i wytrącić go z tego stanu nie było już sposób. Poszedł więc spać, a wkrótce za nim reszta imprezowników. W nocy mazurek próbował władować się komuś na trzeciego do łóżka, ale udało się go jakoś od tej myśli ODPROWADZIĆ.

    Rano miałem kaca i pojechaliśmy do domu. W autobusie toczyły się dyskusje o ewolucjonizmie (trochę nudne były - miałem kaca) a on się zapalił. Potem to już był koniec. Strasznie fajny był ten sylwester.

    Mowglie
    ...taki śmieszny. Ale, ale - kolega Ruta tu o sylwestrze, a uwadze naszej nie powinien umknąć doniosły fakt jakim jest obrażenie się na nas Prezesa-Leona śmiertelne. Po prostu, wczoraj, kiedy to bezczelnie próbował poróżnić nas z naszym przyjacielem i wielkim kolegą Arkiem powiedzieliśmy mu nieco do słuchu (co prawda nikt nie kazał mu iść na balkon, ale było blisko).

    Popatrzył na nas spode oka, pomyślał chwilę i powiedział "już nigdy nikogo nie zabijesz, ubeku pierdolony... to znaczy powiedział, że "już nigdy nie będzie u nas spał"". Czy mamy traktować tą groźbę poważnie? Zobaczymy... Tymczasem, aby odsunąć ponure myśli o zbliżających się kołach, zajmujemy się wszystkim co się da, oprócz nauki - wznowiliśmy bezpardonową ligę Łormsów, Ruta administruje co sił, ja nethakuję, a Arek rozpoczął intensywną kampanię pocztową, z której niejedno dobrego może jeszcze wyniknąć...

    Aaaaaa.... odbyła się dzisiaj Wielka Akcja Protestacyjna Przeciwko Zwrastaniu Opłaty Za Stancję. Byliśmy twardzi. Zebraliśmy się w czwórkę. Sami bezwzględni, do bólu męscy macho. Zeszliśmy po schodach. Do drzwi załomotaliśmy. Wręczyliśmy dziadkowi te półtora bańki i uciekliśmy bez słowa. Nie uciekałem ostatni...

    Taka forma protestu musiała przemówić dziadkowi do rozsądku. "Ciekawe co urząd skarbowy powie na ten pański pensjonacik" postanowiliśmy zachować na później.

    Kruku
    07.01.97
    A jednak... a jednak przyszedł i to o godzinie po dziewiątej wieczorem, co raczej wykluczało przypadkową wizytę. Oczywiście spał u nas, jadł nasz chleb, pił naszą herbatę i wyzywał nas od ciot i innych takich. Jak więc widać, mimo gróźb i niepokoi wszystko wróciło do normy. Graliśmy w Wormsy, a potem prowadziliśmy ostrą dysputę moralną o pierdoleniu (na czym jak zgodnie zrutą stwierdziliśmy Prezes zna się najlepiej), naszego stosunku do innych studentów, oraz wyższości spania w piżamce nad spaniem bez piżamki. Gadaliśmy do późna w noc (czyli koło trzeciej).
    Kruku
    08.01.97
    Prezes wstał rankiem i przyssał się do komputera. Ja również wstałem, ale po pierwszej. Prezes twardo nie wychodził, ale w końcu okoliczności (a raczej brak naszego chleba) zmusiły go do, jak mawia dziadek Marian, "opuszczenia lokalu". Wzięliśmy go głodem, i nie wiadomo czy jutro wróci.
    Kruku
    09.01.97
    Prezes nie przyszedł, ale i tak było fajnie. Cały dzień spędziłem na sieci, potem skopałem tyłek Jamerkowi i studentowi Tomkowi w Wormsach. Po tym wszystkim wybraliśmy się z Arkiem i Jamerkiem do świerka, gdzie spotkaliśmy Rutę, Aśkę, Mazurka w towarzystwie nowych znajomych studentów z różnych stron świata (z Tunezji i Nepalu). Miło się z nimi gawędziło, Jamer awansował nawet na "wielką przyjacielę" i został uznany za kumpla z piętra akademika medycznego. Fajnie było, zegarek nie był złoty, ale za to gadał, a co najważniejsze Kazik przekazał naszym nowym przyjaciołom swój telefon z zamiarem organizacji następnego spotkania w tawernie. Oby...

    Po powrocie stwierdziliśmy zgodnie zrutą, że świerk stanowi całkiem niezłe panaceum na nasze dolegliwości (związane ze snem), ale w końcu się rozgadaliśmy i znowu nie zanosi się abyśmy mieli położyć się spać przed trzecią.

    Kruku
    10.01.97
    O dziwo, zasiadłem ponownie przy klawiaturze. Nie, żebym poczuł się choć odrobinę szczęśliwszy... Powiedziałbym, iż stan mej psychiki systematycznie się pogarsza. I tylko jeden sposób istnieje na moje wyjście z przysłowiowego dołka... Ot, co... Nawet wczoraj skusiłem się na wyjście do knajpy z Marcinem i Grześkiem. Niepotrzebnie tylko spożyłem przed wyjściem tak sytą kolację... Picie piwa szło mi nader ciężko, ale złożyło się na to kilka czynników, m.in.: kolacja, wcześniej wspomniana, no i w końcu, całe pół litra tegoż napoju (od razu) wypiłem chyba po raz drugi w mej długiej karierze...

    W lokalu, gdzie było nawet przyjemnie, spotkaliśmy Asię, Pawła, Mazurka i jeszcze Tuńczyka z Niepalczykiem, którzy wyraźnie walczyli z nałogiem. Moi mili koledzy, jak przystało na prawdziwych przyjaciół, posadzili mnie na kancie kaloryfera... Pogawędka trwała. Degustacja również. W międzyczasie spojrzałem na siny ślad ugryzienia na brzuchu Mazurka i z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, iż po czymś takim blizna nie pozostanie (ileż stracą na tym jego wnuki, miło przecież pochwalić się dziadkiem bohaterem... "to był Sylwester'96..."). Potem Tunezyjnijczyk opowiadał straszne dzieje i tak dalej, a pod koniec począł się kłócić ( w obcym języku ) z zegarynką umieszczoną w jego zegarku dla niewidomych pod pozorem rozmowy z "domem". A! Weder miał chyba na imię. Jego kolega, Nepalebańczyk, długo starał się nawiązać kontakt z Grzesiem, że niby " on z Andżeli nie, a oni mieszkają obok, ale teraz nie, bo on wie, a któraś dobrze gotuje i tym podobne" kwitując wszystko wiązką "mielonego". A jak się przy tym śmiał!!! Ha, ha, ha!!! Łech,łech, hy, hy... Pod koniec stwierdził, iż Grzesiu byłby świetna kolega dla Tunizjejczyka, co wywołało szalony entuzjazm w towarzystwie, a zwłaszcza u tego drugiego, który zaczął namiętnie wycierać swą obsikaną dłoń w piękne, długie, czarne włosy Grzesia. Łoj, było zabawnie... Cóż, tak to nasza odsiadka przedłużyła się do dwóch godzin, z czego nie byłem do końca zadowolony, ponieważ wcześniej Marcin obiecał mi, że "za godzinkę" wrócimy. Dopiero, gdy Grzesio rzekł, że ma jeszcze obowiązki, Marcinek ruszył cztery litery i wyszliśmy (dało mi to trochę do myślenia...).

    Po powrocie usiłowałem się jeszcze pouczyć, ale jakoś mi nie szło. Cóż, kolokwium z mikrobów przeniosłem dlatego na później... Ufff, czeka mnie, czeka... Ale, mimo wszystko, nie żałuję wczorejszego wypadu, wręcz przeciwnie...

    Przypadkiem spoglądnąłem na stronę tytułową wydruku "U ludzi". Oj, nieładnie chłopcy. KTOŚ zaliczył Arka do tzw. Studentów... Bez przesady! Jeszcze będę kiedyś kultową personą! Zobaczycie! W encyklopedii będę! I w Wiadomościach pokazywać mnie będą! I dam koncert "unplugged" na MTV! Nie, ale tak na serio, nie życzę sobie należeć do jakiegokolwiek podzbioru... Tak było zawsze, tak będzie i tak jest nadal. Więc... chyba się rozumiemy. Tkwię w głebokim postanowieniu, aby pisać powieści w stylu "splatter punku", czy jakoś tak... Podczas ferii zimowych zaczynam, aczkolwiek zamierzam wtedy nawiązać z Kimś znajomość... Będę więc nieco zajęty, jeśli się uda (chociaż przekonany jestem o moim niepowodzeniu... jak zwykle zresztą... eeech, przecież trzeba kiedyś wykonać ten pierwszy krok! - boję się...).

    Patrzę tak na Korwina, patrzę... i nie mogę wyjść z podziwu. Toż to istny Ojciec!!! Spójrzcie tylko, proszę! Koniec klepsydry, koniec wpisu... Leona uprasza się o nie dopisywanie, bo wtedy w ogóle przestanę gościć na łamach epokowego pamiętnika...

    Niespodziewany dopisek: Ho, ho! Jaką ja miałem przygodę! Chciałem zapamiętać ten tekst w pliku, nacisnąłem klawisz myszki na opcji "Zapamiętaj...", aż tu nagle wyskakuje na dole ekranu wiadomość: "Szybkie zapamiętywanie: "U ludzi"". Dodatkowo bez przerwy kręciła się maleńka klepsydra na ekranie. Czekam, czekam, czekam, mija dziesięć (!) minut, nic... A twardziel szaleje!!! Zacząłem więc wciskać co się tylko da, a komputer nic! Zaciął się i basta! Nawet nie reagował na ponawiane wielokrotnie kombinacje klawiszy CTRL+ALT+DELETE! Pomyślałem tylko o jednym: tyle pisania na marne... Cóż, zresetowałem komputer, chcę znowu wejść do Windows'a, nagle napis w stylu: coś tam, coś tam, wybierz tryb awaryjny, odliczam... Wybrałem. Udało mi się dostać ponownie do "kartki życia" i... jak ja się wkurzyłem... Oj! Jak ja poczerwieniałem, szum w uszach, adrenalina na czubku języka, bo... MOJEGO WPISU PO PROSTU BRAK!!! Przez kilka godzin (tak to bywa...) nie dawałem jednak za wygraną. Czytałem co się tylko da, klikałem gdzie mi kazano, coś tam sprawdzałem, no ale co może zrobić taki laik jak ja... Nic... Już miałem iść spać, a ściślej, poczytać sobie cos do poduszki, ale, nie... Gryzłoby mnie to przez całą noc. Dlatego wstałem ( jest godzina druga nad ranem ) i walczyłem de novo. Jak zodiakalny lew (nie mylić z jakimś Lełonem - ten to by od razu zmył się do chaty, niewinny...), nie poddawałem się. Strużki cennego, słonego potu ściekały po mych skroniach niczym rwący, górski potok... uwijałem się niczym zaskroniec po szklanej tafli, zatłuściłem cała klawiaturę ( łojej... ), zapociłem mysz, zgłodniałem, me oczy zaczęły odmawiać posłuszeństwa, kręgosłup wił się w mękach, a ja dalej... I co? Już jest wszystko w porząsiu, a cały mój wpis się zachował... Hę. Może by tak mnie awansować w Linux'ie, co? Fajnie by było...

    Dosyć pierdół! Do okna próbował się dostać, za pomocą kamienia, Michał. Miał nawet do mnie interesik, o kasetkę chodziło. Miał też interes do Pawła, ale on chyba bere, bere u Asi ( Ania do garażu, bidulka... może i dobrze? Zachciało jej się Kahunów... ). Michał mnie przepraszał, że kasetę trzyma jeszcze jakaś Emilia, a tymczasem z balkonu, dosyć skutecznie, próbował mnie zrzucić szpadą niejaki Karol... przejawiał zapewne normalizację swego stanu. Nawet Michał się wystraszył i przez moment aż zaniemówił. Nie wolno tak... Czuję, że puszczam coraz to szersze wodze fantazji i po prostu bredzę... Dobranoc, kararuchy prąd kożuchy.

    Arek
    11 stycznia 97
    Wstałem dzisiaj o dwunastej. Fe... cóż za politechnickie maniery... A Asia i Paweł wmawiają mi, że to normalne. Według mnie, zdrowy człowiek śpi 2-3 godziny dziennie, ale dopuszczam wyjątki, oczywiście. Hmmm... przypomniałem sobie, iż po feriach organizuję "zapiekankę-mamałygę". Smakuje rewelacyjnie, tylko wygląda niezdecydowanie... Sporządziłem nawet listę gości, ale, ale... nic jeszcze nie jest pewne. Koniecznie muszę zdać egzaminy w pierwszym terminie, no i coś jeszczę, jednak to już inna sprawa, całkiem prywatna. Jeśli wszystko, jednak, przebiegnie pomyślnie, to listę ową wywieszę również po feriach. To by było na tyle...

    Teraz Wasza kolej, nieskalana społecznosci i ty... Leon.

    Arek
    12.01.97
    Dzisiaj mam imieniny i z tej okazji znowu wlazłem do "U łusów", do których również się zaliczam. Żeby sobie ulżyć, poodkurzałem u administratorów, po czym Asia i Paweł znowu pobrudzili. Ach, te kobiety...

    Aaaa! Wczoraj pograłem późną nocą z Asią w szachy. Dwa razy musiałem prosić o remis! Prawdziwym mężczyznom nie muszę tłumaczyć dlaczego, a Lełonowi podaję do wiadomości, iż nie wypada wygrywać z płcią piękną... Nie ciesz się Lełon - płeć piękna to kobiety...

    Dziś wieczorem wpadł do nas właśnie Leon. Poczęstował mnie "ratatują", przez siebie sporządzoną, która mi nawet smakowała. Już oficjalnie informuję, że Leon jest na mojej liście. Serdecznie zapraszam. Marcin podał mi w ciągu godziny trzy razy swą dłoń. Żeśmy się pościskali!

    Leon czyta mi przez ramię (czego nie lubię) i sprawia wrażenie zdenerwowanego. Za co? Jutro mam dwa kolokwia i nic nie umiem... byyyy... Więc nie będę spać tejże nocy. A Leona obudzę jak zwykle o 7 zero, zero. Będzie leżeć zziębnięty na podłodze, opatulony śpiworem, a ja mu powiem: "Leon, wstawaj..."... Cóż za rozkosz...

    Arek
    Nie bardzo rozumiem areczku o co ci chodzi gdy piszesz o kobietach. Chyba nie wiesz o czym piszesz. Rozumiem robaczku, że ci odpierdala przed sesyją z niedospania więc nie mam do ciebie pretensji. Ale na przyszłość uważaj puchatku ze swoją twórczością bo ja mogę ci pomóc jak Krzyś i strzelę w twój balonik z flinty i spadniesz w krzaki jałowca...jak puchatek co chciał jak chmurka wysoko polocieć.

    Maluczcy tego świata szantażują mnie ograniczeniem praw na srlinuxie - pajace. Po chuj mi ichni linux ? Po korespondencyję z robaczkiem ? z czarnym ? z krukiem ? Phi! Przyjechałem dzisiaj z wyjątkowo dobrym jumorem i coraz bardziej mi się jumor poprawia mimo, że kruku twierdzi inaczej. A, zauważyłem, że kruczek jurny się ostatnimi czasy zrobił a i pewny siebie jak nigdy. Dobrze mu to zrobi. Dobra, koniec pisania. Nie chce mi się z wami gadać.

    Ja [Leon - dopisek KRUCZY]
    ps. Nie wkurwiaj mnie robaczku bezmyślnym przypierdalaniem bo ja nie kruku i nie ruta, nie w plecy a prosto w pysk prawdą strzelę i nie sądzę, żeby ci się to specjalnie spodobało - mysiu-pysiu.

    Hurra! Ruszyła maszyna po szynach ospale. Wracam sobie do wrocka, a tu same niespodzianki. Po pierwsze mamy drukarkę. Po drugie czekało na mnie mnóstwo, mnóstwo i jeszcze więcej tekstu w uludziach. To dobrze. To bardzo dobrze. Po dzisiejszej pogawędce z Prezesem (o tym i owym) myślę, że znalazł się złoty środek, jeżeli chodzi o... a zresztą nieważne. Jest dobrze. Będzie jeszcze lepiej jak Arek rozkręci splatera.

    Kruku
    13.01.97
    Mimo, że dziś jest trzynastego, to - dzień dobry. No, przeczytałem... I jestem lekko zawiedziony. Cóż, myślałem, że tworzymy "towarzystwo", które potrafi trochę zażartować... a jeśli ten "dowcip" zaboli, to poprostu o tym powiedziedzieć. Niestety, nie... Więc, żeby już się nikomu zbytecznie nie "narażać", przestaję komukolwiek docinać, bo widzę, iż reakcje przyprawią mnie niedługo o wrzody.

    Dlatego też bardzo przepraszam Marcina M. i nie zamierzam nigdy kontynuować tego tematu. Może rzeczywiście zaszedłem za daleko? Z drugiej jednak strony, zwrócenie uwagi raczej nikomu nie szkodzi...

    Spałem "tylko" godzinkę (planowo za długo o pół godziny) i pospieszyłem na uczelnię. Jedno kolokwium... kefirek, bułka... drugie kolokwium... Mogłem nawet nie iść. Polałem, chyba. Jutro znowu koło, pojutrze też... Mam dosyć.

    Hmmm... chciałem coś napisać o dziadku, ale... już nie.

    Arek
    Prezes, jak się nie przestaniesz przypieprzać do naszego najlepszego linuxowego użytkownika, to nie skończy się na cofnięciu twoich uprawnień w linuxie, ale może dojść nawet do zmiany twojego folderu HOME z "/handelsmana19/podłoga" na "/handelsmana19/balkon"...

    A ty, drogi Arkadiuszu, nie przejmuj się Prezesem, pewnie znowu ma jakieś problemy... wiadomo z czym :-), prawda Prezesie?

    A obok waśni i docinków - dowiedziałem się dzisiaj, że nie ominie nas z Jamerkiem ani architektura, ani aparatura. A mieli być luzacy...

    Kruku
    14.01.97
    Siemanazrana! Jeszcze dziś męczy mnie ten widok. Otóż, w niedzielę poszedłem do dziadka po odkurzacz. Pukam. Szmer. Otwierają się drzwi i... moim oczom ukazuje się Marian z ulicy Handelsmana z nagim torsem... (Kuba, wyspa jak Słońce gorąca... la la la...). Niby nic w tym dziwnego, bo tors to ja też mogę mieć, ale na jego łonie spoczywały poszarzałe majtki w zielone kwiatki... na pewno znów z jakimś okolicznym babulcem miotał się w wyrze, bo nawet do środka wpuścić mnie nie chciał (a już się cieszyłem, że dziadek mi "cześć" mówi...). Kazał mi na siebie czekać z pięć minut, bambus! Za sprzęt grzecznie podziękowałem, a jednocześnie pomyślałem, że wsadzę mu tą rurę w dupę, pomerdam i wydmucham... Jankes, cholera...

    Zasnąłem dzisiaj nad książką i w ten sposób zmarnowałem haniebnie trzy godziny, a spałem cztery... Dlatego też nie poszedłem znowu na sławetne koło z mikrobów. Oj, doigram się... Za to internę miałem, można powiedzieć, rewelacyjną. Nie dosć, że naszej Babci nie było, to przydzielono mnie z kolegą do innej, która po prostu cudowną jest... Ale się naoglądałem! Prawie same wymiona... jaki chcesz rozmiar, szerokie, spiczaste, rozlazłe, obrzęknięte, blade, sine... a jakie zimne! Bleeeee... Nawet wizytowaliśmy na Erce. Jedna z pacjentek miała powietrze pod skórą (odma podskórna - emphysema subcutaneum). Fajnie strzelało...

    Oj, Wrocław niebezpiecznym jest... Marokańczyk zabił... Rashid ma na imię... Dobry znajomy mojego znajomego... "Taki spokojny... nigdy bym się nie spodziewał..." "O co poszło?" "Ponoć się kogoś bardzo wystraszył i wpadł w szał..." W radiu słyszałem, że dwie ofiary... kolega mówi trzy... Co za różnica... Ludzie i tak będą się bać... Dla nich teraz ważne w jaki sposób karze się w Polsce obcokrajowców... Życie toczy się dalej... Piękne i wieczne, jak muzyka...

    W linux'ie zostalem awansowany do "grupy czwartej", co by to nie znaczyło... Jestem tam razem z Grzesiem. Strzała Grzegorz! Jaki jestem głodny... i spragniony...

    Arek
    Tak, tak. To była ta noc, kiedy wypaliliśmy cynfolię, a raczej ten dzień w którym zaczęłem się uczyć. Kiedyś wezmę te wszystkie ksera notatek i pokażę wnukom jaki to dziadek był pracowity. A swoją drogą dobrze, że to o TCP/IP. Inaczej głowa pękłaby mi z bólu...
    Kruku
    15.01.97
    Pierwsze koła już za nami. O niczym to jednak innym nie świadczy prócz tego, iż drugie koła są coraz bliżej. Powodowany troską o moje dobre stopnie (i dobre imię) kończę i pozostawiam pole do popisu naszemu najlepszemu (nie jest to tylko moje zdanie) pisaczowi - Arkowi.
    Kruku
    Och, dziękuję... Od dzisiaj będziemy zanurzać swe usta w Vanessie... Czarna, inteligentna, mocna, z Ceylonu... Pan herbaciarz uciął sobie ze mną miły monolog, o towarze, oczywiście. Khmmm... same dwuznaczności mi coś wychodzą. Nieszkodzi. Dowiedziałem się cennych informacji na temat zbierania listków, o wpływie Słońca na smak ich wywaru, o podróżach do Afryki, Azji (khmmm...), o potentatach herbacianych, o ich pracownikach i niezmiernej odpowiedzialności specjalistów decydujących o wyborze plantacji, o chińskich więźniach, o tym i owym, i w ogóle... Na przykład liście należy zawsze zbierać z odpowiedniego poziomu rośliny, bo różnica nawet dwóch poziomów może wpływać na zwielokrotnienie ceny! Niesamowite. Im niżej, tym herbata jest gorsza. Po prostu wywar jest bardziej gorzki... A pączki, mniejsze czasem od główki szpilki (!), to dla tych bogatszych... O! A napis "Orange" nie znaczy w ogóle "pomarańczowa", ino "królewska"(mniej więcej pierwsze dwa poziomy). A w ogóle, to te określenia nie pochodzą od Anglików, a od Holendrów (Pan raczył nawet sięgnąć pamięcią do czasów Magellana... żebym ja miał taką pamieć!...). Niewiarygodne...

    Z łóżka zwlokłem się po prostu ledwo, a ledwo. To przez ten sen, co za debil go wymyślił? Ale zdążyłem, ... bo co innego miałem niby uczynić... Po sekcji zwłok udałem się na kolokwium, które oblałem. Zrezygnowany postanowiłem odpowiadać z mikrobiologii jutro. Już miałem dzisiaj, ale odświeżający kefir półlitrowy HANA, imitujący me śniadanie, spowodował u mnie nieoczekiwaną senność. Na dodatek dostałem jakichś dziwnych drgawek... nawet język mi się trzęsie... Jak na mnie przystało, załatwiłem cosik dla Kogoś, expresowo. Tak, tak. Nadszedł już najwyższy czas, by wynurzyć się z własnego cienia... Jednak nadal się boję...

    Chyba wkrótce napiszę wierszyk... Talent rośnie...

    Arek
    Ot, wpadłem na chwilkę. Przeprosiny Arkowe przyjmuję. Krucze pogróżki obchodzą mnie tyle co zeszłoroczny śnieg. A od moich kłopotów, wiadomo z czym, to się kruku odpierdol. "Ty się lepiej Kruku swojej baby czep". A sprawy między mną a Arkiem niech cię nie interesują. A teraz milsze sprawy. Zabieram się wreszcie za pisanie homepage'a. Na razie dla próby będzie na miejscowej blasze ale wkrótce rzucę go na serka (server sergiuszowy na moim wydziale). Będzie w homepage'u trochę o RPGu, trochę o poezji mojego brata, trochę o karciankach, trochę o muzyce (gotyk) i trochę o zaprzyjaźnionym klubie Desmodontidae prowadzonym przez Brzozę Jr. To tyle.

    Idę zrobić kupę (bo wreszcie Karlson zwolnił łazienkę) i zabieram się za HTMLa.

    LEON
    Strzała Leon. Długo cię nie było. To fajnie, że zrobiłeś kupę, bo ja wczoraj lałem sobie przez balkon. Fajnie, co nie? No to pa! Aaaa... i jeszcze jedno. Wiele się o sobie dowiedzieliśmy i od jutra wprowadzamy wzorcowy porządek (odkurzanie co tydzień & stuff). I, co najważniejsze, żadnego lania przez balkon!
    Kruku
    Gówno! Nie było HTMLa. Przyszedł ruta i mnie wyrzucił. Nie ma homepage'a.
    LEON
    16.01.97
    Czuję się tak podle, że zabiorę tylko chwilkę. W końcu spałem ino godzinę dwadzieścia... A i niczego nie załatwiłem. Mam gorączkę, spaliłem obiad, boli mnie brzuch, kiwa mi się w głowie... A Słoneczko świeci... Ot, narodził się problem. Wczoraj wieczorkiem przyszedł do mnie Marcin. Poprosił o keczup... i zaoferował mi żółty ser. "Na prawdę, jak chcesz, to bierz." I teraz nie wiem. Albo mu się podobam, albo ser był sprzed miesiąca...:-) Postanowiłem sprawdzić. Specjalnie poszedłem na targ i kupiłem ETERNAL'ną. Na mój widok Marcin... uśmiechnął się... I nawet przepłacił! No, no...

    Pełni nadziei powędrowalismy, z Marcinem, do akademików po płytki. Było zamkniete. Szkoda.L Po drodze zrobiliśmy zakupy. Głównie papier toaletowy i chińskie zupki. Ale nudy... Kończę. Cześć.

    Arek
    16. 01. 1997
    I tak oto przyjechałem do Jeleniej Góry z chumorem iście wisielczym, idącego na szafot straceńca. Tydzień przyszły, to tydzień próby. Przedemną alltoall brołdkasty, rugowanie rekurencji pośredniej, klasy leksykalne, a trochę później cieniowanie Żuro o Fonga.... Oj ja biedny..., a na dodatek nie wiadomo czy nie mam Gronkowca (pociesza mnie myśl, że jeżeli ja mam to ma i Kruk hehehe...).

    Dobra, siąde i będę się uczył ale i tak na pewno większość czasu spędze przy NetHacku (muszę pobić te marne 130 000 Kruka, moja życiówka to 30 000+, więc jak widać muszę trochę popracować). Tak więc, do dzieła....

    Jamers
    Obiecuję wszem i wobec, że jeśli dane mi będzie zaliczyć w pierwszym terminie... heheheh... I gonna score... przestraszne kolokwium z Technik Komplikacji, zmówię po trzykroć różaniec w intencji Radia Maryja. Tak mi dopomóż Bóg!
    Kruku
    PS. A jak zaliczę jeszcze Aparaturę i Paralelę, to gotów jestem nawet przestać kraść Arkowi cukier...

    17.01.97
    Leci Sepultura. To jest to! Ruts, blade ruts... Ta muzyka kojarzy mi się z ruchomymi piaskami. Wciąga, a pobudza... do życia. Tak skutecznie... bezboleśnie. Jestem na czczo. I po pediatrii. Wzajemne wycieńczanie, słowo daję. Dzieciaki mają nas dosyć, a my się staramy, jak tylko możemy... Badania przeciągają się w nieskończoność... w klinice zaduch, i jeszcze ci rodzice... po cholerę się tam wtedy kręcą?! Istna parodia... Trzy godziny dosłownie zmarnowane. A mógłbym wtedy smacznie spać... ????? A cóż to ja napisałem? Chyba jakiś wirus... racja, od wczoraj mam gorączkę i bolą mnie mięśnie. I apetyt zupełnie straciłem... Źle ze mną, oj niedobrze... Nawet do domu mi się nie chce jechać. Znowu te ojcowskie maniery i gadki... Tyle dobrego, że spotkam się z mamą, jedyną mi ostoją... Cukier? Ależ, bierz go Marcinie ile chcesz i kiedy tylko masz ochotę. Przecież zawsze mogę go sobie po kryjomu od was odsypać, dla mnie to nie problem... :-)

    Życzę, każdemu z was, pomyślnego zaliczenia kolokwiów i wszelkich egzaminów! W końcu, MY, to przyszłość narodu. Jakby promyczek w tym mrocznym burdelu... Just take me away... A jednak gitarzysta z Sex Pistols nie zastąpi Slash'a w Guns'ach... ( a on, jak wiadomo, definitywnie odszedł ) Jak to jest możliwe, że o mnie nic nie słyszeli? Wziąłbym nawet Kazika... niezłe wyszłyby z tego numery. Same przeboje... :-), zresztą (wręcz?)... A dziadek robi meble w piwnicy! A potem je nielegalnie sprzedaje! Świnia! A syn Bill'a Cosby'ego został wczoraj zastrzelony. Ke?... W jakich czasach przyszło nam się rodzić? Tylko bezsenowna agresja... A poza tym, tylko nudy i studia... Eee, studia też są nudne... Cóż, wypadałoby kogoś dla rozrywki "ukrócić"...

    Dobra, do niedzieli! A! Zapomniałbym. Przywiozę jakieś zdjęcia do "Naszych Użytkowników". Stare, nowe, z kotem, bez... zobaczy się. A horrory, to będę pisać na własnej STRONIE, co tytuł Gardenja będzie nosiła... Tylko jeszcze, żebym wiedział jak się takową "stronę" robi... przyjdzie czas i się wszystkiego nauczę. No nie?

    Arek
    To już w poniedziałek, a ja ciągle nic. Czytam i czytam i nic. Nic! Nic z tego nie rozumiem! To znaczy, napisałbym, co z tego rozumiem, ale jestem zbyt kulturalnym człowiekiem, a poza tym żelazne zasady moralne (których trzymam się, odkąd przestałem lać przez balkon) mi nie pozwalają. Dorzucam jeszcze jeden różaniec do stawki. A niech mnie Ruta znienawidzi...
    Kruku
    18. 01. 97
    W sumie nie jest tak źle. Nawet radzę sobie z Technikami Komplikacji a Programowania Równoległego nie ma tak dużo (poza tym Kwiatek jest podobno bardzo wyrozumiały). Ale i tak muszę jeszcze wysmolić raport z Wstępu do Sieci.

    KONIEC tego biadolenia !!! Nie pierwsza to sesja i nie ostatnia. Teraz trochę o weselszych żeczach. Oglądnołem "Strange Days", naprawdę świetny film (wręcz fantastyczny). Trzyma w napięciu i ma Xtra klimaty Cyberpunkowe. Naszła mnie ochota na wypuszczenie pewnej ankiety i pozbierania trochę danych. Ankieta będzie tyczyła się spraw dość osobistych i skierowana będzie do kobiet moich znajomych (no i chyba do mojej kobiety też). Jedno jest pewne. Która na nią nie odpowie, zasłynie jako biedna zakompleksiona, nieumiejąca wybić się ze sztampy ogólno-cynicznej pruderyjności, podwładna swego pana służąca. Tak więc drżyjcie niewiasty, moja ankieta się zbliża a za nią jej wyniki, hłe hłe hłe. Wracając do spraw ubiegłych: bardzo cieszę się Arku, że jesteś wraz ze mną w grupie o wdzięcznym GID:4. POADMINISTRUJEMY sobie trochę.

    NetHack pod X-Windows rakuje !!! Niech no mi się tylko uda jeszcze podstawić dosowe tiles'y a będzie zupełny odlot. Ale ja właściwie nie o linux'ie chciałem z tobą Arku porozmawiać, co o Twoich feriach. Mam gorącą nadzieję, że Ci się uda... będę mógł wtedy również tobie dostarczyć do przekazania moją jakże ważną dla ludzkości ankietę. Trzymam kciuki i... uważaj na siebie.

    Posłuchajcie, jakże zabawną historię wczoraj miałem: Otóż zniechęcony zbyt już długo przeciągającym się szukaniem po sklepach z Soft'em Flight Simulatora 6.0, niechętnie bo niechętnie, ale postanowiłem zadzwonić na Microsoftowską Info-linię w celu dowiedzenia się o możliwości zakupu mojego ulubionego symulatora za pomocą poczty lub czegoś takiego. Poniżej przytoczę rozmowę telefoniczną pomiędzy mną (J) a panią z Data-Bazy Microsprostu (pzDBM):

    (J) wybieram numer i czekam na połączenie.....
    Słuchawka: tuuuu... tuuuu.... tuuuu.... tuuuu.... tuuuu....tu.klik...
    (pzDBM): bardzo miłym głosem 21-letniej blondynki zostawiającej ślad pomadki na Joy'u: - Halo, Info-Linia Majkrosoftu, czym mogę służyć ?
    (J): moim normalnym, szalenie męskim głosem: - Post..khe... Interesuje mnie zakup jednego z produktu firmy w której pani pracuje. Otóż nie mogę go nigdzie nabyć i interesowałoby mnie czy...
    (pzDBM): tonem nieco karcącym, ale nadal ociekającym seksem: - Przepraszam, a jaki jest pana numer DataBazyMajkrosoftu ?
    (J): nieco zbity z tropu, ale nadal męski: - Cóż, dzwonię tu po raz pierwszy i nie mam przypisanego sobie żadnego numeru, ale chodzi mi tylko o...
    (pzDBM): promieniście się uśmiechając: - W takim razie zanim udzielę panu jakichkolwiek informacji, musze pana wpisać do DataBazyMajkrosoftu. Pana Imię ?
    (J): zdezorientowany - Grzegorz
    (pzDBM):gdyby to było możliwe jej uśmiech przeniknąłby przez męmbranę mojej słuchawki i rozlał się po pokoju: - Pana Nazwisko ?
    (J): zaczynam się pocić. - Czy to naprawdę konieczne, chodzi mi tylko o informacje...
    (pzDBM): szalenie obrażona: - Nazwisko !?
    (J): cicho - Jamer.
    (pzDBM): spokojnie i na luzie: - Teraz proszę o pana dokładny adres, wraz z kodem miejscowości, numerem telefonu oraz faksu, oraz o listę wyrobów naszej firmy, które Pan posiada wraz z ich numerami identyfikacyjnymi.
    (J) : coż było robić, podałem wszystkie moje dane i stwierdziłem, że nie posiadam żadnego produktu Majkrosoftu. Oczami duszy już widziałem FBI pukające do mych drzwi
    (pzDBM): z lekkim niesmakiem, ponieważ nie posiadam tak świętych programów jak Windoz, czy Word, czy Excel: - Pański numer w naszej DataBazie to: 23-458. Słucham teraz, o co Panu chodziło ?
    (J): z pokorą, jak na prawdziwego syna marnotrawnego, powracającego na Majkrosowtofskie pielesze przystało: - Chodzi mi o kupno Fsv.6.0. Czy istnieje jakiś sklep wysyłkowy, czy coś...
    (pzDBM): uśmiechając się na powrót. - Nie. Musi Pan skorzystać z jednego z naszych przedstawicieli w Pana mieście.
    (J): z nadzieją - Czy mugłbym dostać numer lub adres...
    (pzDBM) przerywając mi: - Oczywiście, zaraz sprawdze, chwileczke... (klik,klik,klik,klik) firma MST, nr telefon : 45 - 32 - 18... następuje przykra chwila ciszy. Pani jest jakby czymś zaskoczona i zmieszana. Ja nie śmiem głośniej odetchnąć. Cisza przedłuża się. Staję się nerwowy. Pani mruczy coś pod nosem i (mam taką perwersyjną nadzieję) strasznie się chyba poci. Naraz odzywa się nieśmiało:
    (pzDBM): - a nie, to w Zielonej Górze.......
    (J): współczująco: - Aha.
    (pzDBM): jest teraz mała, malutka, jej głos dobiega mnie jakby z bezkresnej oddali: - ...wpańskimmieścieniemaprzedstawicielstwamajkrosoftu....
    (J): gromko, z triumfem i okrucieństwem w głosie: - Ah tak, wobec tego DZIĘKUJĘ !

    I odłożyłem słuchawkę. Tak tak moi kochani. Żarty żartami ale o wiele gożej mogło się to skończyć. To put it in another way : don't try this @ home. Kończę, bo mi się ten log coś strasznie wydłużył a chce mi się grać w NH.

    Jamers
    19.01.97
    Na prawo most, na lewo most,
    Wro-ocław z te-ego słynie.
    Wypadek tu, a w mordę tam,
    Nieboszczyk O-odrą płynie...

    Już jestem. Na miejscu. Obcięty, uczesany, odżywiony, wypity, nienauczony, jak grzeczny chłopiec. Łykend minął mi w nadzwyczaj pogodnym nastroju (o dziwo! - oby tak dalej!). Ból jednak w tym, że się nawet nie postarałem otworzyć książki. Dlatego dzisiaj nie śpię. No, może godzinkę. W piątek spóźniłem się na pociąg aż dwa razy pod rząd... Sam siebie nie poznaję...

    Mam przed sobą jeszcze trzy kolokwia i dwa egzaminy. Lubię liczbę pięć, ale akurat nie tą... Nie wiem. Chyba nie ten kształt... W drodze do Jeleniej Góry, w pociągu, po długich minutkach, znalazlem upragnione miejsce siedzące (poczułem się potem jak świnia, bo zauważyłem, iż nie ustąpiłem pewnej pani w bardzo podeszłym wieku, o ile tak można powiedzieć - na wszelki wypadek przepraszam wszystkie kobiety). Zasiadłem, owszem. A potem zasnąłem (!!!). Miałem jakiś dziwny sen, który, niewiadomo dlaczego, zmusił mnie do gestykulacji na jawie... A pasażerowie nawet nie raczyli mnie szturchnąć, gapili się tylko... i głupio uśmiechali.

    Ale, na szczęście, przyłapałem ich na gorącym uczynku. Nagle otworzyłem oczy (miałem się zerwać z miejsca dla spowodowania paniki, ale... jestem przecież grzeczny chłopiec). Jak się speszyli! Cudowne! Potem wyciągnąłem książkę. I nie byle jaką, a "Potępieńczą grę" Clive'a Barker'a. Znam jego wiele dzieł, i wiem, że dobrze rozwija akcję (dlatego go lubię). Ale zakończenia, trzeba przyznać, ma po prostu podłe. Przeczytałem niewiele stron tejże książki i... Nie wiem jak to wyrazić, ale... Jemu się chyba wtedy nudziło, albo goniła go jakaś umowa. Nie wierzę jednak, iż cała książka jest taka - uboga (w końcu jest bardzo gruba). Dlatego doczytam ją do końca, a potem krótko znowu zreferuję.

    Dziś się dowiedziałem, iż... Jest! Jest! Życie jest piękne! Ale mam do kucia... A Marcin i Paweł mnie opuścili... I Tomka nie ma... I forma spada... Nawet nie wiem, czy jutro mam zajęcia. I muszę popełnić spacerek do szkoły. Na ósmą! Z drugiej strony, co to dla mnie! Chociaż nowego rekordu nie wykonam, bo jednak jestem nadal chory, to przynajmniej powdycham sobie to brudne i śmierdzące powietrze rodem z Wrocławia... Nie ma to jak porządna poranna dawka spalin... Dziś jogging z radiem eMeReFeM poprowadzi...

    Widzę, że powoli "U ludzi" traci sens i przeistacza się w "U Kruka i Arka", dlatego pozwolę sobie na tymczasowe przerwanie współpracy i zerkanie jeno na rozwój wydarzeń... Do kiedyś tam, towarzysze...

    Arek
    20.01.97
    Oj, oj, oj. Jest strasznie rano (obudziłem się dzisiaj, nie chwaląc się, o ósmej) i próbuję właśnie drukować sprawko z sieci, poprawiać programy z grafiki i nie bić się po głowie, kiedy myślę o tym jak całą wczorajszą noc uczyliśmy się do koła z Paraleli. A mieliśmy z Grzesiem takie dobre intencje...

    Nie nasza wina, że niegodziwy los umieścił na naszej drodze Heroes Of Might & Magic Dwa. Nie nasza wina, że Worms Plus okazały się, jak każda dobra używka, nabierać magicznej mocy przed sesją... Powiem krótko - jak ja to koło zaliczę, to pójdę do dziadka i każę mu wypucować moje buty.

    Kruku
    PS. Byłbym zapomniał (zawsze mi się to zdarza) podziękować Grzesiowi za iście królewską (w porównaniu z naszą i nie tylko) gościnę.

    20.01.97
    Dzisiejszy dzień był naprawdę bardzo pracowity. Najpierw uczyliśmy się z Krukiem przez całą noc (przy Wormsach i Heoroes of M. &M. ) a po dwugodzinnym śnie pomaszerowaliśmy w kierunku koła z PARPROC'a. Napisaliśmy je wspaniale, a później potruchtaliśmy na oddawanie programów z Grafikiki. Było obleśnie !!! Naprawdę nie lubię pani Hudymy. Pojechała mnie strasznie. O wiele milsza jest pani Kosmulska-Bochenek, która mimo iż podstarzała troszkę, to hm..... może być .

    A teraz co? Siedzimy i przygotowujemy się do uczenia z Technik Kompilacji, daj nam panie Sasie zdrowie. Jak je zaliczymy , to chyba się schlejemy (jak zwykle w trupa). Ja pierdole - powiedział Ruta, - Ja nie wiem czy ja pójdę jutro. "Ja pierdole" - proszę, to dowodzi jego chamstwa i drobnomieszczaństwa. Nam wszystkim wali na głowę. Idziemy się uczyć, a ja zachowuje zimną krew.

    Jamers
    21.01.97
    Jest 4.18 i umiemy już z Kruczkiem dość dużo z TCOMPILE. A będziemy umieć jeszcze więcej !!! Ho, ho, jacy jesteśmy mądrzy i wspaniali! Przefurczymy tą sesję niczym dwa orły mknące, lub jako ten cymbał brzmiący. Słyszę, iż Kruczek opuścił był łazienkę. Właśnie się tam udaję...
    Jamers
    Idziemy na kolokwium, jesteśmy wyspani i pozytywnie nastawieni. A ta ciota, Ruta znaczy się, jęczy jaki to on nie jest zapracowany. Właśnie tacy jak on są zakałą naszego społeczeństwa, i jako chore jednostki powinny zostać usunięte (a co najmniej skończyć ze szpatułką w dupie).
    Kruku
    Ruszyła maszyna po szynach ospale... Mam powód, po dwukroć, być dzisiaj zawstydzony. Po pierwsze, na internie pomyliłem płuco lewe z prawym... No, na to jeszcze oko można przymknąć. Ale bardziej wstydzę się, że zapomniałem, o czym mam dać "cynk" Marcinowi. Po prostu... A to do mnie nie pasuje! Zwykle nie zdarza mi się podobna rzecz, zwłaszcza, że to coś nie obiecałem Byle Komu! Jako, pewnego rodzaju, zadośćuczynienie, kupiłem mu cukier i sobie trochę odsypałem. A cukru to ostatnio poszło, bo zawitał u nas Grzesio. I przyniósł nawet Heroes'ów, za co należą mu się wielkie dzięki... w Łorlordach za bardzo mnie cosik gnoją... Na dodatek, jakaś profesorka wyczytała mnie dzisiaj na seminarium jako Jokes Arela. No, co jak co, ale... Żebym jej przypadkiem "zefirka nie puścił", cholera jasna... A na uczelni, do wszystkich koleżanek zwracałem się jednym (określonym :-) imieniem... Ja chyba zwariowałem!!!

    Jutro muszę zaliczyć dwa kolokwia. Jeśli mi się nie uda, to... wesołe jest życie staruszka, hej, hej! Czuję, że staję się bardzo komercyjny... Codziennie świeża bielizna... Paweł wyznał mi w tajemnicy, że w nocy spał tylko dwie i pół godziny. Przenosi się na medycynę??? Eee... chyba nie... znowu się wyłożył na łóżeczku i smacznie podchrapuje jak kicia. A jak się przewraca i wyciąga! Żebyście to widzieli! Cudowne! Takie niewinne... Zauważyłem,że stałem się osobą, co najmniej, ważną. I to tylko dlatego, iż wykazuję się co raz większą aktywnością, że tak powiem, społeczną. Nie wiem czy wszyscy to rozumieją, ale ci, co mnie dobrze znają, wiedzą, iż byłem niegdyś wielce poniewierany. Koniec! Się odnalazłem! A tym, co mnie tolerują, piękne dzięki! Marcin zobowiązał się wczoraj naprawić wszystkie plakaty (parura...) i minął się z prawdą, chociaż... trzeba przyznać, że miał chłopak przez chwilę zapał. Skończyło się jednak na ogólnym ciotowaniu, bo taśmę wsysło... A wcześniej się tak pięknie przepraszaliśmy... Nawet ręce sobie, z zażyłością weteranów, podawaliśmy, z czego ja i Tomek mieliśmy umyte... Łza się w oku na samą myśl kręci... Kręci i świdruje, aż przebija rogówkę, dostaje się do komory przedniej, powodując wyciek przesięku osoczowego, następnie wyżera pokaźną dziurę w soczewce i osiąga ciało szkliste, które, niczym sylwestrowy szampan, rozbryzguje się na boki odsłaniając siatkówkę i naczyniówkę. Ta zaś krwawiąc, oznajmia właścicielowi oka, że coś jest nie tak... A okuliści strajkują. :-)

    Na zdrowie! Co jest?! - krzyczy oburzony autor - Nie mogę wparować do linux'a, czarny Łorlord posuwa moje najlepsze armie jakimiś pionkami, Łindołs się namiętnie zacina (jak blondynka)... Co jest?! Jak dobrze pójdzie, to awansują mnie na skarbnika linux'a. Myślę, że zacznę brać po stówie*) za wpisowe. Tanio! A na każdego Nowego czeka kalendarzyk firmowy. Za pięć złotych. Nawet nie uwzględniam opłat miesięcznych! To jest to! Będą kwartalne. Jeszcze trochę, a na rynek wypuszczę pakiet akcji! W ramach promocji przewiduję dla każdego z użytkowników po pięć sztuk!!! Tylko trzy dychy za jedną! I utworzę fundusz powierniczy. Wszyscy będą mi powierzać kasę na dokształcanie. Cóż, skarbnik musi być porządnie wykształcony, bo inaczej może się kiedyś pomylić na waszą niekorzyść. Więc widzicie, tylko zrobicie sobie dobrze! I żadnego ryzyka! Nawet planuję ulgi! Proszę, wstawcie się za mną! Będzie to was kosztować jedyne dwadzieścia pięć złotych! Nie przegapcie takiej okazji!!! * ceny po denominacji złotego

    Arela
    p.s. Ch#&e, wiedziałem, że nie mogę na was liczyć... :-)

    Powiem na początek trzy słowa - kurwa, kurwa, kurwa. Pierwsza - bo przyszedłem a pedałów nie ma mimo, że się umówili. Druga - bo zobaczyłem tego loga. Trzecia - dla mnie bo nie doceniałem siły "U Ludzi". Jeszcze nie tak dawno szara muszka (jaką był Arek) chciała się powiesić a teraz... teraz to pewnie i w mordę mi dać będzie umiał. Ot złe czasy idą...

    Leon
    Widzisz, Leon - nie znałeś widocznie flagowego sloganu: U ludzi zrobi z ciebie ludzi... (Kruku)

    Dzieńdobry. Jestem właśnie po kolowium i jest bardzo fajnie. Mamy wszyscy maksa i w ogóle jesteśmy wielkimi komplikatorami. Z radości aż poszliśmy na piwo(a), a potem, zrutą i kazikiem znowu napiwo. Nie przeczę - wpłynęło to nieco na sposób postrzegania rzeczywistości i pozwoliło zachować nadzieję (miejcie nadzieję, choć tę lichą, marną) na lepsze, posesyjne a co najważniejsze, poSasyjne czasy. Pan Sas, jak co roku, okazał się bardzo odważnym człowiekiem, który nie wahał się zadrzeć z całym wydziałem męskich i ambitnych przedstawicieli rządzącej światem kasty, do jakiej się zaliczam. Informatyków.

    Aby uczcić dzisiejszy sukces odlałem się dzisiaj przez balkon. Na szczęście nie muszę się kłopotać zmawianiem różańców, ani terroryzowaniem dziadka mariana... Dobra, jestem troszkie (jak to ładnie kiedyś ruta ujoł) niedysponowany i zajmę się przyjemniejszymi rzeczami. Był u nas prezes (jak powyżej widać). Znowu kazał misię od-wiadomoco. Mimo wszystko go lubię, i zapraszam serdecznie po sasji, szczególnie że zyskał sobie równemu sobie towarzysza w osobie niejakiego Ministra, który to zastąpił nam nieodżałowanego karlsona, którego spłoszyły zapewne nieoczekiwane zwrosty. Idę spać i przepraszam za nieskładność - każdy ma prawo do chwileczki zapomnienia...

    Kruku
    Następnego dnia na Handelsmana... Z kibla zaczyna walić, i to nie na żarty! Trzeba nam zmienić stancję... Do linux'a wejść nie mogłem, bo Paweł ponoć źle "założył jądro" (hy, hy, he said jondro... khy)... Przepraszam bardzo, ale ktoś (kogo mam teraz na myśli) ingeruje w moje zapiski i bezczelnie likwiduje "wolne linie". Toż to pozbawia dramaturgii wyrażanych myśli moich! Tfu siło nieczysta! (chociaż... Marcin przyznał mi się, że przedwczoraj też raczył umyć ręce) :-)

    Dzisiaj poprawiłem koło z patomorfy, i to w jakim stylu! Uczyłem się przez prawie całą noc. Przychodzę na zajęcia i... dowiaduję się, że zabrakło mi tylko jednego punktu! Styl, w jakim się o niego wykłóciłem, wręcz mnie potem z zachwytu powalił. Po prostu asystent nie miał NIC na swoją obronę! (A jak na mnie popatrzył! Jej.) Powiedział mi jedynie: "Ma pan rację. Rzeczywiście... Zaliczone, może pan iść do domu. Do widzenia.". Ja mu na to: "Do widzenia!" i jutro czeka mnie mikrobiologia... :-( Ale nic to, fajnie jest.

    Arek
    23.01.97
    Bardzo wczesnym rankiem... Doszedłem do wniosku, że dupa jest jednym z najbardziej mi nieprzychylnych narządów. Od trzech dni ponad nie byłem z kupą. Tylko stanąć i płakać! Nawet nie jestem w stanie zaczerpnąć kilku pasków z mego białego, delikatnego papieru toaletowego, którego włókienka celulozy dawno już zdołały przesiąknąć jakże znakomitym smrodem gówna, moim i paru innych. Do dziś dzień używam go jedynie do odbarczania mego noska ze śluzu, ropy i krwi... a czasem z kóz nawet.

    I w ten sposób ostała mi się ino resztka. A proponował mi w sklepie Marcin, by zapodać pomarańczowy paczkowany. O żem ja szelma i skusił się na zwykły szary... O żesz ku! Nic, tylko siąść i zrobić kupę. Jednej rzeczy tu tylko brakuje. Jej właśnie! Przeto postanowiłem z utęsknienia odę, jakże piękną, jej sercu przeznaczyć...

    Godzinę później... Działa, ludzie, to działa!!! Wystarczyła jedna zwrotka, a popędziło mnie aż dwa razy!!! To się nazywa siła wola! I to nie sen! Słowo daję - dwie duże kupy! Szach i Mat! Ha, ha, ha... Z tejże okazji postanowiłem pomóc wszystkim szczerze potrzebującym. Otóż, jeśli któryś z was ma problem, to niech do mnie przyjdzie, porozmawiamy, napijemy się herbatki, a potem napiszę wiersz. Ba! Poemat! To spotęguje siłę ekspresji.

    (potem) Sami widzicie, że jak mało wystarczyło, bym radosny popędził na kolokwium z mikrobów. Jak zwykle nic nie umiałem, ale zdałem. O wielkie dzięki mojej pani doktor! Byłem dennie beznadziejny, trzeba bezlitośnie przyznać, ale nie będę sobie robił z tego powodu wyrzutów! W końcu, mam to za sobą. A teraz zabieram się za immuno i pediatrię. A właśnie, jaka jest różnica między pedofilem a pediatrą? Hy... :-) Ten pierwszy lubi dzieci...

    zatwardziały Arek
    Obudziłem się właśnie ze słodkiego snu przerywanego wizytami i rozmowami z eterycznymi Kazikami i Rutami oraz jakimiś bliżej nie znanymi mi osobnikami. Trochę mi się przestawiło, bo jest już 19.30, ale to nic, bo jutro o dziewiątej kolejne koło. Nie będę was już zanudzał, bo sesja nudną jest (ale tylko dla obserwatorów), dość, że obiecuję po wyjściu z ciągu wrócić do u_ludzi.
    Kruku
    24.01.97
    Widziałem dziadka kroczącego (piechotą!!!) po ulicy Handelsmana. Nieborak poślizgnął się był, lecz zachował równowagę i nie rąbnął czerepem o beton, niestety. W przeciwnym wypadku udzieliłbym mu prawidłowej (a jakże...) pomocy reanimacyjnej, a po stwierdzeniu kategorycznie zgonu, wezwałbym pogotowie (naturalnie, po odczekaniu przepisowych siedmiu minut - pewna śmierć tkanki mózgowej).

    A tak w ogóle, to dzisiaj mam ciągle pecha. Nie dość, że spałem, snem niczem nie zmąconym, aż sześć godzin, nie przerobiłem planowo części materiału, to jeszcze musiałem jechać na zajęcia, by się po godzinie dowiedzieć, że pani jednak zwalnia nas z reszty ćwiczeń (istna parodia). Na dodatek, jak zwykle, nic rano nie jadłem, mimo że w lodówie mi się już przewala...

    Ale to nie wszystko. W nocy, Marcin i Tomek zagrali w Heroes'y... i położyli się spać około piątej... Nastawiłem im budziki na ósmą, jak mnie prosili. Przychodzę - Tomek śpi. No, nic. Obudziłem go wielkim i głośnym tupnięciem... A do pokoju wlatuje Marcin. Śpiochy na oczach, panika na twarzy, "k#rwa" na ustach i majtki na dupie... właśnie pisał kolokwium :-). Ponoć proste... Oj, ciężkie jest życie studenta...

    Arek
    25.01.97
    Wczesnym rankiem anielski spokój naszej stancyjki zmącił... dziadek. Pierwszym jego celem stało się pomieszczenie, gdzie przebywałem z Pawłem (Marcin zwiedza odległe zakątki świata). Z rwącego potoku słów zrozumieliśmy, iż Marianowi chodziło o "obcych". Bo uwadze jego nie umknęło smukłe ciało Ministra prześlizgujące się o 10-tej przez bramkę... O goszczenie oskarżył z miejsca Pawła, który był zresztą niewinny (byłem z niego dumny - zaciekle się bronił, potem przy dziadku kontynuował heroes'ów, a na koniec nawet pięścią mu pogroził... ). Wychodząc dorzucił, że nam "stancję wymówi", jeśli takoważ sytuacja się powtórzy... [Tak, tak, prosimy!!!] Potem powędrował do Wojtka i... jakeż się ubek speszył, gdy usłyszał prawdę - Minister to jego lokator (fakt faktem, że oni jeszcze się nie znają :-)!

    Dziadek począł się gęsto tłumaczyć i wyjaśniać, jak to emeryci i renciści z zachodu na wyspy Bahama sobie jeżdżą. Bo on niby biednym jest... Jeszcze coś się czepiał zamka w drzwiach, ale to szczegół. Paweł posprzątał, a Wojtek wytrzeźwiał (wczoraj jeszcze pozbywał się wszelkiej zawartości układu pokarmowego...), reszta dnia zapowiada się więc bardzo spokojnie... Raj na Handelsmana...

    Arek
    26.01.97
    Wróciłem z dalekich wojaży i niestety nie zastałem ani Leona (na którego obecność skrycie liczyłem), ani zapowiadanego na sesję hierousów Jamerka. Szade. Zastałem za to obfitą relację wczorajszych wydarzeń - oj, zbliża się chwila wielkiej przeprowadzki...

    Trudno, najwyżej się dzisiaj wyśpię. Nie powiem, żebym na to narzekał. A hierousy? Cóż - przeżyję to jakoś... a, nie mogę nie pogratulować Studentowi Tomkowi wygranej z tą niewierną ciotą Rutą, która zabrała mi moje kopalnie złota i cały stuff korzystając z senności i chwili nieuwagi. Tomku - tak trzymać!

    Kruku
    27.01.97
    Nastał bardzo ciężki dzień, więc nie będę smucił o niesprawiedliwości społecznej i innych takich. Pieprzona sesja. Muszę jednak przeprosić publicznie Tomka za moje wczorajsze zachowanie. Wiem - zachowałem się jak ciota, rozpuszczając niczym nie przymierzając Prezes moje wraże armie, ale naprawdę - tylko dlatego, że bardzo chciało mi się spać i w ogóle. Myślę, że w ramach zadośćuczynienia wystarczy, że zrobię mu laskę, i że mój haniebny wyczyn nie stanie na przeszkodzie heroicznym epopejom rozgrywanym w przyszłości.

    Studencie Tomku - przepraszam. Chyba zaczynam chorować i chyba nie mam co robić.

    Prezesie - wpadnij, umil przykre chwile...

    Kruku
    Amanita muscaria... tylko tyle...
    Arek
    Był u nas przed chwilą Kazik - przyszły wójt, proboszcz i dyrektor Siekierczyna. Siedliśmy sobie na kanapce, Ruta polał (herbaty) i zaczęliśmy snuć plany w kwestii przyszłości gminy Siekierczyn, a raczej plany dominacji Siekierczyna nad światem. Było o dziadku organiście (ojcu chrzestnym mafii siekierczyńskiej), o starym wójcie, o schizofrenicznym geniuszu informatyki, psychiatrii i psychozy równemu potencjałem intelektualnym co najmniej Doktorowi Mengele. Było o wielu ważnych w Siekierczynie personach, o których wkrótce usłyszy cały świat. Już za dwa lata... to My (oczywiście pod kierunkiem Wodza) będziemy pociągać za sznurki!
    Kruku
    28.01.97
    Po egzaminie wpadłem na rynek na zakupy i kupiłem kilo cukru dla przemiłych koliegów. Coby podnieść się na duchu, bo żem przecież immuno zawalił, nie kupiłem czekolady. Uznałem, że sprzedawczyni za bardzo z ludzi zdziera. Zdzira. Założyłem w końcu konto w banku, żeby mi się stypendium po skarpetkach nie walało. Procent mi będzie przynajmniej rósł (a nie pleśń). W nastroju jestem beznadziejnym, ale muchomora nie ugryzę. A mogłem się uczyć podczas świąt!? Mogłem. Mogłem tyle nie spać!? Mogłem. Mogłem nie iść na medycynę!? Mogłem. I miałbym już jeden problem z głowy. Debil!
    Arek
    Oj, oj straszniem chory, aż nie mogłem spotkać się dzisiaj z Jamerkiem na naszej kochanej uczelni. Ja też mogłem nie iść na polibudę i mogłem nie mieć pojutrze kolejnego koła, mogłem mieć teraz ferie (być może przy łopacie, ale o ile to mniej stresów i zmartwień).

    Ale, ale - ja tu się użalam, a nie wspomniałem jeszcze o wydarzeniu dnia - odbył się dzisiaj niezapowiedziany nalot ze strony mojego starszego. Oj, będzie się działo jak przyjadę do domciu. Na szczęście leżałem chory podczas wizyty - będę więc mógł zwalić wszystko na Rutę, który przecież powinien opiekować się chorym kolegą, sprzątać i w ogóle. A przy okazji - dzięki Opatrzności, że natchnęła go (mojego wielkiego kolegę Rutę) do posprzątania w piątek... gdyby nie to - wolę nie myśleć jak skończyłaby się wizyta mojego starszego...

    Kruku
    29.01.97
    Się wyspałem! Dziewięć godzin! Nawet mi się coś śniło. Był między innymi wątek o linux'ie (miałem go w zegarku) - chciałem koniecznie się w nim wyżalić, a to w związku z wczorejszą... no właśnie... ja to mam pecha... Zakończyłem drugą misję w heroes'ach (przy małej pomocy, chorowitego coś ostatnio, Marcina) i na tym pozwalam sobie zaprzestać kontynuowania podboju świata. Po prostu, do końca sesji, będę korzystać jedynie z linux'a i "U ludzi". Żadnych gier! Genetyka się ruda pało kłania... Tak, tak, tego egzaminu nie mogę "wtopić". Proszę więc o trzymanie za mnie kciuków i troskliwą opiekę w tym trudnym, a jakże, dla mnie okresie.

    A Marcinowi życzę rychłego powrotu do zdrowia! (sam próbuję go lekuteńko kurować, z marnym jednak skutkiem, jak widzę - a szkoda... pierwszy raz bez ofiary śmiertelnej z pewnością chlubnie odbiłoby się na mej przyszłej karierze... cóż, nie to ostatni chory, który trafił pod me skrzydła :-) Wczoraj bolało mnie serce (czynnik psychiczny - ja się chyba tym wykończę...) i obszar wyrostka robaczkowego (czynnik fizyczny - chyba chwilo powstał jakiś zator, bo zapalenia nie stwierdziłem). Przeżyję... (cieszycie się?) A teraz czas na eliksir "pogody ducha i agresji"... Soundgarden...

    otępiały Arek
    P.S. Czemuż to nikt, oprócz mnie, nie "używa" linux'a? Przecież już działa...

    30.01.97
    Zaskakujący jest stan wiedzy naszej młodzieży. Otóż dzisiaj rano dowiedziałem się, iż jeden ze stacjonujących nie miał pojęcia o tym, że letnie miesiące mają po 31 dni. Na szczęście już go uświadomiłem. Imienia tegoż delikwenta do waszej wiadomości nie podaję, bo jeszcze by mój współlokator się na mnie obraził... :-) Deszczowy dziś mamy dzionek, przeto dokończę wstęp do "U ludziów", a potem idę otworzyć książkę z genetyki. Może coś poczytam...

    Wczoraj wieczorem również bardzo chciałem to zrobić, ale nie mogłem wprost oderwać uszu od radia. Wspólnie słuchaliśmy audycji na eremefemie, która zaczęła się o północy, a traktowała o "przyłapaniu kochających się dzieci na gorącym uczynku". Szczególną inteligencją odznaczali się prowadzący. Poza tym pełna kultura, dobrane słownictwo, doborowe towarzystwo, uważni słuchacze, mądre pytania, trafne odpowiedzi, odpowiednie poczucie humoru, przemyślane wstawki, no i w ogóle... Proszę, proszę, co za swołocz nam się po ulicach pałęta. No, proszę, aby tak dalej, bierzcie z nich przykład, bo tam przecież murzyn z Ameryki rozmawiał ze słuchaczami, a jaki dowcipny, szczery, bezpośredni, ach, ach, a jak mu współprowadząca poziomem wtórowała! Jej, jej, tacy to chyba po studiach muszą być, no bo jakże to tak... Toż to wzór dla małolatów! Oczywiście! Bryan na prezydenta! Ojojoj, żeby mu żyłka w dupie z samozachwytu nie pękła. Na pewno przywędruje gromadka najlepszych chirurgów z całego świata, co by mu ją tam zaszyć... Bo to przecież światła persona! A eremef to najwspanialszy program kiedykolwiek! Nobla im! Premie po miliardzie na głowę! Ja też chcę tam pracować! Ja! Ja! Ja! Jaki to byłby zaszczyt! Autografy bym rozdawał! Wszczyscy by się do mnie uśmiechali, palcami pokazywali, landrynkami częstowali, a jakże! A ja bym prowadził audycję... no, pomyślmy... może "Zabić cyganów", albo "Zrób to sam", albo "Godzinki dla całej rodzinki"... A co powiecie na słuchowisko "U ludzi"? Bez cenzury i na żywo, oczywiście! Tak trzymać...

    A w linux'ie cisza... Szkoda. :-(

    Arek
    Cześć. Dawno mnie tu nie było, bo chorowałem, ale powoli już z tego wychodzę. Niemała w tym zasługa światłej pani doktor, która stwierdziła, że wcale nie jestem chory (bo nie mogłem jej powiedzieć ile mam gorączki). Najbardziej leczniczym (jak mniemam) czynnikiem okazała się jednak wczorajsza niespodziewana wizyta Kreatora, jeszcze bardziej niespodziewana (chociaż wytęskniona) wizyta Leona oraz całkowicie spodziewana wizyta Grzesia. Fajnie było, bo byłem na lekkim haju dzięki nielekkiej gorączce i w ogóle. Prezes nie chciał powiedzieć dla kogo teraz miauczy - tzn. mówił, że dla faceta z ekonomii, ale jakoś mu nie wierzymy. Poza tym Prezes nie chce mieszkać z takimi ciotami jak my, i nie będzie już do nas przychodził "chyba, że po pieniądze"... to smutne, ale prawdziwe - na szczęście jesteśmy starzy i nie potniemy się. No nic.

    Nastąpi długa przerwa w u_ludziach, chyba że log będzie kontynuowany na amidze, bo zabieram komputer do domu (żeby windows zaczęło chodzić znowu i żeby nie kusił sesjowiczów - w tym mnie).

    Kruku
    PS. Ta ciota, ruta, właśnie się denerwuje, bo biedactwo ma średnią tylko 4.5... ach, jak mi go żal...


    Umiarkowanie napastliwy, modyfikowany plagiat pod tytułem :
    "Treści antyczne u Ludzi i ich moralne przesłanie"

    Proszono mnie abym zastanowił się czy sentencje tak mnogo wyrażane u Ludzi, mają swe zastosowanie dziś, we współczesnych nam czasach.

    Kiedy o tym piszę (jestem humanistą toteż pisanie nie sprawia mi kłopotu) nieodparcie przychodzi mi na myśl sentencja grecka, ją wypowiedział Kruku, zaraz potem jak podpalił Rzym, tam tymi gęsiami i siedził na Stancji, gdzie zabłądził za sprawą lafiryndy Ariadny. Przyodziewa moro Dejaniry, skleja te skrzydła woskiem, w wyniku tego powstał potem autobus Ikarus (powstanie wersji przegubowej złośliwi tłumaczą tym, że zachodził mu przy zakręcie), je puszkę Pandory i zwraca się do golema Ruty, zwanego tak dlatego, bowiem był to taki mały chłopiec z procą z okiem po środku czoła.

    Oni tam siedzieli w Troi, w troje ,tzn. w czech Czech Kruk i Ruta czeci był Dziadek. Jego to państwo możecie znać z tej wspanialej dziecięcej piosenki: "...dziadek, dziadek wyciąg nogi, dam ci sera z mej odnogi...". I mówią do niego take oto grecke wyrazy... "PREZESUM NON OLET" . Cóż oznacza owa sentencja, nieprzetłumaczalna dokładnie na polski; podobnie jak włoskie "To be, or not to be.." czy francuskie o pikantnym erotycznym podtekście " Ornung mus zaim " ?. Albo inne bułgarskie " Dopóty dzban wódę nosi, dopóki Leon go nie przepali" czy polskie parafrazowane wielokrotnie "Nie z każdej mąki będzie chleb, nie z każdego Leszka Gainskiego plakat ścienny" lub rumuńskie: "Dopóki dziadek przyczyną zwadek, dopóki mu się nie urwie ucho"...no więdz oznacza ta sentencja ,że nie wszyscy Presum olet. Są tacy Prezesi ,którzy non.

    I ta optymistyczną puentą pragnę zakończyć powyższy traktat, licząc w skrytości na to, że niniejszym zapiszę się złotymi zgłoskami na karty tej ponadczasowej epopei, którą bez wątpienia jest sztuka "U ludzi"- czyli zwierciadło naszego czasu i dzieje pokolenia...

    Creator

    25.02.97
    Nowy semestr, nowe u ludzi, nowe zasady, nowe życie. Oczywiście żadna ciota nie pomyślała nawet o uzupełnieniu loga - wszyscy tylko by czytali, a jak przyjdzie dupę ruszyć, to bez odpowiedniej formułki nie ma szans... chyba nie muszę pisać jakiej.

    Zresztą i tak jestem chwilowo niepełnosprawny więc skupię się na nowych zasadach:

    1 wpis = maksymalnie 10 linijek + podpis

    Koniec zasad. Prezesa dzisiaj nie było.

    Kruku
    26.02.97
    Braliśmy dzisiaj udział zrutą w klasycznej powieści drogi. Zaczęło się toto u nas, wyruszyliśmy z Michałem, dotarliśmy do Bawiecowa (gdzie skutecznie wypłoszyliśmy wszystkich obecnych łącznie z Pawlik i Kostkiem), potem dworzec i oczywiście knysza, znowu Bawiecowo (dołączył do nas Ojciec), nasze domowe pielesze (skąd zgarnęliśmy Leona) i na koniec świerk. Fajnie było. W nocy Ojciec wpakował mi się do łóżka, ale ponieważ miałem chorą rękę znudziłem mu się i poszedł sobie do Ruty - zawsze się zrutą dobrze rozumieli...
    Kruku
    27.02.97
    Wreszcie dane jest mym palcom przemówić. Postanawiam się podporządkować nowym zasadom, bo stałem się trochę innym człowiekiem. Ale to już inna bajka. A jakie niespodzianki nas zastały! Mieszkam sam w pokoju... póki mi Marian jakiegoś ćwieka nie wsadzi... Każdy już po sesji, a najbardziej Tomek. Ten to ma dobrze. Nawet rodzina po niego przyjechała. I samochodem go do domu zabrali. Porozmawiają sobie, a jakże... A ja jutro jeszcze na zajęcia muszę... Ot, medycyna! Da mi kiedy wreszcie zasnąć?! Pipa...
    Arek
    Eeeh... wiosna idzie. Kwiatki rosną, słonko świeci i tylko czekać aż Jamer zacznie sypać stosownymi powiedzonkami. Ale nie wszędzie jest dobrze. Dzisiaj okazało się, że Tomka zwinęła rosyjska mafia (notabene wracająca z pogrzebu). A tak spokojnie grał sobie rankiem w Hierousy... Eeeh... wskutek moich nieobjawianych jak dotąd umiejętności telekinetycznych stłukł nam się dzbanek... Eeeeh... a Tomek zabrał swój czajnik ze sobą... Eeeh... dobrze, że jadę zaraz do domu - może chociaż tam napiję się trochę herbaty.
    Kruku
    03.03.97
    Niech żyje Albania!
    Arek
    04.03.97
    Niech żyje prezydent Albanii, który do pięt Prezesowi nawet nie sięga! Ale niech żyje!

    Leon! Głowa do góry! Trzeba mieć nadzieję na lepsze jutro! A jakby Ci się samopoczucie jednak pogorszyło, to pamiętaj, że w swym gronie masz mnie - przyszłego, jakby nie patrzeć, doktora. Zawsze możesz do mnie wpaść na witaminy (zwłaszcza B i C) i porcję magnezu - razem około 5 nzł. Nawet przespać się u mnie możesz - na przeraźliwie skrzypiącym łóżku. Każdy ranek wydaje się po takiej nocy istnym zbawieniem. :-) (Ponad to, nie zanotowałem jeszcze, by rozmowa ze mną kogoś zabiła - i nie patrz na to, że zawsze jest ten pierwszy raz :-). Nie poddawaj się, więc!

    Arek
    Prezes pojawił się dzisiaj, ale tylko po to by za niebotyczną kwotę odkupić ode mnie pewien kolorowy kartonik. Mój menedżer, Ruta, negocjuje właśnie cenę (stanęło na 40 nzł i poodkurzaniu pokoju).

    A właśnie - wyrzuciłem śmietnik i znowu panuje u nas nieskazitelny porządek.

    A - wszyscy poszli do Kazika na wódkę, i jak dotąd (całkiem późna godzina) nie wrócili - może chociaż Leon wróci i może będzie chociaż trochę jurny - być może po raz ostatni...

    Wrócili, oj wrócili i to wrócili w wielkim stylu. Prezes potykał się co rusz uśmiechając się na prawo i lewo. O Aśce z grzeczności nie wspomnę, ale za to Ruta... ten to dopiero dał czadu - przez ładnych parę godzin udawał wookiego i prowadził owocne pertraktacje z naszym ktulem kochanym. Niestety, nie tylko go nie ułagodził, ale nawet rozjuszył i teraz z kibla wali jak szlag.

    Kruku
    05.03.1997
    Tja, Ruta schlał się jak zwierze... Leży teraz i jeno postękuje cichutko. Mnie troszku głowizna pobolewa ale nic to - witaminki, cytrynka, herbatka - i po bólu. No ale z Rutom to tak łatwo nie pójdzie. A, dzisiaj gramy we FLURPA. A grać będą Arek, Jamerek i Kruku. FLURPowy adventure na zamówienie Grzesiowe będzie - znaczy się będą bestie w śniegu, ptaki i apokalipsa.
    Leon
    Niech żyje klonowanie ludzi i Bill Clinton! A Pawłowi niech ziemia miękką będzie, bo jak nieboraczek jebnie na glebę, to moje witaminy pójdą na marne. Ale podziałały zdeczka, bo mnie nawet dziś rozpoznał i podziękował. Proszę bardzo, na zdrowie i sikaj do woli (wola?). Włala! Dziś jest piękna pogoda, dlatego idę się pouczyć. Samoobrony, oczywiście. Wieczorkiem. Wtedy "wiedza" najlepiej uderza do głowy. :-)
    Arek
    P.S. Koledzy zaprosili mnie na partyjkę jakiegoś flórpa. Leon zrobi mi nawet postać! Marcin zrobił mi grzanki. Ciekawym co zrobi mi Grzesio... Bo ja wszystkim dzisiaj robię łaskę (rebus: ł=l), tak dla checy.

    06.03.97
    Niestety. Doszło już do tego, że Leona sam cień dziadka panicznym strachem przepaja... I nie było frólpa, nie było Grzesia, i mnie też przez czas jakiś. Z kolegą walczyliśmy na potencjalne noże. Już nie będę. Nie, żebym się bał, ale martwię się o przeciwnika. Jeszcze mi pęknie na ulicy ze śmiechu...

    Arek
    07.03.97
    Wczoraj odbyło się wreszcie wiosenne sprzątanie. Ja, jak zwykle, olśniłem kibel i swój pokój (po raz wtóry zresztą w tym tygodniu), a Marcin i Paweł nie dali spokoju nawet szybom... Przykro mi, ale na to jeszcze nie znam skutecznego lekarstwa. Musimy przeto poddać się postępowi tej przerażającej choroby. A wieczorkiem zagościli u nas: Asia, Kreator i Marcin Kaczy. Zwędzili mi stół do brydża i musiałem posilać się na łóżeczku. Wojtek, który niestety z uczelni przypadkiem wywalon, schlać usiłował brać studencką. Nie udało mu się tym razem, bo sam począł do muszli gadać. Potokom słów końca nie było...

    A ja dzisiaj na pediatrii dostałem pjontke. I to ze status praesens!!!

    Arek
    P.S. Skonstruowałem już obiecany mikrofon. Może zadziała... I zadziałał!!! Należy ino wejść do Windowsa z podłączonym magnetofonem - niespodzianka!

    09.03.97
    Uprasza się Pawła o unicestwianie brązowych smug powstałych na dnie muszli klozetowej po wykonanej uprzednio czynności defekacynej. Z góry dziękujemy za wyrozumiałość.

    Arek
    10.03.97
    Dzisiaj wpisu nie będzie - wystarczy posłuchać...
    [TU!]

    11.03.97
    Jest już strasznie późno, Ruta poszedł na spacerek i w ogóle wszystko trochę sakuje. Sakuje bo okazało się w końcu, że ani Wojtek, ani Tomek nie zdołali wdrożyć się w bieżący semester (a Prezes jeszcze nic nie wie...). Oznacza to nie tylko wizje ziejących pustką kwater na Handelsmana, ale również podwójną imprezę z okazji zejścia kolegów (a nawet potrójną, bo Tomek obiecał, że zaprosi nas na przysięgę... hehe...).

    Wiem - jestem wielką ciotą, że tak bezczelnie się nabijam, ale wybaczcie ten wisielczy humor - już zaczynam się martwić o to, co przynieść może jutro. Dzisiaj Tomek, Wojtek, Prezes - jutro...?

    Kruku
    12.03.97
    Był dzisiaj Ojciec - ze swoim metafizycznym kolegą. Wziął pieniądze, obruszył się, osłonił pancerzem swojej nieskazitelnej moralności i wyszedł. Chyba muszę go niedługo odwiedzić...
    Kruku
    Dziś i ja wpiszę się dźwiękowo.
    Jamers
    Grześ niestety nie wpisał się dźwiękowo - dźwięk się zepsuł, dopóki Arek go nie naprawi - z sampli nici. Ale za to - właśnie rozpoczęła się impreza pożegnalna. Nie jest zbyt dobrze - Prezes i Grzesio nie dopisali, a i Minister niedomaga i nie chce nam pomóc. A pomoc będzie nam potrzebna, bo Tomek wystawił na stół baterię 22 [słownie: dwudziestu dwóch] "legendarnych wrocławskich fuli". I co my teraz biedni zrobimy? Jest nas przecież tylko czterech...
    Kruku
    Czterech? A ja? Ja tyo co? Co ja tyu robę? Ucze się, ale i towatrzyszę. Jutro wszak mam dwa kolokwia z mikrobiologii kochanej. Prz4ekładałem, przekładałem, i się dorobiłem. Tera musze gonić. Łoj! Ale pożegnanie jest miłe, aliści smutne zdeczka, bo Tomaszek w końcu kumpel nasz... Bede płakać. Noc całą. Jak zwylke przy zapalonel lampce... Do piontej... Mariana rachunkami za prąd zrujnuję, choć... co tam! Smutno mi...
    Arek
    13.03.97
    No i uraczono mnie, rankiem już niewczesnym, mozolnie wypracowaną piątką. Z mikrobów, naturalnie. Drugie koło tradycyjnie odłożyłem na potem. Przed chwilą poczęliśmy igrać z losem w Heroes'ach. Ja, Kreator i Paweł, którego mdłości na widok naszych armii wzięły i odfrunął... Łee!...
    Arek
    14.03.97
    He, he, he. Miałem dzisiaj całkiem tajne urodziny - nikt się o nich nie dowiedział, dzięki temu nikt nie wie, jaki jestem stary...
    Kruku
    16.03.97
    Weekend pełen niespodzianek, miło spędzonych chwil i bezsensownych awantur dobiega pomału do końca. Mam nadzieję na lepsze jutro, bo tak mi się chce... Cześć.
    Arek
    17.03.97
    Byliśmy u Ojca - oczywiście tylko po to, aby go odwiedzić, wypić herbatkę i po prostu pogadać... Niewiele z tego wyszło - bestia nie dość, że wyciągnął nas na piwo, to jeszcze zwyzywał mnie od jakichś niewydarzonych kolegów Platona. Wstyd, Mrówa - wstyd. Ja rozumiem - ciota, ale żeby Melastocośtam?
    Kruku
    18.03.97
    Dzisiaj nastąpił wielki dzień dla naszej stancji - zlokalizowałem dzisiaj oficjalną stronę webową Radia Maryja! Oczywiście ściągnąłem ją całą - możemy teraz do woli przeglądać ramówkę, czytać do znudzenia o aborcji i innych protestach Ojca Dyrektora. Fajna jest ta strona.

    "Nigdy, nigdy, nigdy! Nie damy pogrążyć Stoczni!"
    OT-R & Ks. Jankowski

    Kruku
    07.04.97
    Nastąpiła w uludziach wielka przerwa. Nie tylko dlatego, że podczas świąt nikomu się nic prócz jedzenia nie chciało, ani dlatego, że jesteśmy tacy zapracowani. Wszystkiemu winien Billy, a raczej nieelastyczność jego nędznych produktów - Windozy (nawet po downgradzie na 3.1) odmawiają współpracy ze sfajczonym procesorem. Dlatego, jeżeli znikniemy z pola widzenia na rok, albo dłużej, nie obawiajcie się - gdzieś tam, za barierą zepsutego sprzętu jesteśmy my - Załoga H. 19!
    Kruku
    No, ładnie. Tyle co "święta" minęły, a ja dobiłem 70-u kilo. I tylko Leon raczył skomentować mój zacny, niebiański wizerunek słowami: "Arek, aleś zmężniał!". A reszta? Nic. Ale ja do tych Cioć nic nie mam. W końcu okularów nie noszą, jak Ja i Leon - promyczki nie tylko poranne...
    Arek
    P.S. Tfu! Wszystko cofam! Tfu! Leon nawet za cukier nie chce mi dać! A M&P dały! I to ochoczo!

    08.04.97
    Znowu jest dobrze - przyjęli moje podanko o wznowienie stypy, na początku maja znowu będę bogaty, pani z baz postawiła mi piątkę, a ruta jak zwykle laskę. Spotkałem Grzesia, który kajał się za swoją nieobecność (a miał bestia prowadzić). Najgorsze jest to, że Minister chce ćwiczyć na nas refleks - jeszcze go nie ma, ale jak wróci, to chyba ucieknę na balkon... ja naprawdę nie chcę umierać tak młodo! Prawie zapomniałem - ściągnąłem nowe artykuły z Maryja's Home Page! Jeden jest o stoczni, a drugi to wywiad z ojcem redemptorystą ze stanów o aborcji. Cool!

    Kruku
    Huraaa! Stocznia znowu będzie produkować statki! A z wiadomości mniej ważnych: pani z interny bardzo mnie dzisiaj pochwaliła przy wszystkich, bom jako jedyny prawidłowo stwierdził nieprawidłowości u chorej. I muszę przyznać, że nie było to najłatwiejsze, dlatego tym bardziej rosnę w pióra. A na dodatek dotyczył problem kardiologii!!! Huraaa! Drżyjcie dziatwy! Wyśmienity doktor wam za ścianą rośnie! I tyje! I za cukier reszty nie bierze! I aluzji żadnych nie stawia...
    Arek
    P.S. A Marcinowi gratuluję pomyślnego załatwienia sprawy ze stypką. Ciekawym ino, cóż za argument raczył On postawić... "Przecież na wykłady chodzę!"

    09.04.97
    Dzisiejszy dzień uważam za zupełnie wtorbiony i w wielkich trudach zrodzony. Ot, co. Nie dość, że zawaliłem koło z patomorfy, to jeszcze musiałem skonsumować iście nekrofilski obiad: "zimne nóżki". Dobrze, że przynajmniej Paweł zamiast wazeliny używa octu...

    Arek
    10.04.97
    Wczorejszego wieczora podniosłem ... 90 kilo na sztandze. Co jak co, ale pobicie swego dotychczasowego rekordu o 25 kilo graniczy z cudem. Może pomogła połowa grzanki Pana Leona? Kto wie? Na wszelki wypadek informuję, że masełko moje leży na górnej półce lodówki, po prawej stronie w czerwonym worku. Oczywiście, poczęstować się nim można jedynie za mym pozwoleniem, bo jak nie to trochę skopię dupę - w poniedziałek atakuję 100 kilo. A do mego pokoju wchodzić proszę po uprzednim zapukaniu, na korytarzu nie hałasować, w nocy gasić tam światło, mocz spłukiwać (tak, tak...), a mnie od komputerów siłą wypraszać - choć wiem, iż jest to niebezpieczne - w środę 105 kilo...
    Arek
    12.04.97
    Jestem szczęśliwy jak aniołek... Widziałem Anioła...
    Arek
    14.04.97
    Korzystając z okazji że nie wiesza się Windows chciałbym pozdrowić rodzinę i w ogóle napisać, że jest dobrze, a wkrótce będzie jeszcze lepiej, zwłaszcza po tym jak skończy się Rewolucja Dziadka Mariana, zmienię płytę na pentiumową i oddam projekt Kosmulskiej-B. Już wkrótce... Właśnie wpadł do nas Prezes i pokazał nam nowe figurki dla swojego gangu. Są świetne i na pewno odstrzelą nam łeb z mauzera 7 przecinek ileśtam...
    Kruku
    24.04.97
    Nastąpiła straszna przerwa - windozy wieszają się tak, że wszelka aktywność przeniosła się na linuxa... a w przerwie: Leon odstrzelił mi łeb, Max zorganizował pyszną imprezę na naszym korytarzu po której nieco śmierdzi na schodach oraz tu i ówdzie, odbyło się kilka imprezek świerkowych (i co za tym idzie rucianych spacerów, dzięki którym Prezes sypiał u nas często i to w całkiem niezłych warunkach). A, spadły też ceny na Giełdzie Lasek: Kazik robi laskę za dwie i pół stówy, a Stanuch za pięćset, chyba że ktoś ma długie włosy (w takim wypadku za butelkę szampana).
    Kruku
    27.04.97
    Nastały nowe czasy, a ten tekst piszę właśnie na nowym komputerku. Na razie chodzi, ale coś tu nie gra... jeszcze nie wiem
    co, ale podejrzewam o to Prezesa...
                                                                                                Kruku
    11.05.97
    Oj, ciężkie jest życie mistrza Dieserzug’a. Tak ciągle na topie... Chyba będę musiał wziąć się za grę, w której od razu nie
    wygram, bo zaczynam się nudzić. Ech... Dobrze, że przynajmniej dzisiaj wróci Marcin i Leon. Trochę sobie przy nich postoję -
    wreszcie bezczynnie.
                                                                                                 Arek
    25.05.97
    Dziś na własne oczy ujrzałem gromadę balonów... chyba ze dwanaście. A piszę to bez zerkania na klawiaturę, choć bardzo
    powoli, co mnie wkur..., ale tak łatwo się nie dam!!!
                                                                                                 Arek
    Wiele zmian zaszło podczas naszego milczenia - komputerek zaczął chodzić jak ta lala, zacżęła się nam sesja, zbliżają się
    szybko wakacje (i co za tym idzie finalne terminy oddania projektów). Nie to jednak jest najważniejsze - dzisiaj padła
    ostateczna decyzja:

    Po trzech latach owocnej współpracy z dziadkiem Marianem OPUSZCZAMY PRZYCZÓŁEK NA HANDELSMANA.

    Tak nam dopomóż Bóg - bo musimy wprzódy znaleźć jakieś nowe mieszkanko, ale jak mawia ruta: my to zrobimy!

                                                                                                Kruku
    PS. Gdyby nie ta ciota, ruta, mielibyście okazję zobaczyć kilka fajnych fotek z naszej rozkosznej stancji (w tym największy
    Rare - zdjęcie naszego kibla p.t. "Krwiożerczy Ktul Atakuje Ponownie III". Ale oczywiście - nasz drogi kolega schlał się jak
    świnia i był zbyt "niedysponowany" by pójść po skany.

    Świat się zmienia, zmieniamy się i my. U_ludzi wkroczyło w świat WWW. Na razie egzystuje na naszym domowym serwerze miedzia.dziadek.wroc.pl (nie próbujcie się z nim łączyć, internet nie dorósł jeszcze na tyle, by zasłużyć na podłączenie do miedzi), ale kto wie... być może czytasz ten tekst siedząc przy terminalu w Macao, Chile albo innym egzotycznym miejscu.

    W związku z udostępnieniem loga społeczności sieciowej wypadałoby wprowadzić cenzurę, ogładę i kulturę (oraz "inne takie" rzeczy służące przestrzeganiu netykiety). Nie zrobimy tego - po pierwsze zniszczyłoby to autentyczność u ludzi, a po drugie najzwyczajniej w świecie nie chce nam się.

    Tak więc - nowe-stare u ludzi ma już prawie rok i dojrzewa niczym herbaciany osad w moim ukochanym "wiaderku". Stay tuned... 


    Nowe U Ludzi - lepsze niż nigdy dotąd!
    Hop, do góry - czyli powrót