Jeśli chcesz przeczytać wstęp, to kliknij tutaj: "Występują
1"...
Ważniejsze momenty w logu:
nowe U LUDZI (część II)
Powrót do strony o Prezesie i jego Załodze
U LUDZI
nie przywiozłem floydów ze świnoujścia
tołdi - lyonesse, czarna kompania 1, planeta zła?, coś
jeszcze mimy
creator - dead can dance
mrówa - jakieś herezje, yes cd.*2, grolier cd., 20 zł
dla ruty
geniusz - 4 deceivery krimzonów + koncertowy king, werewolf
leon - lacrimosa*1 (we francji), starwarsy rpg
*25.04.96
kotlet ruty * 1/2
bigos mój *1 porcja 100 gr
sałatka * 1 porcja 100 gr
chleb studenta * 2 kromki
margaryna * 1 porcja na kromkę
herbata * 3 torebki
cukier * 4.5 łyżeczki
wynajem śpiwora * 1 nocleg
wynajem podłogi * 1 nocleg
wynajem koca * 1 nocleg
mydło moje * 1 umycie się
*06.05.96
gołąbek ruty * 1 (duży)
chleb * 1 kromka
herbata * 2 torebki
cukier * 3 łyżeczki
cytyna * 1 wcisk
margaryna * porcja 2 kromki
wynajem śpiwora * 1 nocleg
wynajem podłogi * 1 nocleg
wynajem koca * 1 nocleg
mydło Protex3 * 1 umycie się
*08.05.96
chleb * 2 kromki
ser * 1 porcja
pepsi * 4 gule
*09.05.96
herbata * 2 torebki
*13.05.96
wynajem sprzętu noclegowego na 3 noce (rabat)
herbata * 2 szklanki z cukrem
bigos * 1 porcja 100 gr z chlebem (pozmywał)
*14.05.96
herbata * 3 szklanki z cukrem
chleb ruty * 1 kromka
chleb arka * 3 kromki
kiełbasa ruty * 5 plasterków
pomidor * 1/2 pomidora
nocleg zarezerwowany 13.05
*15.05.96
herbata * 2 szklanki + cukier
bigos * 1 porcja 100 gr (ale zrobił i pozmywał)
chleb ruty * 3 kromki z margaryną
sałata * 3 liście
nocleg zarezerwowany 13.05
// gdyby mu się udało zjadłby jeszcze chleb arka - dopisek mój
*19.05.96
sprzęt noclegowy - jedno spanie
*20-23.05.96
leona nie było jedną noc (z poniedziałku na wtorek)
nie wyszedł głodny
*24-26.05.96 (weekend)
noclegi i jak wyżej
- nie ma Ruty, szkoda bo bym go zabił Narsilem, który szepcze mi do
ucha "Nie bój się Leon, zabij czarnego psa". Chyba niedługo przestanę się
obawiać ręczników...
Leon
Leon jak zwykle stchórzył. Chociaż Ruta poniżał go na wszystkie sposoby
- nie odważył się twardemu wolu rzucić wyzwania.
Kruku
*27-28.05.96
2 noclegi
herbata (afrykańska) * 3
kromka chleba i twarożek
zupa grzybowa z torebki z makaronem i parówkami * 1/2
garnka
Narsil (kruczy) * jeden sparing
- Narsil przemówił ponownie. Odpowiedziałem na jego wezwanie. Teraz
Ruta leży i jęczy...
Leon
ps. Nie chciałem spać na bigosie ale się przemogłem.
Leon zadomowił się na dobre. Przyniósł kapcie, wyraził troskę o stan
naszej podłogi. Rozjuszył babcię skacząc z Rutą po balkonie. Po raz pierwszy
chwycił za ręcznik.
Kruku
*29.05.96
Leon znowu spał u nas. Nie chciał jeść, chociaż częstowałem (!) Wypił
conieco. I chciał poodkurzać (sam!). Niestety, było zbyt późno i rozjuszyłby
babcię. Babcia, o dziwo, przeprosiła nas za swoją nieprzemyślaną interwencję
(chyba nie mają innych klientów).
Kruku
*30.05.96
Leona NIE było (bo mu nie pozwoliliśmy przyjść - ciężko STUDIUJEMY
(!). Prezes nie mógł do nas przyjść, więc wpadł do naszego kolegi Jamerka.
Miło sobie gawędzili.
Kruku
*03.06.96
To ja, znaczy się - Leon. Nie ma ani Kruka, ani Ruty. Co gorsze chleba
też nie ma. Szkoda. Zrobię im niespodziankę i poodkurzam. Byłbym niepocieszony
gdyby przyszli bez chleba - naodkurzłbym się na darmo... Oho, właśnie dowiedziałem
się od Arka, że do Kruka przyjadą rodzice i Kruku będzie wszędzie sprzątał.
No to nie odkurzam. Bo i po co ? Ja się namęczę a Kruku jutro sprzątając
zaśmieci całą podłogę. Zdenerwowałem się. Z tych nerwów to chyba coś zjem...
Leon
Tak, tak, święta prawda... Właśnie "pożyczył" ode mnie 2 (słownie: DWIE...
DWIE) kromki chleba średnio wypieczonego. I wziął od Marcina i Pawła musztardę
i nazwał ich "szmaty", a na mnie powiedział, że "jak zwykle sakuję", a
potem tłumaczył się, że wcale nie powiedział "szmaty". Dziękuję. [ A i
na koniec - wszystko to zmyśliłem bo jestem gupi. A Leon jest wielki, wspaniały
i bardzo mądry, a ja nie i wymyśliłem wszystkie te paskudne oszczerstwa
z zazdrości. ] - oj, Leon, Leon...
pisałem to ja, znaczy Arek
Leon zjadł mnóstwo łakoci od Aśki (czekolada, kiwi i stuff). Kromkę z musztardą.
Wypił herbatę afrykańską (z cukrem).
*04.06.96
Ruta wygnał Leona bo się uczy. Pewnie spał biedak pod mostem. Acha,
przy sprzątaniu (tak, tak) wyrzuciłem naleśniki Prezesa, które Leon podarował
nam tydzień temu.
I oto jestem. Zaskoczyłem miłych gospodarzy i przyniosłem wino - markowe,
i ciasteczka. Nic ichniego nie zjadłem (sic!). A i najważniejsza żecz tego
dnia - Ruta znowu okazał się bierną szmatą - nie chciał walczyć! Jutro
będę znowu.
Leon
Oczywiście prezes raczył nocować u nas. I wypił herbatę.
*05-06.06.96
Był, był, a jakże. Pojadł chleba z pasztetem, popił herbatą. Poprowadził
nawet w ArsMagice i pospał sobie na podłodze! Podobno jutro go nie będzie...
*07.06.96
A jednak przyszedł! A to niespodzianka!
*08.06.96 [sobota]
Pomimo tego, że ma we poniedziałek egzamin ze statystyki, znalazł chwilkę,
by wpaść do nas i zjeść kromkę chleba. Niestety, nie mógł zostać na noc...
*08-....
Prezes bywał, a jakże. Nie chciało mi się tego pisać. Niestety pod
koniec sesji (~20 czerwca) Prezes przestał u nas sypiać! Być może ma to
związek z niezaliczeniem projektów, ale kto wie? Może Prezes już nas nie
lubi?
jamer - jorune * 1
Rozpoczyna się nowy rok akademicki 1996/1997. Z pewnością przyniesie
nam wiele radości, smutków, wzruszeń i dużo nowych doświadczeń. Mam nadzieję,
że dla wszystkich, a zwłaszcza dla Prezesa, ten rok, i nasza kochana uczelnia
okażą się łaskawe.
29.09.1996
Przyjechałem ze stafem, ale bez pudełka kłamstw. Ledwiem się zdołał
rozpakować, a już usłyszałem rzut kamienia. Któż to może być...?
Kruku
Przybyłem. Przybyłem gorejący jak krzak Mojżesza, tyle tylko, że gorzałem
chęcią zwyzywania Kruka i Ruty. Przeszło mi. Przeszło mi gdy zobaczyłem
Kruka - jego twarz nieskalana myślą . . . Jak mogłem się gniewać na taki
brodzik intelektualny. Wybaczcie mi, bo ja (prawie) mu wybaczyłem. Teraz
czekam na Rutę. Ciekawe czy i jemu wybaczę . . .
Leon
30.09.1996
Prezes pograł sobie rankiem w duma i opuścił nas niestety. Przyszedł
dopiero koło piątej - zaprosił do nas geniusza. Później pokazał Grzesiowi
nowy system karciany - Guardians. Grzesio wygrał i mu się spodobało. Ja
przegrałem, ale to nic. Wchodzimy w ten system, ale tylko po jednej podstawce.
Prezes przyniósł do nas smakowite orzeszki włoskie i zrobił kupę w naszej
lśniącej czystością muszli klozetowej. Użył papieru ruty, który poznał...
po czym? Prezes właśnie miesza sobie cukier w naszej eternalnej herbacie.
Życzymy mu smacznego.
Kruku
31.09.1996
Jest piękny słoneczny poranek, a prezes rozkosznie przeciąga się i
uśmiecha. Tę noc spędził na naszej podłodze, co prawda bez śpiwora, ale
za to na kocu, który dał mu ruta. Pożywił się nasz prezes chlebkiem z pasztecikiem
i keczupkiem, który sam sobie przyrządził.
Kruku
Wczorajszą kanapkę z kotletem (około połowy) zrobiłem mu sam i osobiście.
Bardzo mu smakowała.
Ruta
01.10.1996
Prezes powiedział rano, kiedy od nas wychodził, że dzisiaj musi robić
projekt i do nas nie przyjdzie. Na szczęście rozmyślił się i wpadł na chwilę
wieczorkiem, aby pokazać swoje nowe karty. Kupił je za pieniądze, które
jest mi winny - po prostu nie mógł się oprzeć. Nie wchodzę w Guardiansów.
Kiedy Prezes pokazywał Sławkowi, jak należy grać na komputerze poszliśmy
z Rutą do Myćki i Grzybunia, a potem do samego życia. Kiedy wracaliśmy
założyliśmy się czy będzie u nas Prezes. Przegrałem - był. Jak mogłem nie
wierzyć w naszego ukochanego wodza - teraz będę pierwszy odkurzał i wyrzucał
śmieci. Prezes łaskawie wyzwał nas od pedałów i zapadł w słodki sen na
kocyku Ruty.
Kruku
02.10.1996
Zapisy. Mieliśmy wstać o 5.30, ale budzik nie zadzwonił. Obudził nas
Prezes stukając w klawisze. Ma nas dzisiaj opuścić na dłużej, bo ma projekty
do zrobienia, ale może wpadnie. Ma też być Jamerek, Ojciec i kto wie kto
jeszcze? Zobaczymy.
Wpadł Jamerek i... Prezes! Zagraliśmy sobie z Arkiem w Warlordy dwa
- do jedenastej. Jamerek pojechał do domu, ale Prezes nie miał już autobusu
i został u nas na nocleg. Smacznie sobie spał.
03.10.1996
Byłem dzisiaj na wykładzie aż do końca. Umówiliśmy się z Prezesem,
Jamerkiem, Arkiem i Przemkiem na podwójną partyjkę Warlordsów. Graliśmy
cały dzień, aż Jamerek i Przemek musieli sobie pójść. Na szczęście Prezes
mógł zostać na noc, bo Ruta poszedł się przejść i łóżko było wolne.
04.10.1996
Prezes już od rana przechodził nową grę, a potem miał zajęcia z Historii
Urbanistyki Współczesnej. Miał godzinkę wolną, więc poszliśmy do Lemona
wymieniać się kartami. Prezes dokonał wielce korzystnej wymiany, a potem
odwiedziliśmy jeszcze Leszka. Niestety nie chciał rozmawiać z Prezesem
i Prezes powymieniał się tylko (wielce korzystnie) z Adasiem. Umożliwi
mu to - jak powiedział - oddanie mi długu do końca tygodnia, czyli do jutra.
Niestety nie starczyło już czasu, aby Prezes mógł zdążyć na zajęcia.
Kruku - zbuku
Więcej do nich chyba nie wpadnę. Od wczoraj głodzili mnie i musiałem iść
spać ino o arkowym chlebku, Bóg mu zapłać! Oba pedały obrażały mnie na
różne sposoby. Nic im to nie dało! Speszony niepowodzeniem ruta podkulił
ogon i uciekł wieczorem. Wrócił kajając się dnia następnego. Chciał mnie
przekupić ciasteczkami. Nie udało mu się - zjadłem tylko trzy, no może
cztery. Ruta jest tak przybity, że prosi bym nazwał go p... lub ewentualnie
ch... Ale nie, ja złych słów nie używam! A, byłbym zapomniał, że kruku-zbuku
wykazał się jak zwykle kompletnym brakiem ogłady i obrażał mnie przy gościach.
Żałosny pajac. Przebacz im Ojcze bo nie wiedzą co czynią.
Leon
Ps. Ten mój dopisek obejmuje dwa ostatnie dni. Wcześniej nie miałem czasu
ni ochoty by to zrobić. Wkrótce napiszę czym jest ruta.
Mimo wszystko Prezes pozostał u nas do wieczora, a po krótkiej imprezce
w Samym Życiu wrócił do nas na nocleg. Wygodnie sobie spał w pełnym luksusie
- miał do dyspozycji ruciane łóżko... Mimo tego, to ja, a nie ruta, jestem
od dzisiaj Ulubionym Cwelem Prezesa - ruta nie chciał postąpić zgodnie
z łagodną sugestią Prezesa i nie zjadł peta. Poza tym nie uratował Prezesowi
życia kiedy ten usiłował się rzucić pod samochód.
Kruku
05.10.96
Rankiem skoro świt prezes nas opuścił. Ponieważ udał się do Jeleniej
Góry nie mógł spać u nas z soboty na niedzielę i z niedzieli na poniedziałek.
Rucie na pewno bardzo go brakowało.
Kruku
Są jednak tacy, którzy twierdzą jakoby prezes odwiedził nas potajemnie
wraz z krukiem około niedzielnego przedpołudnia. Mnie tutaj nie było ale
tym bardziej nawet mi Go brakowało.
Ruta
Nic nie wiem o rzekomym niedzielnym przedpołudniu (Kruku)
07.10.96
Nowy tydzień, nowa wizyta Prezesa. Nadal walczy o przyjęcie projektów.
Aby ukoić zszargane nerwy wpadł do nas na herbatkę i drobny poczęstunek.
Przyprowadził ze sobą Geniusza. Wkrótce do grona gości dołączyli Jamerek,
Sławek, Michał, Mysza, Myćka i Grzybunio. Skuszeni odgłosami rozmowy wpadli
do nas znajomi studenci z sąsiednich pokoi - Wojtek i Tomek. Bardzo miło
nam się gawędziło - niestety, z konieczności, w podgrupach. Nie wiem jak
skończyły się te zajęcia, gdyż udałem się na w.f. Kiedy wróciłem wszystko
wróciło do normy - pozostała u nas tylko czwórka gości, więc było znowu
czym oddychać... Prezes ułożył się dzisiaj pod moim łóżkiem. Byłem zaszczycony.
Kruku
08.10.96
Kiedy się obudziłem Prezesa już nie było. To było straszne, nie powiedział
nawet czy wróci. A dzisiaj ważny dzień w karierze naszego Prezesa - wrócił
gość z Tunezji, który ma zaliczyć projekty Prezesa. Na szczęście Prezes
nie stracił zimnej krwi i spotkałem go w Centrum Gier kiedy wchodziłem
w Guardiansy. Grał sobie w najlepsze. Po obiadku Prezes wpadł do nas na
partyjkę guardiansów z jamerkiem i ze mną. Napewno by nas ograł pomimo
moich bezczelnych oszustw, nieznajomości przepisów i pomimo tego, że nie
miał prawie żadnych armii... ale niestety jamerek musiał nas opuścić. Prezes
próbował mi też sprezentować wiele cennych kart w zamian za mojego Archanioła,
ale uznałem, że to dla mnie za dużo. Prezes jest dla nas czasami zbyt łaskawy.
Kruku
Tja, Guardiany szturmem opanowały rynek. Nawet Kruku przełamał się. Spotkałem
go w Centrum gdy kupował talię. Na okazję obadania kruczych kart musiałem
poczekać do popołudnia gdyż ten obawiając się sępów uciekł cichaczem. Widziałem
karty. Niezłe. Jedna całkiem fajna ale Kruku nie chce wymienić, zgred.
Zagraliśmy partyjkę, i gdyby nie Jamer, tradycji stało by się zadość -
Kruku ,grając pierwszy raz, prawie wygrał. No, może "prawie" to za dużo
powiedziane. A i jeszcze jedena ważna sprawa:
!!! NIE MÓWIMY DO SIEBIE BRZYDKO !!!
- od dzisiaj ale nie wiadomo do kiedy.
Leon
09.10.96
Byłem tu ale nie pamiętam co zużyłem... Pewnie herbatka i trochę chlebka.
Nie pamiętam bo mam wiele spraw na głowie - chcą mnie wyrzucić z uczelni...
szmaty. Pierdolony kruku brzydko sobie zlewy robi. No niech mu mundurowi
mydełka podnosić każą! Trza nam do domu.
Leon
14.10.96
Bóóój to jeeest nasz ostaaatni. Krwaaawy skooończy się trud...
Ja (czyli Leon)
Tak, tak. Już w momencie przestąpienia przeze mnie progu naszego laira
wiedziałem że z Prezesem jest coś nie tak. Stracił już nadzieję. Na szczęście
nie stracił humoru, zastąpił go humor wisielczy. Nie mówimy już do Prezesa
"pedale" bo ktoś mógłby pomyśleć, że jest naszym bratem...
Kruku
15.10.96
Koniec zbliża się coraz większymi krokami. Wygląda na to, że wkrótce
nastanie koniec na samym początku (jak ty mógł - dobry Panie Boże - tak
się pomylić). Mundurowi mogą się już wkrótce zająć nie krukiem, a właśnie
samym PREZESEM. Tymczasem siedzimy sobie tu spokojne, jakby nigdy nic,
prezes uśmiecha się (choć coraz bardziej nerwowo). Wszystko zdaje się być
jak dawniej, ale...
Ruta
Czy Prezes dostanie dziekankę? - to pytanie zaprząta umysły wielkich tego
świata. Pytanie na tyle ważne, że swoją wagą przyćmiewa nawet to, że dzisiaj,
w poniedziałek 14.10.96 o godzinie 18.59 odkurzyłem. Jutro ruta kupuje
gazetę o disko polo. Jutro Prezes pójdzie walczyć z dziekanatem. Żywił
y bronił. Oby jeszcze trochę pożywił.
Kruku
Oj głupiś, leon głupiś - czemuśże projektów na czas nie robił? Jednego
nie żałuje tylko: nocy spędzonych na podłodze... Rajów gaśnie pożoga i
Słońce - wróg mój największy, Słońce wstaje wielbić Boga. Ej dana, dana
matula kochana dobrze mi radziła... Miałeś chamie złoty róg...ostała ci
się ino pusta tuba... Spleen...
Leon
Schyłek, fin de siecle, koniec wszystkiego prezesowi się ze strachu na
czachę rzuciło.
Ruta
Głupiś ruta, głupiś - którz tak dzieci bija ?
Leon
Prezes pisze, że nie żal mu naszej podłogi - zobaczymy, co powie, kiedy
przyjdzie mu spocząć na obmierzłej wojskowej pryczy. Nie żebym miał coś
do wojskowych ale...
Kruku
Et tuo Corax ?
Idy marcowe - Leon
Kiedyś dadzą Ci karabin, każą równo stać,
Kiedyś każą załadować, potem oddać strzał,
Siłą wpędzą do okopu, błoto wbiją w twarz,
Potem padnie rozkaz umrzyj i skończy się czas.
Rozkaz, rozkaz, idziemy ze śpiewem,
Rozkaz, rozkaz, a sztandar powieeeewa nasz...
W grobie leży, którz pobierzy...
Ruta
Umarł Leon umarł i leży na desce
A jak mu zagrają postudiuje jeszcze...
A gdy Leon szedł na wojnę to mu grały wierzby polne...
Leon
Chaoty Leon czny na tronie zasiadł
Znów trzęsie całym wszechświatem
Powiek jednym drgnięciem imperia burzy
Sarkazmu niewiernych tnie batem
Wrogowie ludu pierzchli w dal, niepyszni
Sztylety w swych plecach unosząc
Płacze wdów i sierot słudzy wnet uciszą
Z niebożąt jelita patrosząc
Stoi, ach dostojny, uśmiecha się teraz
Na sługi spogląda łaskawie
Znudzony skinął ręką w pierścienie odzianą
Oddajmy się wszyscy zabawie!
Bal czas już czas rozpocząć, zagrajcie kankana
Deptają po trupach bezkreśni
Ucztuje we krwi, flakach tłuszcza rozhukana
W pijackiej zatraca się pieśni
...
Taki był początek, a cóż mamy teraz?
Zniszczała armada Prezesa
Zabrakło projektu, nie miał kto dowodzić
I kupa - ot, pusty frazes a
Prezes - karabin już ma
I ciepłe onuce coby miał w czym chodzić
Kruku
Na grobie napis: tu leży taki a taki
Każdy z nas jest Odysem co wraca do swej Itaki...
Leon
14.10.96
Dziadek naprawia kran po raz któryś, więc zamiast się umyć napiszę
parę słów. Rano, jak przez mgłę, widziałem jak Prezes wychodzi. Złożył
kocyk, odłożył na bok poduszeczkę. Z ciężkim westchnieniem podniósł swoją
ciężką od projektów (niestety, za późno!) tubę. Przystanął jeszcze na chwilę
w progu, by obrzucić jeszcze ciepłym i pełnym wspomnień spojrzeniem nasz
skromny pokoik. I wyszedł w końcu, być może ostatni już raz... Nie mogę
dalej pisać, to zbyt bolesne... Buuuuuuu... Prezesie! Wróć!!!!
Kruku
Przeczytałem właśnie spis wszelkiego z ostatnich paru dni. Nie powiem,
żebym był zadowolony. Możliwość straty prezesa jest dużo bardziej poważna,
gdy stoi tuż nad(pod)emną? Tak naprawdę nie zdążyłem jeszcze poznać Marcinka
(prezesa) dość dobrze i nie wiem, czy będę miał do tego sposobność. Ale
cóż, nie nowość to płakać po stracie... Dla osłody przyniosłem Prezesowi
trochę zdjęć z obsranymi paniami...
Jamerek
15.10.96
Hip hip hura - Prezes nie został wyrzucony ze studiów. Dostał tylko
sześć warunków, ale co to dla niego. Znowu tryskał humorem i promieniał
szczęściem. Dzięki wam, o Bogowie!
Kruku
16.10.96
Dziadek odciął nam wodę i zablokował zamek w drzwiach. Mamy jeszcze
trochę chleba, kilka kotletów i parówkę. Żywcem nas nie wezmą. Ponieważ
zostaliśmy uwięzieni Ruta nie mógł pójść na wykład (palec Boży!). Ja zresztą
też. Najgorzej było z Prezesem, który ma dziś odebrać odpowiedź na jego
podanie o te wszystkie warunki. Musiał biedaczek schodzić przez balkon.
Asekurowaliśmy go naszą liną (niestety nie chciał ubrać pętli na szyję).
Prezes ma przyjść później i przynieść nam coś do jedzenia i trochę wody.
Skończyły się kotlety. Nie wystarczy jedzenia do jutra dla nas wszystkich.
Chyba zagramy w karty...
Właśnie okazało się, że drzwi wcale nie były zablokowane, i że Prezes
na darmo ryzykował swoim cennym zdrowiem.
Kruku
Ruta kupił gazetkę "Super Disco". Mamy ekstra plakat Top One/Fanatic i
Leszka Gaińskiego. Plakat Leszka ma coś po drugiej stronie, ale w hołdzie
Prezesowi nie wzięliśmy jej pod uwagę. Graliśmy w kości o to, jak powiesić
ten pierwszy - wygrał Top One, będzie wisiał aż się znudzi.
Prezes już na pewno studiuje. Przyszedł do nas po pieniądze (potrzebuje
tylko dwóch baniek na opłacenie warunków). Był bardzo radosny, ale nie
chciał ze mną w nic zagrać. Nawet w moje ulubione Warlordsy 2 deluks. ps
(skrót od PrezeS) zjadł rankiem moją parówkę. Chyba mu smakowała.
Kruku
17.10.96
"noc tak długa jest
by zrozumieć sens
mapę obcych ciał
budzą dziki szał"
Anna M. - "Szum fal"
Prezes obudził się o 5.40 rano, ale nie chciał zakłócić snu ruty i nie
usiadł do komputera. Dopiero kiedy wstałem po dziewiątej, Prezes odważył
się wstać z kocyka. Godna podziwu troska o nasz spokój i ciszę. Prezes
idzie dzisiaj zapłacić do kasy i jest już prawdziwym studentem. Mimo jego
widocznej (na twarzy i nie tylko) radości nie chciał nic dopisać do pliku
- podstępnie usiadł do edytora, po czym chyłkiem zaczął kisować. Bardzo
zresztą gustownie.
Kruku
Alleluja! - zagrały surmy niebiańskie - jestem studentem! Wszystkie te
przeżycia ostatnich miesięcy udowodniły mi, że z architektury wylecieć
nie można. Załatwienie wszystkich warunków kosztowało mnie długą rozmowę
z panią dziekan (zresztą całkiem miłą) w kantorku.
No a teraz o domku. Kruku przez cały dzień judził cobym zagrał w warlordsy
deluksy. Ale się nie dałem. A i jeszcze jedno - wczoraj wieczorem uraczyłem
moich miłych współlokatorów cudownymi opowiastkami. A oni co ? Żaden nie
raczył tego zanotować - niewdzięcznicy. No dobra, trza kończyć - idę zapłacić
do kasy za warunki.
Leon
p.s hmmm, nawet nie wiecie jak fajnie być studentem...
To nie prawda. Słuchaliśmy pilnie co mówił Prezes i wszystko pamiętamy.
Prezes opowiedział nam kilka ciekawostek o językach ugrofińskich, o najwyższej
wieży w Toronto i o historii broni.
Kruku
20.10.1996
Spodziewając się wielkiej fety na moją cześć, dumnie wkroczyłem do
naszego domku w niedzielę wieczorem. Wielkież było moje rozczarowanie gdy
zamiast miłego memu sercu - ruty z kwiatkami we włosach i kruka z pantoflami
w zębach przywitał mnie student.
Hmmm...nie przypuszczałem nawet, że studenci mogą być tak twardzi. Wojtek
grał bite trzy godziny w pinbola. Czekałem na naszego murzynka długie godziny.
Niestety nie przyszedł. Pościeliłem sobie krucze łóżeczko i poszedłem spać.
Śniły mi się kruki goniące małych czarnych dzikusów...
Leon
21.10.96
W poniedziałek skoro przyjechałem z domciu natknąłem się na Rutę i
Prezesa. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że wracali ze sklepu
spożywczego, w którym Prezes dokonał zakupów jedzenia. Kupił cztery parówki,
keczup, musztardę dla żydów, bułkę i pięć jajek. Jajka dał nam w prezencie.
To jeszcze nie koniec niespodzianek. Prezes przejawiał dzisiaj nadmierną,
a wręcz niezdrową ciekawość w kwestii ciągnięcia/dawania sobie ciągnąć
laski przeze mnie/rutę. Staraliśmy się ją oczywiście z rutą zaspokoić ale
Prezes nie ustawał w pytaniach. Oprócz tego, że zarzucał nas pytaniami
(Grzesia zapytał nawet czy kuzynka robi mu laskę), Prezes raczył nawet
żartować - wyjątkowo zresztą błyskotliwie. Już wiemy dlaczego rutę bolało
tak strasznie gardło, że nawet przestał używać złych słów, a nawet mówić
w ogóle. Z laską trzeba ostrożnie...
Ach, oprócz Prezesa wpadł do nas Geniusz. Nie udało mi się go pozbyć
w żaden sposób po szermierce w tawernie i cóż... wpadł do nas i nijak nie
dawał się wyprosić. Nie reagował nawet na grubymi nićmi szyte aluzje ze
strony naszego chorego kolegi. W końcu wyszedł, tuż przed jedenastą, bo
nie miał później autobusa.
Kruku
Obudziłem się z przeświadczeniem, że świat się zmienił. Postanowiłem zebrać
jak najwięcej informacji o tym i o owym. Popytałem trochę Grzesia, który
do nas raczył zawitać, trochę chorego rutę i nawet trochę kruka. Dowiedziałem
się kilku ciekawych rzeczy:
-
kuzynka Grzesia należycie dba o piersi
-
nie wiem czy robi Grzesiowi laskę ale napewno "nie stronią od żadnych form
sprzyjających osiągnięciu satysfakcji seksualnej"
-
ruta przesadził z ciągnięciem i boli go gardło - pewnie sobie obtarł, biedaczek...
No cóż, z zebranych informacji wcale nie wynika, że świat się zmienił -
wszystko zostało po staremu a co za tym idzie - moje ranne przeświadczenie
okazało się błędnym. No cóż wniosek jeden - nie należy wierzyć uczuciom,
wiedza poparta rzetelnymi faktami to podstawa.
Leon
Odkryłem u siebie pewne zdolności prekognicyjne. Mam bowiem prorocze sny.
Sny, które się spełniają. Niestety nie traktują one o rzeczch ważnych jak
na przykład wynik losowania w totolotku. Są one raczej błachej natury -
pare zdań, gestów czy sytuacji. Wątpiący zapytają zapewne czy to aby nie
zwykłe deżawi. Nie. Po pierwszych paru przypadkach postanowiłem to sprawdzić
eksperymentalnie i zapisywałem co bardziej zwykłe sny, co do których istniała
szansa, że są tymi proroczymi. Wyniki przeszły moje najśmielsze oczekiwania.
Z 11 zanotowanych aż 4 okazały się spełnić. Możliwość widzenia przyszłości
wpłyneła na moje zainteresowanie jej naturą. Moje przemyślenia doprowadziły
do kilku interesujących wniosków:
-
jeżeli przyszłość jest całkowicie przewidywalna to znaczy,
żę rozwija się liniowo; - jeżeli dojdziemy do punktu przewidzianego to
występują dwie postawy:
-
bierna - nie możemy zmienić przyszłości i jesteśmy
tylko biernymi obserwatorami tego co przewidzieliśmy - ten punkt zgadza
się z moimi prywatnymi spostrzeżeniami - chociaż wiem kiedy zaczyna się
okres przewidziany nie udało mi się (jak do teraz) wpłynąć na zmianę liniowości
przyszłości;
-
postawa czynna - osoba przewidująca bierze aktywny
udział w zmanie toru przyszłości. A ponieważ przyszłość, która może być
zmieniana nie możę być liniowa postawa taka jest niemożliwa;
-
jeżeli przyszłość nie rozwija się liniowo a np. według drzewa
binarnego o zmiennej liczbie rozgałęzień to logiczne jest, że przewidujące
przyszłość osoby mają wpływ na jej zmianę. Z mojego punktu widzenia wariant
ten jest bardziej prawdopodobny niż wariant liniowego rozwoju przyszłości.
Wynika z tego, żę ponieważ nie zdołałem wpłynąć na zmianę widzianej przyszłości,
moje zdolności prekognicyjne nie są jeszcze dostatecznie rozwinięte.
Wniosek - muszę jeszcze poćwiczyć.
Leon
ps. jak tylko nauczę się zmieniać przewidywaną przyszłość ( czytaj: tworzycz
rzeczywistość ) zajmę się pirokinezą, telekinezą a może i autoteleportacją.
A może niech się Prezes zajmie tą wredną babą od niezaliczonych projektów..?
(Kruku)
22.10.96
Prezes powiedział rankiem, że dzisiaj nie przyjdzie już do nas wieczorkiem,
ale oczywiście wpadł. Był w bardzo dziwnym stanie i nastroju. Przede wszystkim
zakupił nowiutki płaszczyk z lumpexu, którego najważniejszą zaletą była
tzw. kieszeń na gumki, co wyjaśnił nam z dziwnym błyskiem w oku. Zagraliśmy
troszkie w warlordsy, ale z Prezesem było coraz gorzej - zaczął chodzić
nerwowo z kąta w kąt, mamrocząc pod nosem, że coś trzeba zrobić... Ujście
dla roznoszącej go energii znalazł dopiero kiedy odwiedził nas Sławek z
Michałem - Prezes zaproponował wyjście na piwo, które jak sam stwierdził
mi POSTAWI (sic!). Hmm... po trzech piwach Prezes stał się nieco nieswój.
Postawił mi trzy piwa (tak, tak) oraz knyszę*, a poza tym stał się strasznie
jurny i metafizycznie wprost wygadany. Od grunwaldu wróciliśmy pieszo,
ale warto było.
Postanowiono, że eksperymenty dotyczące wpływu alkoholu na zachowanie
Prezesa będą kontynuowane (już przy udziale ruty, który niestety nie był
w stanie w nich uczestniczyć z powodu choroby).
Kruku
* - jak się okazało, stawiając to wszystko Prezes oddawał
mi w ten sposób pożyczone pieniądze...
23.10.96
Rankiem Prezes nie wstał o zwyczajowej porze. Stwierdził, że nie powinien
tyle pić i po pysznym śniadanku zrobionym przez rutę poszedł. Ma wrócić
wieczorem, gdyż w nocy gramy we Flurpa. Ma być Kreator (!!!!), Michał,
Jamerek i może ktoś jeszcze...
Kruku
24.10.96
No i mamy niezbyt ciepły, kolejny dzień Jesieni. W nocy mieliśmy grać
w Slurpa, ale po rozegraniu ze mną partyjki Głardiansów, Prezes stwierdził
: " Dzisiaj nic z tego. Nie potrafilibyście wytworzyć odpowiedniego
nastroju " (a przecież wygrał tę cholerną partię !). Po tym niezbyt
smacznym manifeście swego lenistwa, Leonek mimo drwiących spojrzeń i wyrazów
niesmaku Kruczka, siedział sobie, myślał i ani mu było do prowadzenia (
a byli tu: Kreator, Michał, Sławek, i reszta częstszych bywalców ). Pograliśmy
sobie w W2 Deluksy i około czwartej legneliśmy tu i ówdzie ( ja w łóżku
Ruty, który JAK ZWYKLE ugościł mnie po królewsku ).
Kreator udowodnił (już po raz drugi), iż jest największym twardzielem
i do ranka siedział przed blachą. Ja natomiast uciąłem sobie miłą pogawędkę
z Kruczkiem, tyczącą się Biofordża, który to (jak to razem uzgodniliśmy)
jest rzadkim przykładem gry nie pozostawiającej graczowi cienia radości.
Rankiem (6.15) dzięki uprzejmości Arkadiusza opuściłem przybytek i udałem
się do akademika medycyny. Spędziłem tam wiele upojnych chwil i oto jestem
z powrotem (16.46). Niestety tym razem żadnych obesranych panienek nie
przyniosłem.
Jamerek
26.10.1996
Oto dziś dzień krwi i chwały - oby dniem wskrzeszenia był !
Taaa...Najlmiszy...hłe, hłe, hłe...wbito Ci nóż w plecy.
Taaa...jak mówił wieszcz wielki
Aneta - kobieta wielkiego serca
Złym zrządzeniem losu
Kruka swego morderca...
Hłe, hłe, hłe... A jak sie zapierał. Jak święcie oburzał. Jak żartować
raczył. Zaiste aktor prześwietny. Taaa...jak mówił inny wielki tego świata
- Jakiegoż aktora Rzym traci w mej osobie !!! Buuu...( łzy mi potokiem
płyną ) - chyba pęknę, hłe, hłe, hłe
Gwoli ścisłości wyjaśnienia potomnym się pewne należą: Otóż dnia pewnego,
dość dawno, Kruk począł dni całe, a później i wieczory, w Strzegomiu spędzać.
Wiedzeni nosami starych wyjadaczy szybko na trop kobiety w życiu Kruka
trafiliśmy. Ten jednakże uparcie wszystkiemu zaprzeczał i święcie się oburzał,
że niby on żadnej kobiety nie ma bo Prezesa ulubionym przecież jest cwelem.
Taaa...a jednak nos mnie nie zawjódł bo oto dnia pewnego, gdy naszego
gospodarza w domu nie było karteczka ciekawa przyszła:
+------------------------------------------------------------+
| Zmierzch (Tu znaczek) |
| fot. Andrzej Stachurski |
| (a na nim pieczątka)|
| Najmilszy! |
| Przyjeżdżaj w sobotę |
| rano, tak jak napisałeś |
| w liście. |
| Nie martw się o nocleg. ( Tu adres znajomy ) |
| (i adresata nazwisko)|
| Aneta |
| |
| (tu trzy kwiatki) |
| P.S. Najlepiej (jeśli oczywiście chcesz) |
| zadzwoń w piątek ok. 20.00 |
+------------------------------------------------------------+
P.s Oczywiście karteczki tej nie przeczytałem bo przecież cudzej korespondencyi
nie przeglądam. Ot tak okiem rzuciłem...
Leon
28.10.1996
Witam wszystkich czytelników tego loga. Tutaj nowy autor -- Rafał
Ruta. Chcę wyrazić swoje oburzenie niezauważeniem mnie przez Kruka.
We wpisie z 7.10.1996 napisał o wszystkich, którzy licznie się tego dnia
zebrali. Napisał o Leonie, o Geniuszu, o Jamerze, o Sławku, Myszy, Michale.
Tylko o mnie zapomniał -- jestem oburzony i to nie dla śmiechu, tylko naprawdę
mi przykro, że o mnie nie nie napisał. The end.
Jestem zły (wkurwiony) na Sławka i Michała za to, że umówili się na
dzisiaj z nami na przyjacielską wizytę. Przyszliśmy do nich z Krzyśkiem,
a i ch nie było. Błąkaliśmy się 3 godziny po Wrocławiu, a po powrocie ich
dalej nie było. Właśnie usłyszeliśmy od Prezesa, że być może w czasie gdy
tam dzwoniliśmy i dobijaliśmy się, to tam spał Sławek.
Tu Krzysiek. Bardzo przepraszam za wszystko, co powypisywał Rafał.
On nie zna Wrocławia i podczas jazdy do Michała tramwajem nr 17, który
miał zmienioną trasę Rafał strasznie się rozkleił. Rozłożył mapę i próbował
zlokalizować nasze miejsce. Na szczęście udało mi się podtrzymywać go na
duchu do chwili, kiedy tramwaj wjechał znowu na swoją trasę.
SPROSTOWANIE: Dnia 07.10.1996, oprócz Geniusza,
Jamera, Sławka, Myszy i Michała (o Prezesie wspominać nie muszę) był u
nas również Sz.P. Rafał Ruta, którego za pominięcie przepraszam i niczem
smarkacz się kajam.
Kruku
Ach, cóż za cios! Cała misternie pleciona przeze mnie sieć intryg na nic
się zdała. To czego tak dzielnie broniła nieprzenikniona szczelność moich
ludzi i moich tarcz mentalnych ujawnione! Ach! Iluzja prysła niczym bańka
mydlana! Prezesie! Wybacz niepokornemu cwelowi, który na swe miano nie
zasłużył!
Kruku
Cwelem byłeś, jesteś i będziesz. Nieważne, że od czasu do czasu wyrwiesz
jakąś diskopolówę. To się ma we krwi, a raczej w dupie...
Leon
Ale powróćmy do Prezesa... Otóż rozohocony aktem demaskacji nasz kochany
Prezes stał się jeszcze bardziej jurny niż dotąd, co mogłoby się wydawać
niemożliwe, a jednak tak się stało. Wieczorkiem wybraliśmy się z rutą i
Prezesem na miasto i dokonaliśmy zakupu gazetki pt. "Disco Polo" (te tchórze
uciekły od kiosku i zerkały tylko zza węgła). W gazetce tej znaleźliśmy
całkiem "dobre bo polskie" plakaty, które po powrocie przyozdobiły nasze
drzwi wraz ze znalezionym na przystanku plakatem "Ponad Większe Łóżka i
Bomby - kultywacja prawdziwej wiedzy". Podczas rozklejania, Prezes zażądał,
aby przykleić też plakat z ładną panią z grzesiowej Ekstazy. Po długiej
dyskusji z rutą stwierdziliśmy, że jeżeli ktokolwiek ma prawo do selekcji
plakatów, to jest nim właśnie Prezes. Tak więc zawisła.
Oprócz plakatu Prezes uraczył nas bardzo pouczającym wykładem na temat
seksu i tantra-jogi (na szczęście powiedział nam w porę, żeby wystrzegać
się dmuchania). Nie mogliśmy się doczekać sprawdzenia porad Prezesa w praktyce,
ale niestety był zmęczony i wygonił z kocyka rutę kiedy ten usiłował mu
zrobić laskę... (ja po tych wszystkich przejściach nie próbowałem nawet
proponować swojej kandydatury). Pomimo całej swej jurności Prezes nie chciał
wypić bełta, którego chcieliśmy mu zafundować.
Tak na marginesie, spotkaliśmy na poczcie Prezesa kolegę po fachu, czyli
kolekcjonera/dilera karcianego. Mimo pokrewnego fachu Prezes najwyraźniej
nie zamierzał z nim dyskutować. Czyżby czegoś się wstydził..?
Kruku
I kto to pisze? Ten, który sam ma pewnie tyle kart co ów kolekcjoner. Bardzo,
ale to bardzo drażni mnie porównywanie togo co ja robię z żebraniną u budek
telefonicznych. Bo ja przedewszystkim GRAM, a dopiero póżniej handluję
(co przynosi zresztą spore zyski). I najważniejsze - ŻADNA PRACA NIE
HAŃBI
Zadziwiające, że sam kruku nie ma żadnych obiekcji kupując karty. Sam
nie śmieje się z siebie i nie porównuje do szumowin. Zapomina jednak, że
różnica między mną a nim to tylko ilość kart. Ciekawe co by kruku zrobił
mając kilogram niepotrzebnych kart? Oddał biednym? Wytapetował ściany?
Jeżeli ktoś chce kupić karty to dlaczego ich nie sprzedać?
WOLE Wielce Oburzony LEon
29.10.1996
O szóstej rankiem Prezes zwlekł się z kocyka, aby napisać sprawozdanie
z Podstaw Ekonomicznych Planowania Przestrzennego. Do pisania przygotował
się nader starannie: podczas wczorajszej wizyty w mieście pożyczył "jakąkolwiek
książkę o ekonomii" (okazała się dotyczyć Makroekonomii) od Anety i telefonicznie
skontaktował się z kolegą (o oryginalnym imieniu Kinga) w sprawie tematu
pracy. Dane potrzebne do jej napisania aproksymował, a raczej ekstrapolował
wg naszych domysłów na temat procenta przedszkolaków w ogóle społeczności
miejskiej. Niestety, pomimo starannego przygotowania do pracy, po paru
minutach zmorzył Prezesa sen i niestety nie zdążył już na 7.30 na swoje
zajęcia. A szkoda. Wyszedł dopiero koło 11-tej, poszukując czego nie zgubił,
czyli dwóch brakujących godzin w planie.
Kruku
Kurwa, kruk razem z jajami zgubił rozum. Co też kobiety z ludźmi robią...
Nie pamiętam czasów kiedy kruku tak przypierdalał się do wszystkiego i
wszystkich ( prezesa ). Jeszcze żeby pierdolił coś z sensem. Ale nie...
nawet to, że chciałem mu nową tapetę pod windozy zrobić... zrobił burdę,
że niby zaśmiecam mu blachę i takie tam. Kurwa...pewnie sobie kwiatki i
pedalskie serduszko na podkładkę weźmie bo ja mu więcej żadnej tapety robić
nie będę (no chyba żeby przeprosił). Nawet teraz, czytając te słowa, przypierdala
się do słówek - ale i tak oczywiście wyszło na moje!
WOLE
Przepraszam, mea maxima culpa. Jak zwykle próbowałem podnieść rękę na Tego-Który-Toleruje-A-
Mógłby-Skrzywdzić. Na Prezesa znanego z taktu, kultury, wielkoduszności
i wyrozumiałości.
Na zakończenie dnia niemy wyrzut sumienia: Ruta wyszedł i znikł nie
wiadomo gdzie. Z braku ruty eksperyment badający związek stanu Prezesa
w zależności od ilości spożytego piwa został odwołany. Co zabawniejsze
ruta chyba zapomniał, że Prezes będzie spał na jego łóżku. Czyżby wyszedł
na spacer?
Ps: A wole to ma Miedzia...
Kruku
A nie mówiłem? Znowu się przypieprza...
Leon
A jednak podziałało... :)
Kruku
Znowu... Gwoli ścisłości zmieniłem coby się nie przyczepił. Ale ten okazał
się twardy. Na dodatek próbuje mnie szantażować cobym "przestał nudzić"
to on skasuje swoją ostatnią przypierdalankę.
Leon
Jeszcze raz przepraszam Prezesa. A publiczność uspokajam: To nie Prezes,
a ja cierpię na manię prześladowczą.
Kruku
30.10.1996
Prezes popadł był dzisiaj w dziwny stan. Nie jest to bynajmniej jurność.
Po pierwsze wstał bardzo późno (bo po 9-tej), a po drugie prawie umarł
ze śmiechu po opowiedzeniu przez siebie doskonałego żartu, że ruta powinien
być korektorem bo... jest czarny. Obawiamy się o niego, najwyraźniej za
dużo pije. Ale oddaję głos koledze po fachu, doktorowi Rucie:
Kruku
Prezes popadł w ten dziwny stan juz parę dni temu. Konkretnie zaczęło sie
od momentu, gdy prezes upił się był. Od tego czasu dają się zauważyć gwałtowne
zmiany nastroju, reakcje nieproporcjonalne do przyczyn. Możliwe są moim
zdaniem dwie przyczyny:
-
a) pogłębiająca się frustracja spowodowana nieudanym dealerostwem zmusiła
prezesa do wypalenia swej trawy własnoustnie (objawy dość klasyczne)
-
b) alkohol działa na prezesa nader nietypowo - krótki stan uniesienia i
jurności po którym postępuje głęboka depresja oraz stany paranoiczne.
Wnioski:
-
a) kupić od prezesa cały jego zapas trawy (komisyjnie spalić) co uratuje
go od potencjalnej możliwości popadnięcia w zgubny nałóg.
-
b) zabronić kupowania alkoholu (zabrać dowód osobisty, co prawdopodobnie
utrudni mu transakcje)
Naturalnie trzeba zastosować profilaktycznie obydwa środki. Zdobędziemy
pewność może nie wyleczenia (z tego nigdy się nie wychodzi), ale przynajmniej
damy mu czas na zastanowienie się nad swoim dalszym życiem.
Ruta
Najprościej będzie wyleczyć Prezesa z jego chronicznego niedowartościowania,
w które popadł ostatnimi czasy. Będziemy tylko musieli pochwalić go od
czasu do czasu za jego niebanalne kwadraty i kółka w Design Cadzie. No
i cóż... będę musiał przegrać z Prezesem w Warlordy dwa deluks (bo dzisiaj
powiedział, że jeszcze nigdy ze mną nie przegrał, więc tak być musi). Trudno,
przeżyję to jakoś.
Kruku
02.11.96
Wieczorkiem w Atrapie odbyła się mała imprezka spotkaniowa. Nie pisałbym
o niej, gdyby nie pojawił się na niej nasz Prezes. Niestety Prezes uciekł
po drugim piwie, więc kaca miał tylko ruta... dupa z niego, a nie żaden
eksperymentator. Z wielkim niepokojem obserwowałem, kiedy rozochocony piwem
ojciec przystawiał się do Prezesa, ale na szczęście wpadł potem w nastrój
iście niewesoły i mu przeszło.
Kruku
3.XI.1996
Przyjechałem razem z rutą. Kruk już był. Pod wieczór namówili mnie
na tradycyjną przypowieść z morałem i ciekawostki i dobre rady (dobre rady
zawsze w cenie). Opowiedziałem im o moim najlepszym z ostatnich snów, była
również jedna z bajek ezopa (ta o vilq), trochę było też o książce geniusza,
znaczy się książce o wszystkim to jest o illuminati, masonach, komunistach,
pedałach, lesbach, maotsetungu, żydach, josarianie, makmarfim, nixonie,
jodze i wogóle. Dla ciekawych - chodzi o "oko w piramidzie" A, i obiecałem
im opowiedzieć o problemach (moich), niebawem. Kruku oczywiście nie wytrzymał
natłoku wiedzy i zasnoł. Z rutom rozmawiałem długo, nie żeby ruta coś rozumiał
ale dobrze udawał. Gadaliśmy coś do 2.
Leon
Prezesus plus ivris in alium transfere potest quam ipse habet
Tak, miło nam się gawędziło. A Prezes wytłumaczył nam kawał o korektorze
i rucie, a potem opowiedział kawał o arku i ojce: "Ciekawe czy jak jechali
wartburgiem szybkiej, to gdzieś skręcili...". Do doskonałego żartu Prezes
dołączył szatańsko-łobuzerski uśmieszek, którego niestety zamieścić tutaj
nie zdołam.
Kruku
4.XI.1996
A, obraziłem się prawie na cweli. Prawie bo tak na prawdę jestem trochę
chory i przewrażliwiony. Popołudniem przybył grześ i namówić się nam udało
kruka na małe conieco w guardiansy. Oczywiście wygrałem. Żeby nie okazać
się niegościnnym taktownie przegrałem następną partyjkę k'grzesiowi. Odszedł
zadowolony. W miedzyczsie była aśka i kaczy i graliśmy w mosta. Oczywiście
taktownie dałem im wygrać coby ruta i aśka spali spokojnie.
A i najważniejsza rzecz tego dnia: PRZEJADŁA SIĘ MARYJA. Teraz leci
color. A jak graliśmy w bridge'a poinstruowałem jak należy robić grzanki.
Wszystkim bardzo smakowały. Teraz szykujemy się do snu (bo tak zakomenderowałem).
Kruku sam jak pies. Ruta za moim pozwoleniem na swoim łóżku. Obok aśka
(oczywiście za moim pozwoleniem). A ja na swoim królewskim miejscu.
Leon
Tak, tak - ten dzień mógł okazać się tragicznym w skutkach. Nasz dobry
Prezes spakował swój kocyk, przestał się do nas odzywać i gdyby nie to,
że umówił się z kaczym i resztą na brydża, poszedłby i pewnikiem nie wrócił.
Czy było tak dlatego, że ani rucie, ani mnie nie udało się, pomimo koleżeńskiej
pomocy zrobić sobie laski? A może dlatego, że prezes z ledwością wygrał
w Guardiansy (jak zwykle wygrałbym, lecz zgubiła mnie nieznajomość przepisów*)?
Któż to może wiedzieć... dość, że już nigdy nie nazwę prezesa psem (nawet
od skrótu), ani nigdy nie będę dla niego niemiły. Na szczęście nasz drogi
Grzesiu uratował sytuację przegrywając partyjkę guardianów z Prezesem.
Sytuacja była krytyczna, dopóki więc nie dowiemy się, co gryzie naszego
Prezesa, ustalamy okres ochronny - biada tym, którzy wyprowadzą wodza z
równowagi!
A na dobranoc, cóż... Prezes nie miał zbyt ciekawych pomysłów... Rozważyliśmy
tylko kwestię, czy szybka robi arkowi laskę i w ogóle kwestię roli laski
we współczesnej kulturze.
Die Laska spielt in unserem Leben eine sehr wichtige Rolle.
Kruku
* co wcale nie jest żadnym usprawiedliwieniem
05.11.96
Rankiem wstaliśmy skoro świt i ruta z aśką poszli na wykłady. Ciekawe
z czego? Prezes leży sobie na moim łóżku dając przy tym wspaniały pokaz
poświęcenia - ach, jak bardzo boli go kręgosłup... Czyta fajny komiks o
Puniszerze. Chyba jest mu u nas dobrze, bo od niedzieli wieczorem (a jest
dzisiaj wtorek) nie wychylił nosa z naszej rezydencji...
Kruku
Nie masz, ach nie masz prezesa naszego dziś wieczór. Leży poduszeczka,
leży kocyk, a prezes... Gdzież on? Samotny i nieszczęśliwy on, jaki i my.
Unieszczęśliwił siebie i nas odchodząc gdzieś, gdzie nie możemy go już
widzieć. Wróć nasz prezesie, pozwól zrobić se laskę, prosiemy nasz dobry,
miły, czuły, wspaniały prezesie. Nie zostawiaj nas w smutku i zgryzocie,
wróć, uśmiechnij się, zażartuj, opowiedz ciekawostkę. Nie opuszczaj nas
już nigdy bez pożegnania i zostawienia nam nadziei na przyszłość.
Nieutulony w swym żalu (i letko pjany)
Ruta
W końcu nadszedł taki dzień
Straszny dzień, tak widać trzeba
Krwawą posoką spłynęło niebo
I odszedł Prezes nieukojony
Kocyk zostawił, szczęście roztrwonił
Cweli odrzucił i zapomniał o nich
I zasnął samotnie... i skonał.
Bez wątpienia dzisiejszy dzień był dla nas najgorszą porażką. Nie potrafiliśmy
zatrzymać u nas Prezesa. Przyjdzie nam samotnie spędzić tę pierwszą w tym
semestrze noc. I będzie płacz i zgrzytanie zębów...
Kruku
06.11.96
Na każdego przychodzi kiedyś pora. Pora by odejść, by zrobić miejsce
innym. Od wczorajszego dnia postanowiłem mniej przebywać z cwelami - niech
się usamodzielniają. A i najważniejsze jest to, że trzeba zacząć studiować.
A, oczywiście jestem chory i myślę, że to przez spanie na podłodze przykryty
jeno kocykiem. A przecież to już listopad. Cwele przymilają się jak tylko
mogą. Boję się, że niedługo dojdzie do rękoczynów albo jeszcze gorszych
rzeczy... ruta już dzisiaj chciał wsadzić mi język do ucha, błe !
Boję się jutra. Boję się spać.
Leon
Wyszliśmy z rutą na sieć, a kiedy wróciliśmy - Prezes już był! Czekał na
nas grając w nethaka - oczywiście wygryzł mnie z pierwszego miejsca! Ale...
był jakiś taki smutny i chory... Powiedział nam wiele smutnych i gorzkich
słów. Nie chce już do nas przychodzić. Już nas nie kocha. Prezesie! Dlaczego
nam to robisz? Może znalazłeś lepszych cweli, może jeździsz do Leszka,
albo do swojego Kolegi... Ale dlaczego nie powiesz nam tego prosto w twarz,
dlaczego pozwalasz nam cierpieć w niewiedzy? Próbowaliśmy wszystkiego,
ale Prezes już nie chce, żeby robić mu laskę... Nie wiem co mam robić...
Kruku
Wrócił, podobny do bramy tryumfalnej. Jest.
Ruta
07.11.96
Tej nocy nastąpił przełom. Umarł Prezes, powrócił leon. Już nie jesteśmy
niczyimi cwelami - leon jest po prostu naszym kolegą, może odrobinę bardziej
doświadczonym i mądrzejszym, ale nadal kolegą. Miło nam będzie, jeśli do
nas wpadnie od czasu do czasu, ale nie będziemy zaborczy - jeśli chce,
może sobie spać w domu, albo u swojego nowego Kolegi. O takie postawienie
sprawy prosił nas leon, więc niech tak będzie. So be it, Prezes...
Kruku
Coś się wczoraj zmieniło, zmieniło na lepsze. Leon jest teraz naszym kumplem.
Całkiem zwyczajnym, równorzędnym partnerem. Możemy sobie porozmawiać tak
całkiem zwyczajnie, jak za dawnych lat. Bez uwielbienia, które czasem bywało
fałszywe, bez niepotrzebnej stylistyki. Nie ma już prezesa. Jest Leon -
nasz kolega. Atmosfera jest już czysta i przejrzysta jak dzisiejszy poranek.
To naprawdę piękny dzień na takie piękne przemiany. Nie, nie oznacza to,
że jest mi żal któregokolwiek z dni, gdy byłem cwelem prezesa (czasem nawet
ulubionym). To wszystko było piękne iwspaniałe, ale wszystko kiedyś musi
się kończyć i wrócić do normalności. Właśnie to stało się wczoraj - było
pięknie. Już nigdy nie będziemy cwelami, ale to nic, odzyskalśmy LEONA.
Wczorajsze apogeum cwelostwa trochę mnie zmęczyło, nie mówiąc już oprezesie,
który najwyraźniej stracił już do nas nerwy i postanowił być znowu sobą.
Chwała mu za to na wieki.
Ruta
11.11.96
Przybyłem w poniedziałek, z pudełkiem kłamstw, sprzętem grającym, odtwarzaczem
bez kabla, i co najważniejsze w asyście całej rodzinki (łącznie z psem).
Muszę przyznać, że wszelkie obawy co do bajzlu, który ujrzy moja rodzinka
rozwiały się kiedy zobaczyłem aśkę i rutę jedzących obiadek. Porządek i
czystość posunęły się tak dalece, iż ruta wyprał i wywiesił swoje od niepamiętnych
czasów nieprane prześcieradło! W sumie: rodzina wyjechała zadowolona i
owca cała. Tak trzymać!
Wkrótce wpadł i leon z koleżeńską wizytą. Nie wiem co robił przez pół
dnia, bo zmorzył mnie sen, ale kiedy powrócił ruta nastąpiła erupcja. Erupcja
świeżych pomysłów, idei i wynurzeń postprezesoidalnych. Oj działo się,
działo. Było o trójkątach, psach, czworokątach, arkach, zakrętach, szybkich,
laskach... i co najważniejsze: o Czwartym Wymiarze Fizycznym. Odbyła się
na jego temat wcale uczona dysputa, która niejednego magistra mogłaby zadziwić
lub wprawić w zakłopotanie. Burzliwa dyskusja zakończyła się jak zwykle
- leon jako wyższa istota czterowymiarowa użalił się nad naszą prostotą,
po czym utyskując zasnął był.
12.11.96
Jest wtorek i jest niedobrze. Niedobrze bo mam jutro koło z sieci,
a w moje ręce prócz notatek trafiła nowa część "Czarnej Kompanii", dziełko
o zdecydowanie większym priorytecie. Źle, bo leon mimo porzucenia frustrującej
maski prezesa wcale nie wyszedł z depresji - wkurzał się o byle gówno,
a co gorsza rozjuszył się całkowicie, jeśli chodzi o jedzenie. Zeżarł rucie
ostatniego pomidora, ukradł bezczelnie mojego kotleta. Ba! Raczył się nawet
oburzyć naszą reakcją... Ale cóż, po wczorajszej akcji, kiedy przed nosem
studenta Tomka poczęstował się jego margaryną mówiąc "nie wiem czyja, ale
ten ktoś na pewno się nie obrazi", jego selfkonfidencja nie ma już chyba
granic. Przemyśliwamy z rutą kwestię zakupu laxigenu i zatrucia nim zapasów
jedzenia...
Dzisiaj, po raz drugi, leon śpi poza naszym domem. Niech mu się przyśni
mój kotlet goniący ruty pomidora...
Kruku
13.11.96
Leon wpadł na moment. Przyniósł sakujący stuff do html'a. Pograł chwilkę.
Obejrzał Pulp Fiction. Wyszedł bez pożegnania. Nie spał u nas po raz trzeci.
14.11.96
Pojechałem do domu, więc nie wiem co się działo.
17.11.96 (niedziela)
Wróciłem wieczorkiem i spotkałem w domciu kogo..? Nie, nie. Mylicie
się, to była Aśka (zrutą rzecz jasna). Miło pogawędziliśmy i poszliśmy
spać (tym razem bez pozwolenia Prezesa). Leona nie było.
18.11.96
Poniedziałek i wizyta Leona. I niespodzianka - Leon kupił karty do
Tarota i postawił nam kilka wróżb. Podeszliśmy do nich sceptycznie, ale
w końcu ich nieuchronność przełamała nasze opory. Więc: razem z Grzesiem
musimy więcej odpoczywać (jesteśmy przypracowani i mamy kłopoty ze snem)
nasza pracowitość wkrótce zostanie sowicie wynagrodzona (vide: dziewięć
stów stypy w grudniu) w ogóle zdrada, namiętność, śmierć i zniszczenie,
ale w końcu wszystko będzie dobrze... a ruta ma kłopoty z ojcem (zapewne
przez niesławny konflikt serologiczny)
Oprócz wróżeb indywidualnych Leon postawił nam Tarota w/g swojego własnego
układu. Fenomen! Wyszło, że tworzymy we czwórkę (ja, grzesio, ruta i leon)
doskonały układ oparty na niskich arkanach monet powiązanych ze sobą laskami
(oddziaływanie bierne) i mieczami (aktywne). Leon, pozostając w środku
układu odnosi się do nas wedle zachcianek (ale w stosunku do mnie jest,
niestety, powściągliwy). Wiele się o sobie dowiedzieliśmy. A Leon zaszczycił
nas swoją obecnością w nocy.
Kruku
19.11.96
Dzisiaj wiele się stało. Leon nie wychodził wcale (przepraszam, wyszedł
do sklepu i dokonał zakupów - kupił chleb tostowy, kiełbasę litewską, ser
żółty i pół kilo parówek (dla mnie)). Miłą atmosferę wzajemnego zrozumienia
podtrzymały doskonałe grzanki, które przyrządził i którymi mnie poczęstował.
Na pewno były prezentem za to, że Leon spał pod moim łóżkiem (dosłownie,
podobno było mu tam cieplej). Ruta zrobił kupę, umył się, zrobił psa jogicznego
i zepsuł swój twardziel. Ale najważniejsze jest to, co zrobiłem dzisiaj
JA - zakasałem rękawy i napisałem pierwszy program o edytorze krzywych,
których nie rozumiem. Jestem wielki! Wspaniały! Prześwietny! To SYNTEZA!
Kruku
Brzydziłem się ugryźć leona w ucho, a kruku nie lubi plucia.
Ruta
Nic nie napiszę. Hmm, od rana byłem grzeczny i miły. Zrobiłem dwa razy
pyszne grzanki, które kruku wjebał z apetytem. Wieczorem kruku zabrał się
do pisania krzywych beziera, trochę mu pomagałem to może dostanie piątkę.
Mimo wszystkiego co dla nich dzisiaj zrobiłem kruku i ruta rzucili się
na mnie by gryźć mnie w ucho. Musiałem postraszyć ich pluciem. Pomogło.
Kruku marudził coś o wkładaniu szabli do pupy. Chyba więcej grzanek nie
będzie... Nic nie napiszę.
Leon
Już nie będę nic wsadzał. Chcę więcej pysznych grzanek Leona.
Kruku
Ja też.
Ruta
20.11.96
Wieczorkiem mieliśmy trochę gości - wpadła Aśka, Kaczy, Stanuch (!),
Jamerek, Kreator i oczywiście Leon. Stanuch podzieliła się z nami swoją
mądrością życiową - wiemy już, że Leon jest dobrym materiałem na żonę.
Potem podzieliliśmy się na dwie grupy - my (znaczy się erpegolodzy) siedliśmy
do Jamerii, a reszta, po powrocie z meczu (banda kibola) zasiadła do brydża.
Brydżyści zmyli się wkrótce, a my graliśmy do po trzeciej, kiedy to nastąpił
wielki kryzys egzystencjalny.
W beznadziejnym nastroju poszedłem spać, a kiedy się obudziłem pozostali
tylko Jamerek i Leon, którego szybko wypuściłem na zajęcia z wuefu. Jeśli
chodzi o wikt, to głównym fundatorem był Jamerek, który zapewnił nam wszystkim
porcję iście piekielnej zupki chińskiej (dostała mi się podwójna, co omal
nie spowodowało przedawkowania...). Dzięki tej imprezce poczuliśmy się
beznadziejnie staro.
21.11.96
Leon wyszedł rano i nie przyszedł więcej.
Kruku
24.11.96
Przyjechałem wieczorkiem, a tu nie ma leona. Ponoć wczoraj był, ale
wygnał go brak prądu. Szkoda. Dziadek zaczął grzać. Ruta poszedł się UCZYĆ
do kolegi. Jest północ. Ruta wrócił, ale leon nie. Nie śpi u nas po raz
piąty.
Kruku
25.11.96
Było u nas wielu gości. Był Michał, był Geniusz, był Jamerek ze swoją
nową gierką, był i Leon. Była też impreza u studentów obok. Był Arek -
przyszedł na chwilę upomnieć się o cukier i poszedł się uczyć. Niestety,
wszystko co dobre, szybko się kończy i wszyscy sobie poszli. Siedzę więc
samotnie (no, właściwie to z niemym rutą*) i smutno mi jakoś... szósta,
zimna, samotna noc. Bez Leona.
* Ruta jest niemy, bo jego idolem jest Franc Maurer, a
on jak wiadomo nie rzuca słów po próżnicy.
26.11.96
Rano, ponieważ nie było Leona, i w ogóle było nudno, postanowiłem pójść
na wykład. Zawczasu umówiłem się tam z Jamerkiem. Ba! Mimo tego, iż do
czwartej oglądaliśmy Psy, wstałem po dziesiątej i na ten wykład poszedłem.
I co? Ano nic - okazało się, że pomyliliśmy się z Jamerkiem o jeden dzień.
I jak tu chodzić na wykłady, hę?
No a Leon... Cóż, wpadł wieczorkiem popatrzeć na mój tryumf w Nethaku
- 17000+ !!! Kiedy to zobaczył, spuścił uszy po sobie, zabrał moją marynarkę
(jutro ma ważną Radę Wydziału) i poszedł. Znowu nie spał u nas. Siedem
nieprzespanych nocy - jak siedem grzechów głównych. Ruta nie przestaje
być jak Franc. Uważam, że to głupie, tak utożsamiać się z takim złym ubekiem.
Na przystanku nieomal nie powiedział do pewnej pani "myślę, że ty niezła
dupa jesteś i że chcesz mnie bardzo", ale powstrzymałem go z niemałym trudem.
Teraz śpi - też jak Franc. Nawet kupę robi jak Franc. Cynicznie.
A zresztą... nie chce mi się z wami gadać.
Kruku
27.11.96
Przespaliśmy z Rutą dwanaście godzin z hakiem, a kiedy się obudziliśmy,
Leona ciągle nie było. Cały dzień odpoczywałem i dalej go nie było. Przyszedł
do nas nawet Kaczy, a Leona nie było. Potem (koło północy) wpadł do nas
Ojciec z Andrzejem, a Leona ciągle nie ma. Właśnie zmieniła się data, więc
dzisiaj chyba go już nie będzie.
28.11.96
Jak na razie (do pierwszej rano) Leona nie ma. Gramy z Ojcem i Andrzejem
w Warlordy Dwa Deluks. Andrzej chwilowo wygrywa, ale imperialne, białe
świnie nie pożyją już długo - zawiązałem z Ojcem Przymierze-Przeciwko-Wszystkiemu-Co-Białe.
Będzie ciężko, ale w końcu wygramy! For the Aliance!
Kruku
Już prawie 9.00 Leona nie manadal. Ja i Andzej spadamy niestety, fajnie
się grało. Sorry za Rute bo się chyba ciut wkużył. Było miło.
Ojciec
Piszę to już po fakcie, ale ciągnąc z Leonkiem pociągiem, podczas uroczej
pogawędki dowiedziałem się, iż ukręcił on 11.000+ w Nethaku (z pewnością
czitował). Pozatem miałem przyjemność obejrzeć najnowsze karty Leona p.t.
Magic The Gathering - Mirage. Oczywiście to, że Leon je kupił, nie oznacza
wcale nałogu; był to bowiem ino kaprys i umotywowana chęć zysku.
Co do studiów naszego eks-Prezesa, to podczas bardzo poważnej rozmowy
dowiedziałem się, który profesor z wydziału Architektury płaci alimenty,
a który zaprasza naszego Leonka na konserwację ruin na Cyprze.
Na sam koniec - NEWS! NEWS! NEWS! Stan liczbowy warunków naszego Leonka
spadł z sześciu do czterech! Tak trzymać!
Kruku
01.12.96
Jestem. Leon nie.
Kruku
Jestem. Znaczy się ja - Leon. Taaa, kruku jak zwykle o nałogu i kartach.
A to nie tak. Wszystkie karty do Mirage'a kupiłem za pieniądze zarobione
na innych kartach. A i tak już mi się zwróciło (po wielce korzystnej wymianie
w klubie w sobotę). Reszte dopiszę jak wrócimy, bo właśnie spadamy pić.
Po piciu : Ot i następny dzień się w międzyczasie zrobił. Wracając do
kart- to żaden nałóg, ot lubię sobie czasem pograć, a że przy okazji zarobię
na tym parę groszy to żadnej w tym ujmy nie znajduję. A, i jeszcze jedno
przestałem u nich bywać, bo sakują.
Leon
2.3.1996 pierwsza rano (co świadczy o niejakiej konfuzji piszącego
[dop. Kruku])
No i znowu jestem we Wroclawiu. Michał nie chciał iść pić, więc poszedłem
tylko z Krukiem, Kazikiem, Pawłem i Leonem. Napiliśmy się trochę, ale zabrakło
dwóch lasek. Kazik jak zwykle opowiedział kilka wspanialych kawałów - on
wymyśla najwspanialsze kawały i jest najśmieszniejszym kumplem pod Słońcem.
Nikt nie ma takiego poczucia humoru! Potem wróciliśmy, a Michał zapowiedział
na dzisiaj wizytę u Pawła. Zaczynam pisać własnego loga. Paweł twierdzi,
że go wieczorem nie będzie. Cóż, idę spać, jutro wpiszę się u Milleniusza,
potem tawerna i damasmedia.
Rafał
Ja tylko kilka słów: posiedzenie w A0 uważam za bardzo udane. Bawiłem się
świetnie, Leon był jurny, Kazik był duszą towarzystwa, a niewzruszony racjonalizm
Rafała trzymał to wszystko w kupie.
Kruku
02.12.96
Rankiem okazało się, iż słusznie postąpiłem nie robiąc sprawozdania
z Nowella - i tak potrzebne jest dopiero na środę. Kiedy wróciłem z zajęć
nikogo nie było (Leon, Rafał i Ruta wsiąkli bez śladu). Czekam więc na
rozwój wypadków...
Wypadki się rozwinęły, wpadł do nas Michał przynosząc wieści o Nethaku
(zrobił w nim 10.000+). Zaczynam się bać. Później skopał mi tyłek w Warlordach
i w ogóle miło sobie gawędziliśmy. Niestety nie dokończyliśmy partyjki,
bo musiałem udać się na szermierkę, która zakończyła się miłą pogawędką
w Tawernie (wraz z Jamerkiem) zakończoną degustacją naleśników. Jakie to
skomplikowane... ale nic to: JUTRO STYPA!
Kruku
Byliśmy wczoraj w A0. Było bardzo miło - pogawędziliśmy sobie, troszku
wypiliśmy a potem poszliśmy do Świerka, w którym potraktowano nas nader
nieprzystojnie. Dzisiaj znowu byłem w tawernie, tym razem był tam Górek,
który złoty zegarek też ma. Fajnie było, ale musiałem iść na zajęcia. Już
od 23 dni jestem człowiekiem uporządkowanym, statecznym i statystycznym.
Coś w tym nawet jest. Trzeba będzie rozszerzyć to moje uporządkowanie,
poprzez rozszerzenie arkusza. Leona już dzisiaj nie będzie. Powiedział
mi nawet w tajemnicy, że jutro też go nie będzie. Fajnie. Aaaaaa.... jutro
stypa (daj Boże).
Ruta
03.12.96 [URODZINY RUTY]
Dostaliśmy z Jamerkiem po dziewięć setek w łapę i uderzyliśmy w miasto.
Starałem się zachować wstrzemięźliwość finansową, ale i tak bańka wsiąkła
nie wiadomo gdzie. Zwiedziliśmy mnóstwo sklepów, zapodaliśmy sobie nawet
po shake'u za pięć dolców. No i kupiliśmy Rucie prezent - historyczny film
kostiumowy p.t. "Laleczki Fuhrera". Gremium studenckie, które zebrało się
na degustacji filmu stwierdziło, że chociaż niezbyt wciągający (nudny był),
to jednak ratują go niebanalne dialogi.
To był fajny dzień bez Leona. I takaż noc.
Kruku
Moje urodziny!!! Mam już 21 lat - to bardzo dużo. Dostałem dwa prezenty
i dwa balony. Fajne były. Te prezenty, to - jak już zostało napisane -
film, oraz (co nie było napisane) coś co pachnie (chociaż nie przepadam
za takimi rzeczami, to też miło). Balony też są niezłe i wiszą na szafce.
Wszyscy w kupie obejrzeliśmy jeden prezent - było to nader ciekawe doświadczenie
socjologiczne i ogólne. Tak w sumie, to ja też niedługo kupię trochę prezentów
bo robię urodzino-mikołaja. Tymczasem nie odebrałem jeszcze stypy bo nie
chce mi się stać w tej pieprzonej kolejce. Ale już wkrótce i ja będę bogaty.
Ruta
04.12.96
Musiałem wstać rankiem, aby oddać sprawozdanie i potem nie miałem co
robić w szkole. Poszedłem więc do czytelni, gdzie zasiadłem otoczony mądrymi
książkami i czerpałem przyjemność z tego, jaki jestem pilny i pracowity.
Było fajnie, tym bardziej, że spotkałem dawno nie widzianego kolegę z roku
(którego dawno nie widziałem, bo jest w innej grupie na labkach). Tak to,
w uczonej atmosferze minęło mi całe przedpołudnie...
...a w domu: WIELKIE SPRZĄTANIE! Ruta uwija się jak w ukropie, ja zmywam
jak szalony, nawet student Tomek ustawia kasety. Oj, oj - idą zmiany. Po
szermierce byłem w Tawernie z kolegą po szabli. Więcej tam nie pójdę -
zostaliśmy wyrzuceni przez panów skinów z obsługi. Staraliśmy się ich nie
poturbować.
W nocy (jak zwykle) graliśmy w erpega. Prowadził Leon - sclurpa. Jak
zwykle nie pograliśmy zbyt długo, w zasadzie to zdążyliśmy sobie zrobić
postacie, a potem oglądaliśmy "Psy". Ale i tak było fajnie. Za tydzień
gramy znowu (hmm... przeradza się to w jakąś monstrualną kampanię). Z okazji
urodzin Leona nie skopaliśmy mu dupy.
Kruku
05.12.96
Rankiem Jamerek przeciągnął się rozkosznie, uśmiechnął i wyszedł. W
chwilę po nim wyszedłem ja z Leonem. Wracamy w niedzielę wieczorkiem (niecierpliwie
wypatrując pozostałości po mikołaju i rozlicznych prezentów). Kiedy jechaliśmy
pociągiem, padł pomysł uhateemelizowania niniejszego loga. Zobaczymy...
Kruku
06.12.96 [MIKOŁAJE]
* Ruta napisze - chuja napisze...
07.12.96
* Ruta napisze - chuja napisze...
08.12.96 [PREZES STRIKES BACK]
Przybyłem wieczorkiem by zastać Leona i... niespodziankę. Leon wyraził
chęć powrotu do korzeni (bek tu de ruts) i ponownego przyjęcia zaszczytnego
tytułu Pana Prezesa. Hmm... sam już nie wiem co o tym sądzić. W tak doniosłej
chwili powinienem chyba odczuwać jakieś ataki wzniosłych uczuć, czy czegoś
takiego, a tu NIC. Ani się śmiać, ani płakać. Pozostawię więc fakt powrotu
Prezesa bez komentarza.
A ogólnie - przybyły nam nowe plakaty. Są po prostu wspaniałe - Beverly
Hills 90210, Peddi & Andżelo i (najładniejszy) Cory as Marilyn.
Kruku
Oczywiście nikt nie pamiętał o moich urodzino-imieninach dnia 4 i 7.XII
(coś tam przebąkiwali, ale dopiero jak im przypomniano). A, po wielu przemyśleniach
dokonała się we mnie przemiana. Jak z poczwarki staje się motyl - tak ja
stałem się Panem Prezesem. Znowu. Ruta nie był wprawdzie zachwycony, ale
Kruku wykazał się należytym entuzjazmem. Gwoli ścisłości istnieje różnica
między byciem prezesem a Byciem Panem Prezesem. Ale o tym później.
Prezes Leon
9.XII.1996
Obudziliśmy się zmarznięty i zakatarzony około 700 . Cwele jeszcze
śpią (a jest już jedenasta). Jest nam zimno i jesteśmy głodny. Chyba zrobimy
pyszne Grzanki Prezesa - jeżeli znajdziemy chleb, oczywiście.
A, wszyscy (oprócz nas) zapomnieli, że dnia wczorajszego były piąte
urodziny Radia Maryja. Szczęść Boże i tak trzymać !
Prezes Leon
Fajno jest dzisiaj, ale jeszcze fajniej było wczoraj, kiedy Ruta z okrzykiem
"Teraz Dupa!" próbował wziąć Pana Prezesa od tyłu. Niestety Pan Prezes
krępował się nieco, więc musiał spędzić noc z bezdenną pustką wiadomo gdzie.
Dzisiaj jest fajnie, bo Leon po przemianie stał się bardzo fajnym Psem.
Jest jurny, bije nas bezlitośnie, lży i w ogóle jest straszny jak amerykański
sierżant w filmach o wietnamie. My się go boimy na palcach chodzimy, a
on nam właśnie łaskawie robi grzanki wedle swojej rodzinnej receptury.
Są przepyszne!
A... i byłbym zapomniał, że dwie bardzo fajne panie ze sklepu mięsnego
zapraszały nas dzisiaj do kantorka "My wiemy, że jesteście gorący chłopcy,
ale my tu marzniemy...". Niestety, nie chcąc narażać się na gniew Pana
Prezesa (czekał na stuff ze sklepu) musieliśmy opuścić ten wpaniały sklep
z przemiłą obsługą. Jeszcze fajniej będzie jutro, ale o tym później...
Kruku
Poczekajcie do wieczora... [ przyniosę wódę i korniszonki. Będzie fajno,
nie? Może trochę podupczymy. Ja, znaczy się Arek, mam ochotę na chwileczkę
zapomnienia z czarnym. Zmierzę mu temperaturę moim termometrem... na samą
myśl już mi rtęć po kolanach cieknie. Wsadzę mu, że aż mu gardłem wyjdzie.
Całą noc będziemy buszować w junglach extasy... how bizarre... poczekajcie
do wieczora. ]
pisałem to ja, znaczy Arek
Jak zwykle napisałem pierwsze zdanie. Ale się nie złoszczę, że Leon dopisuje
się do moich tekstów. Wybaczam wszystkim, tylko sobie jakoś nie mogę...
Arek
Diagnoza: Helleborum Indiged - "potrzebujący ciemiężycy *
* ciemiężyca - roślina lecząca niektóre choroby psychiczne
(wg lekarzy rzymskich)
Dr Prezes
Ojojoj! Ale się porobiło. Właśnie przed chwilą był u nas Dziadek. Fakt
- trochę głośno skakaliśmy i trochę walczyliśmy na butelki, ale żeby zaraz
wyrzucać na pysk Prezesa? Zimą i w dodatku o wpół do drugiej w nocy? Prezes
spakował się więc jak niepyszny i powlókł biedactwo w daleką drogę na Biskupin
(wedle naszej rachuby jakieś dwie godziny drogi). Dziadek to potwór, nieprawdaż?
Kruku
-- Wyrzucili?
-- Wyrzucili! Wszytskich zostawili, a mnie na pysk....
Leon został wyrzucony, dziadek powiedział, że mamy go informować o wizytach
gości, bo ma być porządek, a nie jakaś tam samowolka. Coś mię się tu kurna
nie podoba. Poważnie należy zacząć o zasabotowaniu dziadka poprzez opuszczenie
go pewnego pięknego dnia. Miło i dobrze nam tu było (i nadal jest naturalnie),
ale żeby tak kolegę naszego na bruk... W zasadzie to źle tylko dla leona,
ale któż wie, kto może być następny.
-- Przepraszam, piliśmy z kolegami... Przenieśli nas do kryminalnej,
bez Leona...
-- To źle?
-- Nooooo... Tylko dla Leona
Ruta
Krwi i zemsty !!! Żeby mnie na bruk...! No, to się dziadek doigrał. Ciekawe
co powie Urząd Skarbowy na ten dziadkowy pensjonacik...
Prezes Leon
10.12.96
Miałem dzisiaj bardzo pracowity dzień, bo musiałem wpaść do Rodzinki,
ale na szczęście po powrocie wszelkie zmęczenie zniknęło bez śladu kiedy
tylko zobaczyłem skalaną myślą twarz Pana Prezesa. Fajnie, że wpadł do
nas spróbować znowu... Trzeba mieć odwagę w sercu, by tak igrać z Dziadkiem
i jego słynnym pistoletem... Szczególnie teraz, gdy nadeszły ciemne, zimne
noce z soplami lodu na wąsach...
A i oczywiście - pod wpływem wczorajszego plakatu Korwina wybraliśmy
się na spotkanie w Tawernie z nimże. Fajnie było - Korwin stwierdził, że
kobiety nie powinny mieć prawa głosu i w ogóle był strasznie radykalny.
I za to go właśnie lubimy!
Kruku
11.12.96
A jakże, Prezes nie uląkł się czczych dziadkowych pogróżek i spał u
nas dwie ostatnie noce i zanosi się, że dzisiejszej nocy również nas nie
opuści. To dobrze, bo przy nim czujemy się bardzo bezpiecznie. Poza tym
dzięki inicjatywie i pracy Pana Prezesa mamy nowy imaż Nethaka i mnóstwo
wspaniałych, prześmiesznych sampeli. Fajny ten nasz Prezes, taki śmieszny...
No i jeszcze robił dzisiaj grzanki!
Kruku
12.12.96
Ruta pojechał do domu, a Leon zmył się jak niepyszny wieczorkiem -
dupa z niego, nie Prezes - wczoraj w nocy był oschły, nieprzystępny i w
ogóle nic się nie odzywał. Wystarczyło, że Jamerek przyniósł nowego Nethaka
(3.21), a Prezes (wannabe ofkors) nagrał go i poszedł do siebie robić nowe
rekordy na czystym koncie. Nie wiem jak mu pójdzie, bo przy Arku moja dzielna
Valkiria Miedzia nastukała 16.000-! Hail to the Nethak! Suck to the Prezes!
ps. ...ale trza mu przyznać, że ładne zrobił znaki...
Kruku
13.12.96 [...a w dodatku piątek]
Dzień pechowy nie da się ukryć - nie dość, że spieprzyłem doskonałą
karierę Miedzi2 w Nethaku (miałem -7 AC, 80 HP, 13 dLvl i... quitnąłem),
to w dodatku Dziadek strajknął ponownie II. A wszystko przez tego &%#&@!
Rutę, który tydzień temu pożyczył odkurzacz od Dziadka i nic z nim nie
zrobił. Przyszedł więc Dziadek po niego tuż przed jedenastą i zastał Jamerka
i Leonka - musieli się biedni zmywać (mam nadzieję, że zdążyli na ostatnie
autobusy...). Kiła-mogiła.
Kruku
14.12.96
Proszę, proszę z samego ranka radosna przygoda... Wykręciłem Valkirią-Jamers'em
14000+ w NetHack'u. Byłem naprawdę straszny. Skończyło się na tym, iż zamieniono
mnie w kamien jako wspaniałe i rokujące (rakujące) dziecko green dragona.
Cool !!! JAMER potęga, reszta po CHUJA mu sięga ! A propos (khm.. nie wiem
czego) znalazłem w NH bardzo zajebisty mieczyk o skromnej nazwie Vorpal
Blade. Jest przestraszny. Ścina głowy, szateruje to pieces i w ogóle...
Jamers
15.12.96
Byłem na giełdzie i oprócz tego, iż kupiłem dla Kruczka 16MB (8 MB
?), to jeszcze: mysz optyczną ( bez światełka :( ), słuchawki z mikrofonem,
Watkom (który nie jest Watkomem) oraz masę innych fantów. Giełdę zwiedzałem
w towarzystwie Jacka Myćki, który jest przemiłym kolegą i wszędzie mi towarzyszył
(mimo, iż miałem wiele wątpliwości i często wracałem w jedno miejsce...)
Jamers
Dzisiaj był bardzo fajny dzień. Fajny, bo wpadł do nas Rafał Ruta, który
zrobił z moim komputerem wiele magicznych operacji, które umożliwiły cośtam
na jego dysku (a było to ładnych kilka godzin żąglerki kablami i zworkami).
Jak zwykle byłem dumny, mogąc udostępnić moją skromną maszynę temu wysokiej
klasy specjaliście, który nie takie rzeczy z komputerami już wyczyniał
(a zwłaszcza z moim (a szczególnie podczas Mikołajkowej imprezy)). Oprócz
Rafała był u nas Prezes, który postawił nam Tarota. No więc:
-
Ja [Księżyc] - jestem w kłopotach, muszę się wziąć do roboty [programy
z grafiki] i wystrzegać się kobiet [Cesarzowa], które sprowadzają mnie
na złą drogę...
-
Ruta [Sąd] - jest w kłopotach, bo coś rozprasza mu umysł [pierdolenie],
i powinien skoncentrować się na jednej konkretnej drodze [pierdolenie],
która pozwoli mu osiągnąć sukces [wiadomo w czym].
-
Rafał [Sędzia Dredd] - ma kłopoty, bo coś stoi mu na przeszkodzie [Śmierć].
Na szczęście wszystko się odrodzi [śmierć do góry nogami], jeśli tylko
zniszczy przyczyną kłopotów [Wieża, cokolwiek symbolizuje].
A, i najważniejsze - postawiliśmy zrutą Prezesowi w/g naszego własnego
układu. Prezes okazał się być Kołem Fortuny pod maską Sędziego [i jak tu
nie wierzyć kartom]. Ma kłopoty. Prawdopodobnie ze szkołą. Ale nic to -
ma szansę odbić się od kloaki świata i podążyć w kierunku forsy, kobiet
i władzy [męskości]. Niestety na jego drodze stoi Arcykapłan w kontekście
wybitnie fallicznym [Pałka]. Cóż to dla Prezesa - rachu ciachu, do kantorka
i po strachu. Będzie dobrze, ale Gwiazda symbolizująca aspekt pierdolenia
odwrócona jest do góry nogami. I te biale plamki na dole... Hmmm...
Kruku
16.12.96
Rankiem żeśmy się rozeszli. Idąc na zajęcia rozważałem na wsze sposoby
Najnowszą Teorię Prezesa na temat Sensu Życia Wszystkich Ludzi, a zwłaszcza
Prezesa. Hmm... z wrażenia przyszedłem dwie godziny za wcześnie i musiałem
się nudzić na sieci. Prezes dał nam wczoraj do myślenia.
Kruku
Dziś minął kolejny, roboczy dzień. Byliśmy z Kruczkiem na ćwiczeniach i
jesteśmy managerami wszystkich możliwych grup na CI-TEST. Poza tym jestem
chory i nie poszedłem na planowane wcześniej zakupki Bożonarodzeniowe.
Jamers
Właśnie słucham z Grzesiem i Marcinkiem jakiegoś głosu z komputera... jak
mnie to interesujeee... Jestem dzisiaj z siebie dumny, GDYŻ pobiłem swój
stary rekord. Otóż, w ubiegłym roku przebyłem biegiem (w zimie) drogę z
domku do uczelni w 10 minut. Potem zdarzyło mi się powtórzyć go 2 razy.
A dziś!!! A dziś biegłem tylko 9 (dziewięć) minut. Ha! Jeszcze mam przed
sobą trzy i pół roku na studiach, więc mogę go poprawić.
Godzina 21.45. No, i po kłopocie. Zaliczenie posiadam, a i następną
samoobronę zaliczyłem. Trzaskałem się z kumplem, który przebywał 2 lata
w bielaruskiej armii. Na rękawice, naturalnie. Długo nawet. Raz mu wyciąłem
taką "sztangę", że aż mu się szkiełko kontaktowe scentrowało, ale potem
się jakoś z powrotem nastawiło (to on tak powiedział). Potem jeszcze obopólnych
celnych ciosów i... znowu sztanga. Mógłbym tak jeszcze do północy, gdyby
(ni stąd ni z owąd) zupełnie przypadkowy traf w moją wątrobę, który na
pewien czas pozbawił mnie prostoty kręgosłupa. No cóż... przeniosłem się
na materacyk. Strzeliłem ze sto trzydzieści brzuszków i spiećdziesiąt pompek.
W końcu poczułem się dostatecznie rozgrzany, ale tylko wuefista i drabinki
były wolne. Cóż, wybrałem materiał do ćwiczeń trwalszy i bardziej niebezpieczny.
Drabinki. Piąstka, kopniak, znowu cios... po drabinkach nastawiłem lewy
nadgarstek i poszedłem do domku. Nawet magister pan życzył mi wesołych
świąt, z czego byłem wielce uradowany. Wzajemnie, Panie Profesorze!
Raz jednak dzisiaj się wystraszyłem, oj, nie na żarty... Na wuef przybył,
nie kto inny jak, sławetny Hindus. Sto pięćdziesiąt kilo żywej wagi. A
do tego spodenki, bluzeczka, majtki (?) oraz buty ze skarpetkami. Biada,
biada... Widać, zażył wcześniej relanium nieboraczek, coby ze mną "oko
w oko". Na dodatek przyszedł ubrany w zielony płaszcz do kolan, brązowe
sztruksowe spodnie, a na plecach miał popielaty tornister... To był zły
znak, jak wietrzny zwiastun apokalipsy... Ja, taki mały... sześćdziesiąt
kilo żywej wagi. Oj, przepraszam. Miesiąc temu było dokładnie sześćdziesiąt
jeden i całe pół, i to w ubraniu, bo nago to się tylko przy urodzeniu ważyłem.
Jakieś trzy kilo. Pielęgniarka rzekła, że ja chyba pomyliłem płeć... W
dupę melonik. Niech spojrzy teraz na mnie. Mężczyzna, jak w mordę!
Ale wróćmy do Hindusa. Nawet się ładnie obciął, przypuszczam, że na
dworcu. Ze mną nie zaczął (miał szczęście)... ot, taki Hindus. Wpierw wolał
się przede mną popisać. Ni... mu się to nie udało. Źle wybrał, he, he...
Poszedł na parter z takim grubasem... Potem powiedział ładnie "Dowidzienia
i cieść koledzi", poczym zmierzył w kierunku swego "pomieszczenia". Łeeeee!!!!!
Ciuś, ciuś... Do zobaczenia w nowym roku, Hindus... Teraz jestem w domku
i wypiłem multiwitaminę. Istny odjazd!!! Nie ma to jak parę witaminek więcej...
Przyjechał Tomek, jak widzę. To dobrze, już się martwiłem, że taki samotny
do świąt będę... A teraz czas na Łorlordy. A dijos cutasos!!!
Arek
17.12.96
Hura! Postawiliśmy z Rutą... o nie, nie to co zwykle - postawiliśmy
bowiem Linuxa i to Linuxa w wielkim stylu... Leon i Arek dostali konta,
a my administrowaliśmy do późna w noc. Udało nam się nawet obrazić śmiertelnie
Prezesa, który wziął był wyszedł około jedenastej (a przybył do nas z mocnym
postanowieniem pozostania na noc - czego jestem prawie pewien).
Jutro sprzątamy od wpół do dziesiątej.
18.12.96
Ze sprzątania nici, bo obudziliśmy się po jedenastej. Byłem na proszonym
obiadku u rodzinki, a kiedy wróciłem odwiedził nas Jamerek, który udzielił
nam wiele cennych administratorskich porad. Ruszyły Xsy (chociaż kuleją).
Jamerek dostał konto w grupie administratorów. A... no i wpadł do nas Prezes,
który już się na nas nie gniewa, bo wziął ze sobą przybory do mycia, a
to może oznaczać tylko jedno! Dobranoc Kochany Nasz Prezesie...
Administrator Kruku
19.12.96
Ponieważ jestem kulturalnym człowiekiem, nie napiszę jak bardzo się
dzisiaj zdenerwowałem. Straciłem bowiem pyszną imprezę wigilijną odbywającą
się w doborowym (Kazik, Rafał Ruta, Ania Stanuch i inni niegorsi) towarzystwie.
A wszystko przez złe fatum, które zawisło nade mną, a ściślej mówiąc nade
instalką Windoza NT. Kolejna krucjata po NTka upadła. Czeka mnie samotna,
zimna noc bez Leona i bez Ruty. I ze świadomością tego, że jutro przyjeżdża
mój starszy...
Kruku
20.12.96
Wszyscy sobie pojechali. Zostało nas dwoje - ja i Pokój-Do-Wysprzątania.
Jutro o dziesiątej wparuje mój starszy. Eeeeh... jutro posprzątam.
21.12.96
Never more
Jestem w stanie przeżyć pobudkę o ósmej. Mogę zdzierżyć widok Dziadka
w pasiastej piżamce. Przeżyłem jakoś odkurzanie. Ale za żadne skarby nie
zgodzę się ponownie na doprowadzenie do porządku ceraty na stole. I nie
chodzi o to, że miałem problem z odklejeniem jej od odtwarzacza i podstawy
monitora... Bleee... nigdy, nigdy, nigdy więcej.
Ale, ale - zaczęły się zdrowe (właśnie zaczyna mnie chwytać grypa),
wesołe (trzy zaległe programy z grafiki) i spokojne (koszmary o styczniowej
krucjacie kolokwialnej) święta. Nastąpi więc potężna przerwa w logu. Do
zobaczenia za rok!
Kruku
5 dzień stycznia, rok 1997
Nie będę się już tutaj wpisywać, jeśli nie poczuję się szczęśliwszy.
Arek
"informuję, że od 1-stycznia 1997r. zwrasta opłata za stancję na 150
zł".
Taką to informację zastaliśmy po przyjeździe. I jak tu się Arkowi dziwić?
Staniemy do walki z imperialnymi obszarnikami żerującymi na biednych studentach!
Niech dziadek ma się na baczności!
Kruku
Niezbyt o to mi chodziło, Marcinie...
Arek
6 dzień stycznia, rok 1997
Długą przerwę miał ten mały pamiętniczek. Nie pisaliśmy, nie był to
jednak czas stracony. Wypełniony był rozrywką, zabawą, ale również chwilami
zadumy i refleksji. Niby opis wszystkich tych rzeczy nie ma nijakiego znaczenia
dla naszego życia tu i teraz, ale... Kilka imion które wymienię gościło
już nie raz na tych łamach, napomknienie więc o dziejach ich feryjnych
może okazać się nader interesujące.
Na początku był "andrjus" - bardzo miła knajpa, taka śmieszna. Byłem
tam pierwszy raz (i chyba niestety ostatni), ale było bardzo miło. Wśród
gości był grzesio, michał, stanuch, aśka, ja, rafał, ola, kaczy i pewnie
parę innych osób których imion teraz już nie pomnę. Aaaaa... był jeszcze
szczęśniak i to właśnie z nim wiąże się najciekawsza anegdotka tego wieczora...
Ano było to tak, że pewien pan chciał mu dać po mordzie - nie, żeby on
był jakimś tam pedałem albo hetero, ale jak mu się ktoś tyłkiem po łokciu
tego, to on jest na to bardzo uczulony. Szczęśniaka całą grupą uratowaliśmy.
Fajnie było - byliśmy bardzo męscy. Potem ja poszedłem, ale pono był jeszcze
jeden pan - specjalista od kultury i sztuki.
Przyszedł następnie czas taki, że nie działo się nic - ano graliśmy
w brydża, ale nie były to wydarzenia towarzyskie o dużym natężeniu.
Na szczęście nastał SYLWESTER. Na liście gości znaleźli się: leon, michał,
rafał, mazurek, emilia, ja, aśka, ola, kaczy, kapeć, globo, tomuś, Koleżanka-Oli,
oraz Jej-Chłopak, młody brzoza, dagna. To chyba wszyscy przepraszam, jeśli
kogoś pominąłem, lub komuś nie odpowiada kolejność - jest przypadkowa,
choć kto wie, czy dobry psychoanalityk czegoś by się z niej nie domyślił.
Wróćmy jednak do rzeczy - fajnie było, tak śmiesznie. Najpierw jechaliśmy
pociągiem, potem butem, a potem to się kapciowi ciasto wyrypało (śmiesznie
było). Potem wypiliśmy mazurkowy spiryt, naszą wódę, jeszcze czyjąś wódę,
czyjeś malibu, czyjąś szkocką, czyjeś wino i napoczęlimy jakiegoś szampana.
Troszkeśmysię już schlali no i fajnie było. Śpiewaliśmy standardowy repertuar
mazurka, potem jakiegoś amadea, potem była godzina 12.00 i Chłopak-Koleżanki-Oli
poszedł żygać. My poszliśmy tańczyć przy prodigy. Michał poczynał już tracić
orientację, więc się zapalił - na szczęście w porę ugasiła go emilia, a
jemu została tylko taka fajna (śmieszna) dziura w koszuli. Potem michał
podobno ugryzł mazurka, ale ja widziałem już tylko ślad na mazurkowej skórze
(fajny był). Michał co jakiś czas tracił już nad sobą panowanie i zapadał
w specyficzny letarg z którego kilkukrotnie wyprowadziła go emilia. Niestety
przyszedł taki moment, że zapadł się michał nazbyt głęboko i wytrącić go
z tego stanu nie było już sposób. Poszedł więc spać, a wkrótce za nim reszta
imprezowników. W nocy mazurek próbował władować się komuś na trzeciego
do łóżka, ale udało się go jakoś od tej myśli ODPROWADZIĆ.
Rano miałem kaca i pojechaliśmy do domu. W autobusie toczyły się dyskusje
o ewolucjonizmie (trochę nudne były - miałem kaca) a on się zapalił. Potem
to już był koniec. Strasznie fajny był ten sylwester.
Mowglie
...taki śmieszny. Ale, ale - kolega Ruta tu o sylwestrze, a uwadze naszej
nie powinien umknąć doniosły fakt jakim jest obrażenie się na nas Prezesa-Leona
śmiertelne. Po prostu, wczoraj, kiedy to bezczelnie próbował poróżnić nas
z naszym przyjacielem i wielkim kolegą Arkiem powiedzieliśmy mu nieco do
słuchu (co prawda nikt nie kazał mu iść na balkon, ale było blisko).
Popatrzył na nas spode oka, pomyślał chwilę i powiedział "już nigdy
nikogo nie zabijesz, ubeku pierdolony... to znaczy powiedział, że "już
nigdy nie będzie u nas spał"". Czy mamy traktować tą groźbę poważnie? Zobaczymy...
Tymczasem, aby odsunąć ponure myśli o zbliżających się kołach, zajmujemy
się wszystkim co się da, oprócz nauki - wznowiliśmy bezpardonową ligę Łormsów,
Ruta administruje co sił, ja nethakuję, a Arek rozpoczął intensywną kampanię
pocztową, z której niejedno dobrego może jeszcze wyniknąć...
Aaaaaa.... odbyła się dzisiaj Wielka Akcja Protestacyjna Przeciwko Zwrastaniu
Opłaty Za Stancję. Byliśmy twardzi. Zebraliśmy się w czwórkę. Sami bezwzględni,
do bólu męscy macho. Zeszliśmy po schodach. Do drzwi załomotaliśmy. Wręczyliśmy
dziadkowi te półtora bańki i uciekliśmy bez słowa. Nie uciekałem ostatni...
Taka forma protestu musiała przemówić dziadkowi do rozsądku. "Ciekawe
co urząd skarbowy powie na ten pański pensjonacik" postanowiliśmy zachować
na później.
Kruku
07.01.97
A jednak... a jednak przyszedł i to o godzinie po dziewiątej wieczorem,
co raczej wykluczało przypadkową wizytę. Oczywiście spał u nas, jadł nasz
chleb, pił naszą herbatę i wyzywał nas od ciot i innych takich. Jak więc
widać, mimo gróźb i niepokoi wszystko wróciło do normy. Graliśmy w Wormsy,
a potem prowadziliśmy ostrą dysputę moralną o pierdoleniu (na czym jak
zgodnie zrutą stwierdziliśmy Prezes zna się najlepiej), naszego stosunku
do innych studentów, oraz wyższości spania w piżamce nad spaniem bez piżamki.
Gadaliśmy do późna w noc (czyli koło trzeciej).
Kruku
08.01.97
Prezes wstał rankiem i przyssał się do komputera. Ja również wstałem,
ale po pierwszej. Prezes twardo nie wychodził, ale w końcu okoliczności
(a raczej brak naszego chleba) zmusiły go do, jak mawia dziadek Marian,
"opuszczenia lokalu". Wzięliśmy go głodem, i nie wiadomo czy jutro wróci.
Kruku
09.01.97
Prezes nie przyszedł, ale i tak było fajnie. Cały dzień spędziłem na
sieci, potem skopałem tyłek Jamerkowi i studentowi Tomkowi w Wormsach.
Po tym wszystkim wybraliśmy się z Arkiem i Jamerkiem do świerka, gdzie
spotkaliśmy Rutę, Aśkę, Mazurka w towarzystwie nowych znajomych studentów
z różnych stron świata (z Tunezji i Nepalu). Miło się z nimi gawędziło,
Jamer awansował nawet na "wielką przyjacielę" i został uznany za kumpla
z piętra akademika medycznego. Fajnie było, zegarek nie był złoty, ale
za to gadał, a co najważniejsze Kazik przekazał naszym nowym przyjaciołom
swój telefon z zamiarem organizacji następnego spotkania w tawernie. Oby...
Po powrocie stwierdziliśmy zgodnie zrutą, że świerk stanowi całkiem
niezłe panaceum na nasze dolegliwości (związane ze snem), ale w końcu się
rozgadaliśmy i znowu nie zanosi się abyśmy mieli położyć się spać przed
trzecią.
Kruku
10.01.97
O dziwo, zasiadłem ponownie przy klawiaturze. Nie, żebym poczuł się
choć odrobinę szczęśliwszy... Powiedziałbym, iż stan mej psychiki systematycznie
się pogarsza. I tylko jeden sposób istnieje na moje wyjście z przysłowiowego
dołka... Ot, co... Nawet wczoraj skusiłem się na wyjście do knajpy z Marcinem
i Grześkiem. Niepotrzebnie tylko spożyłem przed wyjściem tak sytą kolację...
Picie piwa szło mi nader ciężko, ale złożyło się na to kilka czynników,
m.in.: kolacja, wcześniej wspomniana, no i w końcu, całe pół litra tegoż
napoju (od razu) wypiłem chyba po raz drugi w mej długiej karierze...
W lokalu, gdzie było nawet przyjemnie, spotkaliśmy Asię, Pawła, Mazurka
i jeszcze Tuńczyka z Niepalczykiem, którzy wyraźnie walczyli z nałogiem.
Moi mili koledzy, jak przystało na prawdziwych przyjaciół, posadzili mnie
na kancie kaloryfera... Pogawędka trwała. Degustacja również. W międzyczasie
spojrzałem na siny ślad ugryzienia na brzuchu Mazurka i z całą odpowiedzialnością
mogę stwierdzić, iż po czymś takim blizna nie pozostanie (ileż stracą na
tym jego wnuki, miło przecież pochwalić się dziadkiem bohaterem... "to
był Sylwester'96..."). Potem Tunezyjnijczyk opowiadał straszne dzieje i
tak dalej, a pod koniec począł się kłócić ( w obcym języku ) z zegarynką
umieszczoną w jego zegarku dla niewidomych pod pozorem rozmowy z "domem".
A! Weder miał chyba na imię. Jego kolega, Nepalebańczyk, długo starał się
nawiązać kontakt z Grzesiem, że niby " on z Andżeli nie, a oni mieszkają
obok, ale teraz nie, bo on wie, a któraś dobrze gotuje i tym podobne" kwitując
wszystko wiązką "mielonego". A jak się przy tym śmiał!!! Ha, ha, ha!!!
Łech,łech, hy, hy... Pod koniec stwierdził, iż Grzesiu byłby świetna kolega
dla Tunizjejczyka, co wywołało szalony entuzjazm w towarzystwie, a zwłaszcza
u tego drugiego, który zaczął namiętnie wycierać swą obsikaną dłoń w piękne,
długie, czarne włosy Grzesia. Łoj, było zabawnie... Cóż, tak to nasza odsiadka
przedłużyła się do dwóch godzin, z czego nie byłem do końca zadowolony,
ponieważ wcześniej Marcin obiecał mi, że "za godzinkę" wrócimy. Dopiero,
gdy Grzesio rzekł, że ma jeszcze obowiązki, Marcinek ruszył cztery litery
i wyszliśmy (dało mi to trochę do myślenia...).
Po powrocie usiłowałem się jeszcze pouczyć, ale jakoś mi nie szło. Cóż,
kolokwium z mikrobów przeniosłem dlatego na później... Ufff, czeka mnie,
czeka... Ale, mimo wszystko, nie żałuję wczorejszego wypadu, wręcz przeciwnie...
Przypadkiem spoglądnąłem na stronę tytułową wydruku "U ludzi". Oj, nieładnie
chłopcy. KTOŚ zaliczył Arka do tzw. Studentów... Bez przesady! Jeszcze
będę kiedyś kultową personą! Zobaczycie! W encyklopedii będę! I w Wiadomościach
pokazywać mnie będą! I dam koncert "unplugged" na MTV! Nie, ale tak na
serio, nie życzę sobie należeć do jakiegokolwiek podzbioru... Tak było
zawsze, tak będzie i tak jest nadal. Więc... chyba się rozumiemy. Tkwię
w głebokim postanowieniu, aby pisać powieści w stylu "splatter punku",
czy jakoś tak... Podczas ferii zimowych zaczynam, aczkolwiek zamierzam
wtedy nawiązać z Kimś znajomość... Będę więc nieco zajęty, jeśli się uda
(chociaż przekonany jestem o moim niepowodzeniu... jak zwykle zresztą...
eeech, przecież trzeba kiedyś wykonać ten pierwszy krok! - boję się...).
Patrzę tak na Korwina, patrzę... i nie mogę wyjść z podziwu. Toż to
istny Ojciec!!! Spójrzcie tylko, proszę! Koniec klepsydry, koniec wpisu...
Leona uprasza się o nie dopisywanie, bo wtedy w ogóle przestanę gościć
na łamach epokowego pamiętnika...
Niespodziewany dopisek: Ho, ho! Jaką ja miałem przygodę! Chciałem zapamiętać
ten tekst w pliku, nacisnąłem klawisz myszki na opcji "Zapamiętaj...",
aż tu nagle wyskakuje na dole ekranu wiadomość: "Szybkie zapamiętywanie:
"U ludzi"". Dodatkowo bez przerwy kręciła się maleńka klepsydra na ekranie.
Czekam, czekam, czekam, mija dziesięć (!) minut, nic... A twardziel szaleje!!!
Zacząłem więc wciskać co się tylko da, a komputer nic! Zaciął się i basta!
Nawet nie reagował na ponawiane wielokrotnie kombinacje klawiszy CTRL+ALT+DELETE!
Pomyślałem tylko o jednym: tyle pisania na marne... Cóż, zresetowałem komputer,
chcę znowu wejść do Windows'a, nagle napis w stylu: coś tam, coś tam, wybierz
tryb awaryjny, odliczam... Wybrałem. Udało mi się dostać ponownie do "kartki
życia" i... jak ja się wkurzyłem... Oj! Jak ja poczerwieniałem, szum w
uszach, adrenalina na czubku języka, bo... MOJEGO WPISU PO PROSTU BRAK!!!
Przez kilka godzin (tak to bywa...) nie dawałem jednak za wygraną. Czytałem
co się tylko da, klikałem gdzie mi kazano, coś tam sprawdzałem, no ale
co może zrobić taki laik jak ja... Nic... Już miałem iść spać, a ściślej,
poczytać sobie cos do poduszki, ale, nie... Gryzłoby mnie to przez całą
noc. Dlatego wstałem ( jest godzina druga nad ranem ) i walczyłem de novo.
Jak zodiakalny lew (nie mylić z jakimś Lełonem - ten to by od razu zmył
się do chaty, niewinny...), nie poddawałem się. Strużki cennego, słonego
potu ściekały po mych skroniach niczym rwący, górski potok... uwijałem
się niczym zaskroniec po szklanej tafli, zatłuściłem cała klawiaturę (
łojej... ), zapociłem mysz, zgłodniałem, me oczy zaczęły odmawiać posłuszeństwa,
kręgosłup wił się w mękach, a ja dalej... I co? Już jest wszystko w porząsiu,
a cały mój wpis się zachował... Hę. Może by tak mnie awansować w Linux'ie,
co? Fajnie by było...
Dosyć pierdół! Do okna próbował się dostać, za pomocą kamienia, Michał.
Miał nawet do mnie interesik, o kasetkę chodziło. Miał też interes do Pawła,
ale on chyba bere, bere u Asi ( Ania do garażu, bidulka... może i dobrze?
Zachciało jej się Kahunów... ). Michał mnie przepraszał, że kasetę trzyma
jeszcze jakaś Emilia, a tymczasem z balkonu, dosyć skutecznie, próbował
mnie zrzucić szpadą niejaki Karol... przejawiał zapewne normalizację swego
stanu. Nawet Michał się wystraszył i przez moment aż zaniemówił. Nie wolno
tak... Czuję, że puszczam coraz to szersze wodze fantazji i po prostu bredzę...
Dobranoc, kararuchy prąd kożuchy.
Arek
11 stycznia 97
Wstałem dzisiaj o dwunastej. Fe... cóż za politechnickie maniery...
A Asia i Paweł wmawiają mi, że to normalne. Według mnie, zdrowy człowiek
śpi 2-3 godziny dziennie, ale dopuszczam wyjątki, oczywiście. Hmmm... przypomniałem
sobie, iż po feriach organizuję "zapiekankę-mamałygę". Smakuje rewelacyjnie,
tylko wygląda niezdecydowanie... Sporządziłem nawet listę gości, ale, ale...
nic jeszcze nie jest pewne. Koniecznie muszę zdać egzaminy w pierwszym
terminie, no i coś jeszczę, jednak to już inna sprawa, całkiem prywatna.
Jeśli wszystko, jednak, przebiegnie pomyślnie, to listę ową wywieszę również
po feriach. To by było na tyle...
Teraz Wasza kolej, nieskalana społecznosci i ty... Leon.
Arek
12.01.97
Dzisiaj mam imieniny i z tej okazji znowu wlazłem do "U łusów", do
których również się zaliczam. Żeby sobie ulżyć, poodkurzałem u administratorów,
po czym Asia i Paweł znowu pobrudzili. Ach, te kobiety...
Aaaa! Wczoraj pograłem późną nocą z Asią w szachy. Dwa razy musiałem
prosić o remis! Prawdziwym mężczyznom nie muszę tłumaczyć dlaczego, a Lełonowi
podaję do wiadomości, iż nie wypada wygrywać z płcią piękną... Nie ciesz
się Lełon - płeć piękna to kobiety...
Dziś wieczorem wpadł do nas właśnie Leon. Poczęstował mnie "ratatują",
przez siebie sporządzoną, która mi nawet smakowała. Już oficjalnie informuję,
że Leon jest na mojej liście. Serdecznie zapraszam. Marcin podał mi w ciągu
godziny trzy razy swą dłoń. Żeśmy się pościskali!
Leon czyta mi przez ramię (czego nie lubię) i sprawia wrażenie zdenerwowanego.
Za co? Jutro mam dwa kolokwia i nic nie umiem... byyyy... Więc nie będę
spać tejże nocy. A Leona obudzę jak zwykle o 7 zero, zero. Będzie leżeć
zziębnięty na podłodze, opatulony śpiworem, a ja mu powiem: "Leon, wstawaj..."...
Cóż za rozkosz...
Arek
Nie bardzo rozumiem areczku o co ci chodzi gdy piszesz o kobietach. Chyba
nie wiesz o czym piszesz. Rozumiem robaczku, że ci odpierdala przed sesyją
z niedospania więc nie mam do ciebie pretensji. Ale na przyszłość uważaj
puchatku ze swoją twórczością bo ja mogę ci pomóc jak Krzyś i strzelę w
twój balonik z flinty i spadniesz w krzaki jałowca...jak puchatek co chciał
jak chmurka wysoko polocieć.
Maluczcy tego świata szantażują mnie ograniczeniem praw na srlinuxie
- pajace. Po chuj mi ichni linux ? Po korespondencyję z robaczkiem ? z
czarnym ? z krukiem ? Phi! Przyjechałem dzisiaj z wyjątkowo dobrym jumorem
i coraz bardziej mi się jumor poprawia mimo, że kruku twierdzi inaczej.
A, zauważyłem, że kruczek jurny się ostatnimi czasy zrobił a i pewny siebie
jak nigdy. Dobrze mu to zrobi. Dobra, koniec pisania. Nie chce mi się z
wami gadać.
Ja [Leon - dopisek KRUCZY]
ps. Nie wkurwiaj mnie robaczku bezmyślnym przypierdalaniem bo ja nie kruku
i nie ruta, nie w plecy a prosto w pysk prawdą strzelę i nie sądzę, żeby
ci się to specjalnie spodobało - mysiu-pysiu.
Hurra! Ruszyła maszyna po szynach ospale. Wracam sobie do wrocka, a
tu same niespodzianki. Po pierwsze mamy drukarkę. Po drugie czekało na
mnie mnóstwo, mnóstwo i jeszcze więcej tekstu w uludziach. To dobrze. To
bardzo dobrze. Po dzisiejszej pogawędce z Prezesem (o tym i owym) myślę,
że znalazł się złoty środek, jeżeli chodzi o... a zresztą nieważne. Jest
dobrze. Będzie jeszcze lepiej jak Arek rozkręci splatera.
Kruku
13.01.97
Mimo, że dziś jest trzynastego, to - dzień dobry. No, przeczytałem...
I jestem lekko zawiedziony. Cóż, myślałem, że tworzymy "towarzystwo", które
potrafi trochę zażartować... a jeśli ten "dowcip" zaboli, to poprostu o
tym powiedziedzieć. Niestety, nie... Więc, żeby już się nikomu zbytecznie
nie "narażać", przestaję komukolwiek docinać, bo widzę, iż reakcje przyprawią
mnie niedługo o wrzody.
Dlatego też bardzo przepraszam Marcina M. i nie zamierzam nigdy kontynuować
tego tematu. Może rzeczywiście zaszedłem za daleko? Z drugiej jednak strony,
zwrócenie uwagi raczej nikomu nie szkodzi...
Spałem "tylko" godzinkę (planowo za długo o pół godziny) i pospieszyłem
na uczelnię. Jedno kolokwium... kefirek, bułka... drugie kolokwium... Mogłem
nawet nie iść. Polałem, chyba. Jutro znowu koło, pojutrze też... Mam dosyć.
Hmmm... chciałem coś napisać o dziadku, ale... już nie.
Arek
Prezes, jak się nie przestaniesz przypieprzać do naszego najlepszego linuxowego
użytkownika, to nie skończy się na cofnięciu twoich uprawnień w linuxie,
ale może dojść nawet do zmiany twojego folderu HOME z "/handelsmana19/podłoga"
na "/handelsmana19/balkon"...
A ty, drogi Arkadiuszu, nie przejmuj się Prezesem, pewnie znowu ma jakieś
problemy... wiadomo z czym :-), prawda Prezesie?
A obok waśni i docinków - dowiedziałem się dzisiaj, że nie ominie nas
z Jamerkiem ani architektura, ani aparatura. A mieli być luzacy...
Kruku
14.01.97
Siemanazrana! Jeszcze dziś męczy mnie ten widok. Otóż, w niedzielę
poszedłem do dziadka po odkurzacz. Pukam. Szmer. Otwierają się drzwi i...
moim oczom ukazuje się Marian z ulicy Handelsmana z nagim torsem... (Kuba,
wyspa jak Słońce gorąca... la la la...). Niby nic w tym dziwnego, bo tors
to ja też mogę mieć, ale na jego łonie spoczywały poszarzałe majtki w zielone
kwiatki... na pewno znów z jakimś okolicznym babulcem miotał się w wyrze,
bo nawet do środka wpuścić mnie nie chciał (a już się cieszyłem, że dziadek
mi "cześć" mówi...). Kazał mi na siebie czekać z pięć minut, bambus! Za
sprzęt grzecznie podziękowałem, a jednocześnie pomyślałem, że wsadzę mu
tą rurę w dupę, pomerdam i wydmucham... Jankes, cholera...
Zasnąłem dzisiaj nad książką i w ten sposób zmarnowałem haniebnie trzy
godziny, a spałem cztery... Dlatego też nie poszedłem znowu na sławetne
koło z mikrobów. Oj, doigram się... Za to internę miałem, można powiedzieć,
rewelacyjną. Nie dosć, że naszej Babci nie było, to przydzielono mnie z
kolegą do innej, która po prostu cudowną jest... Ale się naoglądałem! Prawie
same wymiona... jaki chcesz rozmiar, szerokie, spiczaste, rozlazłe, obrzęknięte,
blade, sine... a jakie zimne! Bleeeee... Nawet wizytowaliśmy na Erce. Jedna
z pacjentek miała powietrze pod skórą (odma podskórna - emphysema subcutaneum).
Fajnie strzelało...
Oj, Wrocław niebezpiecznym jest... Marokańczyk zabił... Rashid ma na
imię... Dobry znajomy mojego znajomego... "Taki spokojny... nigdy bym się
nie spodziewał..." "O co poszło?" "Ponoć się kogoś bardzo wystraszył i
wpadł w szał..." W radiu słyszałem, że dwie ofiary... kolega mówi trzy...
Co za różnica... Ludzie i tak będą się bać... Dla nich teraz ważne w jaki
sposób karze się w Polsce obcokrajowców... Życie toczy się dalej... Piękne
i wieczne, jak muzyka...
W linux'ie zostalem awansowany do "grupy czwartej", co by to nie znaczyło...
Jestem tam razem z Grzesiem. Strzała Grzegorz! Jaki jestem głodny... i
spragniony...
Arek
Wielkopomna dzisiaj chwila
Kupa zmienia się... w motyla
Tak, tak. To była ta noc, kiedy wypaliliśmy cynfolię, a raczej ten dzień
w którym zaczęłem się uczyć. Kiedyś wezmę te wszystkie ksera notatek i
pokażę wnukom jaki to dziadek był pracowity. A swoją drogą dobrze, że to
o TCP/IP. Inaczej głowa pękłaby mi z bólu...
Kruku
15.01.97
Pierwsze koła już za nami. O niczym to jednak innym nie świadczy prócz
tego, iż drugie koła są coraz bliżej. Powodowany troską o moje dobre stopnie
(i dobre imię) kończę i pozostawiam pole do popisu naszemu najlepszemu
(nie jest to tylko moje zdanie) pisaczowi - Arkowi.
Kruku
Och, dziękuję... Od dzisiaj będziemy zanurzać swe usta w Vanessie... Czarna,
inteligentna, mocna, z Ceylonu... Pan herbaciarz uciął sobie ze mną miły
monolog, o towarze, oczywiście. Khmmm... same dwuznaczności mi coś wychodzą.
Nieszkodzi. Dowiedziałem się cennych informacji na temat zbierania listków,
o wpływie Słońca na smak ich wywaru, o podróżach do Afryki, Azji (khmmm...),
o potentatach herbacianych, o ich pracownikach i niezmiernej odpowiedzialności
specjalistów decydujących o wyborze plantacji, o chińskich więźniach, o
tym i owym, i w ogóle... Na przykład liście należy zawsze zbierać z odpowiedniego
poziomu rośliny, bo różnica nawet dwóch poziomów może wpływać na zwielokrotnienie
ceny! Niesamowite. Im niżej, tym herbata jest gorsza. Po prostu wywar jest
bardziej gorzki... A pączki, mniejsze czasem od główki szpilki (!), to
dla tych bogatszych... O! A napis "Orange" nie znaczy w ogóle "pomarańczowa",
ino "królewska"(mniej więcej pierwsze dwa poziomy). A w ogóle, to te określenia
nie pochodzą od Anglików, a od Holendrów (Pan raczył nawet sięgnąć pamięcią
do czasów Magellana... żebym ja miał taką pamieć!...). Niewiarygodne...
Z łóżka zwlokłem się po prostu ledwo, a ledwo. To przez ten sen, co
za debil go wymyślił? Ale zdążyłem, ... bo co innego miałem niby uczynić...
Po sekcji zwłok udałem się na kolokwium, które oblałem. Zrezygnowany postanowiłem
odpowiadać z mikrobiologii jutro. Już miałem dzisiaj, ale odświeżający
kefir półlitrowy HANA, imitujący me śniadanie, spowodował u mnie nieoczekiwaną
senność. Na dodatek dostałem jakichś dziwnych drgawek... nawet język mi
się trzęsie... Jak na mnie przystało, załatwiłem cosik dla Kogoś, expresowo.
Tak, tak. Nadszedł już najwyższy czas, by wynurzyć się z własnego cienia...
Jednak nadal się boję...
Chyba wkrótce napiszę wierszyk... Talent rośnie...
Arek
Ot, wpadłem na chwilkę. Przeprosiny Arkowe przyjmuję. Krucze pogróżki obchodzą
mnie tyle co zeszłoroczny śnieg. A od moich kłopotów, wiadomo z czym, to
się kruku odpierdol. "Ty się lepiej Kruku swojej baby czep". A sprawy między
mną a Arkiem niech cię nie interesują. A teraz milsze sprawy. Zabieram
się wreszcie za pisanie homepage'a. Na razie dla próby będzie na miejscowej
blasze ale wkrótce rzucę go na serka (server sergiuszowy na moim wydziale).
Będzie w homepage'u trochę o RPGu, trochę o poezji mojego brata, trochę
o karciankach, trochę o muzyce (gotyk) i trochę o zaprzyjaźnionym klubie
Desmodontidae prowadzonym przez Brzozę Jr. To tyle.
Idę zrobić kupę (bo wreszcie Karlson zwolnił łazienkę) i zabieram się
za HTMLa.
LEON
Strzała Leon. Długo cię nie było. To fajnie, że zrobiłeś kupę, bo ja wczoraj
lałem sobie przez balkon. Fajnie, co nie? No to pa! Aaaa... i jeszcze jedno.
Wiele się o sobie dowiedzieliśmy i od jutra wprowadzamy wzorcowy porządek
(odkurzanie co tydzień & stuff). I, co najważniejsze, żadnego lania
przez balkon!
Kruku
Gówno! Nie było HTMLa. Przyszedł ruta i mnie wyrzucił. Nie ma homepage'a.
LEON
16.01.97
Czuję się tak podle, że zabiorę tylko chwilkę. W końcu spałem ino godzinę
dwadzieścia... A i niczego nie załatwiłem.
-A teraz opowiem wam legendę o strasznych stworkach z Mikrobów, kochane
dzieci...
-Nie, nie!!!
-No to może w następnym tygodniu?
-Bujaj się...
-Fe, niegrzeczne dzieci...
Mam gorączkę, spaliłem obiad, boli mnie brzuch, kiwa mi się w głowie...
A Słoneczko świeci... Ot, narodził się problem. Wczoraj wieczorkiem przyszedł
do mnie Marcin. Poprosił o keczup... i zaoferował mi żółty ser. "Na prawdę,
jak chcesz, to bierz." I teraz nie wiem. Albo mu się podobam, albo ser
był sprzed miesiąca...:-) Postanowiłem sprawdzić. Specjalnie poszedłem
na targ i kupiłem ETERNAL'ną. Na mój widok Marcin... uśmiechnął się...
I nawet przepłacił! No, no...
Pełni nadziei powędrowalismy, z Marcinem, do akademików po płytki. Było
zamkniete. Szkoda.L Po drodze zrobiliśmy zakupy. Głównie papier toaletowy
i chińskie zupki. Ale nudy... Kończę. Cześć.
Arek
16. 01. 1997
I tak oto przyjechałem do Jeleniej Góry z chumorem iście wisielczym,
idącego na szafot straceńca. Tydzień przyszły, to tydzień próby. Przedemną
alltoall brołdkasty, rugowanie rekurencji pośredniej, klasy leksykalne,
a trochę później cieniowanie Żuro o Fonga.... Oj ja biedny..., a na dodatek
nie wiadomo czy nie mam Gronkowca (pociesza mnie myśl, że jeżeli ja mam
to ma i Kruk hehehe...).
Dobra, siąde i będę się uczył ale i tak na pewno większość czasu spędze
przy NetHacku (muszę pobić te marne 130 000 Kruka, moja życiówka to 30
000+, więc jak widać muszę trochę popracować). Tak więc, do dzieła....
Jamers
Śmierć, nuda, zniszczenie czynią garść popiołu
Ze mnie, z mózgu treści, z kser nędznych notatek
Dopadła mnie sesja, przyszło znów pospołu
Odczuć studenckiego życia niedostatek
Obiecuję wszem i wobec, że jeśli dane mi będzie zaliczyć w pierwszym terminie...
heheheh... I gonna score... przestraszne kolokwium z Technik Komplikacji,
zmówię po trzykroć różaniec w intencji Radia Maryja. Tak mi dopomóż Bóg!
Kruku
PS. A jak zaliczę jeszcze Aparaturę i Paralelę, to gotów jestem nawet przestać
kraść Arkowi cukier...
17.01.97
Leci Sepultura. To jest to! Ruts, blade ruts... Ta muzyka kojarzy
mi się z ruchomymi piaskami. Wciąga, a pobudza... do życia. Tak skutecznie...
bezboleśnie. Jestem na czczo. I po pediatrii. Wzajemne wycieńczanie, słowo
daję. Dzieciaki mają nas dosyć, a my się staramy, jak tylko możemy... Badania
przeciągają się w nieskończoność... w klinice zaduch, i jeszcze ci rodzice...
po cholerę się tam wtedy kręcą?! Istna parodia... Trzy godziny dosłownie
zmarnowane. A mógłbym wtedy smacznie spać... ????? A cóż to ja napisałem?
Chyba jakiś wirus... racja, od wczoraj mam gorączkę i bolą mnie mięśnie.
I apetyt zupełnie straciłem... Źle ze mną, oj niedobrze... Nawet do domu
mi się nie chce jechać. Znowu te ojcowskie maniery i gadki... Tyle dobrego,
że spotkam się z mamą, jedyną mi ostoją... Cukier? Ależ, bierz go Marcinie
ile chcesz i kiedy tylko masz ochotę. Przecież zawsze mogę go sobie po
kryjomu od was odsypać, dla mnie to nie problem... :-)
Życzę, każdemu z was, pomyślnego zaliczenia kolokwiów i wszelkich egzaminów!
W końcu, MY, to przyszłość narodu. Jakby promyczek w tym mrocznym burdelu...
Just take me away... A jednak gitarzysta z Sex Pistols nie zastąpi
Slash'a w Guns'ach... ( a on, jak wiadomo, definitywnie odszedł ) Jak to
jest możliwe, że o mnie nic nie słyszeli? Wziąłbym nawet Kazika... niezłe
wyszłyby z tego numery. Same przeboje... :-), zresztą (wręcz?)... A dziadek
robi meble w piwnicy! A potem je nielegalnie sprzedaje! Świnia! A syn Bill'a
Cosby'ego został wczoraj zastrzelony. Ke?... W jakich czasach przyszło
nam się rodzić? Tylko bezsenowna agresja... A poza tym, tylko nudy i studia...
Eee, studia też są nudne... Cóż, wypadałoby kogoś dla rozrywki "ukrócić"...
Dobra, do niedzieli! A! Zapomniałbym. Przywiozę jakieś zdjęcia do "Naszych
Użytkowników". Stare, nowe, z kotem, bez... zobaczy się. A horrory, to
będę pisać na własnej STRONIE, co tytuł Gardenja będzie nosiła... Tylko
jeszcze, żebym wiedział jak się takową "stronę" robi... przyjdzie czas
i się wszystkiego nauczę. No nie?
Arek
To już w poniedziałek, a ja ciągle nic. Czytam i czytam i nic. Nic! Nic
z tego nie rozumiem! To znaczy, napisałbym, co z tego rozumiem, ale jestem
zbyt kulturalnym człowiekiem, a poza tym żelazne zasady moralne (których
trzymam się, odkąd przestałem lać przez balkon) mi nie pozwalają. Dorzucam
jeszcze jeden różaniec do stawki. A niech mnie Ruta znienawidzi...
Kruku
18. 01. 97
W sumie nie jest tak źle. Nawet radzę sobie z Technikami Komplikacji
a Programowania Równoległego nie ma tak dużo (poza tym Kwiatek jest podobno
bardzo wyrozumiały). Ale i tak muszę jeszcze wysmolić raport z Wstępu do
Sieci.
KONIEC tego biadolenia !!! Nie pierwsza to sesja i nie ostatnia. Teraz
trochę o weselszych żeczach. Oglądnołem "Strange Days", naprawdę świetny
film (wręcz fantastyczny). Trzyma w napięciu i ma Xtra klimaty Cyberpunkowe.
Naszła mnie ochota na wypuszczenie pewnej ankiety i pozbierania trochę
danych. Ankieta będzie tyczyła się spraw dość osobistych i skierowana będzie
do kobiet moich znajomych (no i chyba do mojej kobiety też). Jedno jest
pewne. Która na nią nie odpowie, zasłynie jako biedna zakompleksiona, nieumiejąca
wybić się ze sztampy ogólno-cynicznej pruderyjności, podwładna swego pana
służąca. Tak więc drżyjcie niewiasty, moja ankieta się zbliża a za nią
jej wyniki, hłe hłe hłe. Wracając do spraw ubiegłych: bardzo cieszę się
Arku, że jesteś wraz ze mną w grupie o wdzięcznym GID:4. POADMINISTRUJEMY
sobie trochę.
NetHack pod X-Windows rakuje !!! Niech no mi się tylko uda jeszcze podstawić
dosowe tiles'y a będzie zupełny odlot. Ale ja właściwie nie o linux'ie
chciałem z tobą Arku porozmawiać, co o Twoich feriach. Mam gorącą nadzieję,
że Ci się uda... będę mógł wtedy również tobie dostarczyć do przekazania
moją jakże ważną dla ludzkości ankietę. Trzymam kciuki i... uważaj na siebie.
Posłuchajcie, jakże zabawną historię wczoraj miałem: Otóż zniechęcony
zbyt już długo przeciągającym się szukaniem po sklepach z Soft'em Flight
Simulatora 6.0, niechętnie bo niechętnie, ale postanowiłem zadzwonić na
Microsoftowską Info-linię w celu dowiedzenia się o możliwości zakupu mojego
ulubionego symulatora za pomocą poczty lub czegoś takiego. Poniżej przytoczę
rozmowę telefoniczną pomiędzy mną (J) a panią z Data-Bazy Microsprostu
(pzDBM):
(J) wybieram numer i czekam na połączenie.....
Słuchawka: tuuuu... tuuuu.... tuuuu.... tuuuu.... tuuuu....tu.klik...
(pzDBM): bardzo miłym głosem 21-letniej blondynki
zostawiającej ślad pomadki na Joy'u: - Halo, Info-Linia Majkrosoftu,
czym mogę służyć ?
(J): moim normalnym, szalenie męskim głosem:
- Post..khe... Interesuje mnie zakup jednego z produktu firmy w której
pani pracuje. Otóż nie mogę go nigdzie nabyć i interesowałoby mnie czy...
(pzDBM): tonem nieco karcącym, ale nadal ociekającym
seksem: - Przepraszam, a jaki jest pana numer DataBazyMajkrosoftu
?
(J): nieco zbity z tropu, ale nadal męski:
- Cóż, dzwonię tu po raz pierwszy i nie mam przypisanego sobie żadnego
numeru, ale chodzi mi tylko o...
(pzDBM): promieniście się uśmiechając:
- W takim razie zanim udzielę panu jakichkolwiek informacji, musze pana
wpisać do DataBazyMajkrosoftu. Pana Imię ?
(J): zdezorientowany - Grzegorz
(pzDBM):gdyby to było możliwe jej uśmiech przeniknąłby
przez męmbranę mojej słuchawki i rozlał się po pokoju: - Pana Nazwisko
?
(J): zaczynam się pocić. - Czy to naprawdę
konieczne, chodzi mi tylko o informacje...
(pzDBM): szalenie obrażona: - Nazwisko
!?
(J): cicho - Jamer.
(pzDBM): spokojnie i na luzie: - Teraz
proszę o pana dokładny adres, wraz z kodem miejscowości, numerem telefonu
oraz faksu, oraz o listę wyrobów naszej firmy, które Pan posiada wraz z
ich numerami identyfikacyjnymi.
(J) : coż było robić, podałem wszystkie moje dane i stwierdziłem,
że nie posiadam żadnego produktu Majkrosoftu. Oczami duszy już widziałem
FBI pukające do mych drzwi
(pzDBM): z lekkim niesmakiem, ponieważ nie posiadam
tak świętych programów jak Windoz, czy Word, czy Excel: - Pański
numer w naszej DataBazie to: 23-458. Słucham teraz, o co Panu chodziło
?
(J): z pokorą, jak na prawdziwego syna marnotrawnego,
powracającego na Majkrosowtofskie pielesze przystało: - Chodzi mi
o kupno Fsv.6.0. Czy istnieje jakiś sklep wysyłkowy, czy coś...
(pzDBM): uśmiechając się na powrót. - Nie.
Musi Pan skorzystać z jednego z naszych przedstawicieli w Pana mieście.
(J): z nadzieją - Czy mugłbym dostać numer
lub adres...
(pzDBM) przerywając mi: - Oczywiście, zaraz
sprawdze, chwileczke... (klik,klik,klik,klik) firma
MST, nr telefon : 45 - 32 - 18... następuje przykra chwila ciszy. Pani
jest jakby czymś zaskoczona i zmieszana. Ja nie śmiem głośniej odetchnąć.
Cisza przedłuża się. Staję się nerwowy. Pani mruczy coś pod nosem i (mam
taką perwersyjną nadzieję) strasznie się chyba poci. Naraz odzywa się nieśmiało:
(pzDBM): - a nie, to w Zielonej Górze.......
(J): współczująco: - Aha.
(pzDBM): jest teraz mała, malutka, jej głos dobiega
mnie jakby z bezkresnej oddali: - ...wpańskimmieścieniemaprzedstawicielstwamajkrosoftu....
(J): gromko, z triumfem i okrucieństwem w głosie:
- Ah tak, wobec tego DZIĘKUJĘ !
I odłożyłem słuchawkę. Tak tak moi kochani. Żarty żartami ale o wiele
gożej mogło się to skończyć. To put it in another way : don't try this
@ home. Kończę, bo mi się ten log coś strasznie wydłużył a chce mi się
grać w NH.
Jamers
19.01.97
Na prawo most, na lewo most,
Wro-ocław z te-ego słynie.
Wypadek tu, a w mordę tam,
Nieboszczyk O-odrą płynie...
Już jestem. Na miejscu. Obcięty, uczesany, odżywiony, wypity, nienauczony,
jak grzeczny chłopiec. Łykend minął mi w nadzwyczaj pogodnym nastroju (o
dziwo! - oby tak dalej!). Ból jednak w tym, że się nawet nie postarałem
otworzyć książki. Dlatego dzisiaj nie śpię. No, może godzinkę. W piątek
spóźniłem się na pociąg aż dwa razy pod rząd... Sam siebie nie poznaję...
Mam przed sobą jeszcze trzy kolokwia i dwa egzaminy. Lubię liczbę pięć,
ale akurat nie tą... Nie wiem. Chyba nie ten kształt... W drodze do Jeleniej
Góry, w pociągu, po długich minutkach, znalazlem upragnione miejsce siedzące
(poczułem się potem jak świnia, bo zauważyłem, iż nie ustąpiłem pewnej
pani w bardzo podeszłym wieku, o ile tak można powiedzieć - na wszelki
wypadek przepraszam wszystkie kobiety). Zasiadłem, owszem. A potem zasnąłem
(!!!). Miałem jakiś dziwny sen, który, niewiadomo dlaczego, zmusił mnie
do gestykulacji na jawie... A pasażerowie nawet nie raczyli mnie szturchnąć,
gapili się tylko... i głupio uśmiechali.
Ale, na szczęście, przyłapałem ich na gorącym uczynku. Nagle otworzyłem
oczy (miałem się zerwać z miejsca dla spowodowania paniki, ale... jestem
przecież grzeczny chłopiec). Jak się speszyli! Cudowne! Potem wyciągnąłem
książkę. I nie byle jaką, a "Potępieńczą grę" Clive'a Barker'a. Znam jego
wiele dzieł, i wiem, że dobrze rozwija akcję (dlatego go lubię). Ale zakończenia,
trzeba przyznać, ma po prostu podłe. Przeczytałem niewiele stron tejże
książki i... Nie wiem jak to wyrazić, ale... Jemu się chyba wtedy nudziło,
albo goniła go jakaś umowa. Nie wierzę jednak, iż cała książka jest taka
- uboga (w końcu jest bardzo gruba). Dlatego doczytam ją do końca, a potem
krótko znowu zreferuję.
Dziś się dowiedziałem, iż... Jest! Jest! Życie jest piękne! Ale mam
do kucia... A Marcin i Paweł mnie opuścili... I Tomka nie ma... I forma
spada... Nawet nie wiem, czy jutro mam zajęcia. I muszę popełnić spacerek
do szkoły. Na ósmą! Z drugiej strony, co to dla mnie! Chociaż nowego rekordu
nie wykonam, bo jednak jestem nadal chory, to przynajmniej powdycham sobie
to brudne i śmierdzące powietrze rodem z Wrocławia... Nie ma to jak porządna
poranna dawka spalin... Dziś jogging z radiem eMeReFeM poprowadzi...
Widzę, że powoli "U ludzi" traci sens i przeistacza się w "U Kruka i
Arka", dlatego pozwolę sobie na tymczasowe przerwanie współpracy i zerkanie
jeno na rozwój wydarzeń... Do kiedyś tam, towarzysze...
Arek
20.01.97
Oj, oj, oj. Jest strasznie rano (obudziłem się dzisiaj, nie chwaląc
się, o ósmej) i próbuję właśnie drukować sprawko z sieci, poprawiać programy
z grafiki i nie bić się po głowie, kiedy myślę o tym jak całą wczorajszą
noc uczyliśmy się do koła z Paraleli. A mieliśmy z Grzesiem takie dobre
intencje...
Nie nasza wina, że niegodziwy los umieścił na naszej drodze Heroes Of
Might & Magic Dwa. Nie nasza wina, że Worms Plus okazały się, jak każda
dobra używka, nabierać magicznej mocy przed sesją... Powiem krótko - jak
ja to koło zaliczę, to pójdę do dziadka i każę mu wypucować moje buty.
Kruku
PS. Byłbym zapomniał (zawsze mi się to zdarza) podziękować Grzesiowi za
iście królewską (w porównaniu z naszą i nie tylko) gościnę.
20.01.97
Dzisiejszy dzień był naprawdę bardzo pracowity. Najpierw uczyliśmy
się z Krukiem przez całą noc (przy Wormsach i Heoroes of M. &M. ) a
po dwugodzinnym śnie pomaszerowaliśmy w kierunku koła z PARPROC'a. Napisaliśmy
je wspaniale, a później potruchtaliśmy na oddawanie programów z Grafikiki.
Było obleśnie !!! Naprawdę nie lubię pani Hudymy. Pojechała mnie strasznie.
O wiele milsza jest pani Kosmulska-Bochenek, która mimo iż podstarzała
troszkę, to hm..... może być .
A teraz co? Siedzimy i przygotowujemy się do uczenia z Technik Kompilacji,
daj nam panie Sasie zdrowie. Jak je zaliczymy , to chyba się schlejemy
(jak zwykle w trupa). Ja pierdole - powiedział Ruta, - Ja nie wiem czy
ja pójdę jutro. "Ja pierdole" - proszę, to dowodzi jego chamstwa i drobnomieszczaństwa.
Nam wszystkim wali na głowę. Idziemy się uczyć, a ja zachowuje zimną krew.
Jamers
21.01.97
Jest 4.18 i umiemy już z Kruczkiem dość dużo z TCOMPILE. A będziemy
umieć jeszcze więcej !!! Ho, ho, jacy jesteśmy mądrzy i wspaniali! Przefurczymy
tą sesję niczym dwa orły mknące, lub jako ten cymbał brzmiący. Słyszę,
iż Kruczek opuścił był łazienkę. Właśnie się tam udaję...
Jamers
Idziemy na kolokwium, jesteśmy wyspani i pozytywnie nastawieni. A ta ciota,
Ruta znaczy się, jęczy jaki to on nie jest zapracowany. Właśnie tacy jak
on są zakałą naszego społeczeństwa, i jako chore jednostki powinny zostać
usunięte (a co najmniej skończyć ze szpatułką w dupie).
Kruku
Ruszyła maszyna po szynach ospale... Mam powód, po dwukroć, być dzisiaj
zawstydzony. Po pierwsze, na internie pomyliłem płuco lewe z prawym...
No, na to jeszcze oko można przymknąć. Ale bardziej wstydzę się, że zapomniałem,
o czym mam dać "cynk" Marcinowi. Po prostu... A to do mnie nie pasuje!
Zwykle nie zdarza mi się podobna rzecz, zwłaszcza, że to coś nie obiecałem
Byle Komu! Jako, pewnego rodzaju, zadośćuczynienie, kupiłem mu cukier i
sobie trochę odsypałem. A cukru to ostatnio poszło, bo zawitał u nas Grzesio.
I przyniósł nawet Heroes'ów, za co należą mu się wielkie dzięki... w Łorlordach
za bardzo mnie cosik gnoją... Na dodatek, jakaś profesorka wyczytała mnie
dzisiaj na seminarium jako Jokes Arela. No, co jak co, ale... Żebym jej
przypadkiem "zefirka nie puścił", cholera jasna... A na uczelni, do wszystkich
koleżanek zwracałem się jednym (określonym :-) imieniem... Ja chyba zwariowałem!!!
Jutro muszę zaliczyć dwa kolokwia. Jeśli mi się nie uda, to... wesołe
jest życie staruszka, hej, hej! Czuję, że staję się bardzo komercyjny...
Codziennie świeża bielizna... Paweł wyznał mi w tajemnicy, że w nocy spał
tylko dwie i pół godziny. Przenosi się na medycynę??? Eee... chyba nie...
znowu się wyłożył na łóżeczku i smacznie podchrapuje jak kicia. A jak się
przewraca i wyciąga! Żebyście to widzieli! Cudowne! Takie niewinne... Zauważyłem,że
stałem się osobą, co najmniej, ważną. I to tylko dlatego, iż wykazuję się
co raz większą aktywnością, że tak powiem, społeczną. Nie wiem czy wszyscy
to rozumieją, ale ci, co mnie dobrze znają, wiedzą, iż byłem niegdyś wielce
poniewierany. Koniec! Się odnalazłem! A tym, co mnie tolerują, piękne dzięki!
Marcin zobowiązał się wczoraj naprawić wszystkie plakaty (parura...) i
minął się z prawdą, chociaż... trzeba przyznać, że miał chłopak przez chwilę
zapał. Skończyło się jednak na ogólnym ciotowaniu, bo taśmę wsysło... A
wcześniej się tak pięknie przepraszaliśmy... Nawet ręce sobie, z zażyłością
weteranów, podawaliśmy, z czego ja i Tomek mieliśmy umyte... Łza się w
oku na samą myśl kręci... Kręci i świdruje, aż przebija rogówkę, dostaje
się do komory przedniej, powodując wyciek przesięku osoczowego, następnie
wyżera pokaźną dziurę w soczewce i osiąga ciało szkliste, które, niczym
sylwestrowy szampan, rozbryzguje się na boki odsłaniając siatkówkę i naczyniówkę.
Ta zaś krwawiąc, oznajmia właścicielowi oka, że coś jest nie tak... A okuliści
strajkują. :-)
Na zdrowie! Co jest?! - krzyczy oburzony autor - Nie mogę wparować do
linux'a, czarny Łorlord posuwa moje najlepsze armie jakimiś pionkami, Łindołs
się namiętnie zacina (jak blondynka)... Co jest?! Jak dobrze pójdzie, to
awansują mnie na skarbnika linux'a. Myślę, że zacznę brać po stówie*) za
wpisowe. Tanio! A na każdego Nowego czeka kalendarzyk firmowy. Za pięć
złotych. Nawet nie uwzględniam opłat miesięcznych! To jest to! Będą kwartalne.
Jeszcze trochę, a na rynek wypuszczę pakiet akcji! W ramach promocji przewiduję
dla każdego z użytkowników po pięć sztuk!!! Tylko trzy dychy za jedną!
I utworzę fundusz powierniczy. Wszyscy będą mi powierzać kasę na dokształcanie.
Cóż, skarbnik musi być porządnie wykształcony, bo inaczej może się kiedyś
pomylić na waszą niekorzyść. Więc widzicie, tylko zrobicie sobie dobrze!
I żadnego ryzyka! Nawet planuję ulgi! Proszę, wstawcie się za mną! Będzie
to was kosztować jedyne dwadzieścia pięć złotych! Nie przegapcie takiej
okazji!!! * ceny po denominacji złotego
Arela
p.s. Ch#&e, wiedziałem, że nie mogę na was liczyć... :-)
Powiem na początek trzy słowa - kurwa, kurwa, kurwa. Pierwsza - bo przyszedłem
a pedałów nie ma mimo, że się umówili. Druga - bo zobaczyłem tego loga.
Trzecia - dla mnie bo nie doceniałem siły "U Ludzi". Jeszcze nie tak dawno
szara muszka (jaką był Arek) chciała się powiesić a teraz... teraz to pewnie
i w mordę mi dać będzie umiał. Ot złe czasy idą...
Leon
Widzisz, Leon - nie znałeś widocznie flagowego sloganu: U ludzi zrobi z
ciebie ludzi... (Kruku)
Dzieńdobry. Jestem właśnie po kolowium i jest bardzo fajnie. Mamy wszyscy
maksa i w ogóle jesteśmy wielkimi komplikatorami. Z radości aż poszliśmy
na piwo(a), a potem, zrutą i kazikiem znowu napiwo. Nie przeczę - wpłynęło
to nieco na sposób postrzegania rzeczywistości i pozwoliło zachować nadzieję
(miejcie nadzieję, choć tę lichą, marną) na lepsze, posesyjne a co najważniejsze,
poSasyjne czasy. Pan Sas, jak co roku, okazał się bardzo odważnym człowiekiem,
który nie wahał się zadrzeć z całym wydziałem męskich i ambitnych przedstawicieli
rządzącej światem kasty, do jakiej się zaliczam. Informatyków.
Aby uczcić dzisiejszy sukces odlałem się dzisiaj przez balkon. Na szczęście
nie muszę się kłopotać zmawianiem różańców, ani terroryzowaniem dziadka
mariana... Dobra, jestem troszkie (jak to ładnie kiedyś ruta ujoł) niedysponowany
i zajmę się przyjemniejszymi rzeczami. Był u nas prezes (jak powyżej widać).
Znowu kazał misię od-wiadomoco. Mimo wszystko go lubię, i zapraszam serdecznie
po sasji, szczególnie że zyskał sobie równemu sobie towarzysza w osobie
niejakiego Ministra, który to zastąpił nam nieodżałowanego karlsona, którego
spłoszyły zapewne nieoczekiwane zwrosty. Idę spać i przepraszam za nieskładność
- każdy ma prawo do chwileczki zapomnienia...
Kruku
Następnego dnia na Handelsmana... Z kibla zaczyna walić, i to nie na żarty!
Trzeba nam zmienić stancję... Do linux'a wejść nie mogłem, bo Paweł ponoć
źle "założył jądro" (hy, hy, he said jondro... khy)... Przepraszam bardzo,
ale ktoś (kogo mam teraz na myśli) ingeruje w moje zapiski i bezczelnie
likwiduje "wolne linie". Toż to pozbawia dramaturgii wyrażanych myśli moich!
Tfu siło nieczysta! (chociaż... Marcin przyznał mi się, że przedwczoraj
też raczył umyć ręce) :-)
Dzisiaj poprawiłem koło z patomorfy, i to w jakim stylu! Uczyłem się
przez prawie całą noc. Przychodzę na zajęcia i... dowiaduję się, że zabrakło
mi tylko jednego punktu! Styl, w jakim się o niego wykłóciłem, wręcz mnie
potem z zachwytu powalił. Po prostu asystent nie miał NIC na swoją obronę!
(A jak na mnie popatrzył! Jej.) Powiedział mi jedynie: "Ma pan rację. Rzeczywiście...
Zaliczone, może pan iść do domu. Do widzenia.". Ja mu na to: "Do widzenia!"
i jutro czeka mnie mikrobiologia... :-( Ale nic to, fajnie jest.
Arek
23.01.97
Bardzo wczesnym rankiem... Doszedłem do wniosku, że dupa jest jednym
z najbardziej mi nieprzychylnych narządów. Od trzech dni ponad nie byłem
z kupą. Tylko stanąć i płakać! Nawet nie jestem w stanie zaczerpnąć kilku
pasków z mego białego, delikatnego papieru toaletowego, którego włókienka
celulozy dawno już zdołały przesiąknąć jakże znakomitym smrodem gówna,
moim i paru innych. Do dziś dzień używam go jedynie do odbarczania mego
noska ze śluzu, ropy i krwi... a czasem z kóz nawet.
I w ten sposób ostała mi się ino resztka. A proponował mi w sklepie
Marcin, by zapodać pomarańczowy paczkowany. O żem ja szelma i skusił się
na zwykły szary... O żesz ku! Nic, tylko siąść i zrobić kupę. Jednej rzeczy
tu tylko brakuje. Jej właśnie! Przeto postanowiłem z utęsknienia odę, jakże
piękną, jej sercu przeznaczyć...
Kupo! Biedna Ty moja,
Ile Cię trzeba cenić,
Ten ino się dowie,
Kto Cię stracił.
Godzinę później... Działa, ludzie, to działa!!! Wystarczyła jedna zwrotka,
a popędziło mnie aż dwa razy!!! To się nazywa siła wola! I to nie sen!
Słowo daję - dwie duże kupy! Szach i Mat! Ha, ha, ha... Z tejże okazji
postanowiłem pomóc wszystkim szczerze potrzebującym. Otóż, jeśli któryś
z was ma problem, to niech do mnie przyjdzie, porozmawiamy, napijemy się
herbatki, a potem napiszę wiersz. Ba! Poemat! To spotęguje siłę ekspresji.
(potem) Sami widzicie, że jak mało wystarczyło, bym radosny popędził
na kolokwium z mikrobów. Jak zwykle nic nie umiałem, ale zdałem. O wielkie
dzięki mojej pani doktor! Byłem dennie beznadziejny, trzeba bezlitośnie
przyznać, ale nie będę sobie robił z tego powodu wyrzutów! W końcu, mam
to za sobą. A teraz zabieram się za immuno i pediatrię. A właśnie, jaka
jest różnica między pedofilem a pediatrą? Hy... :-) Ten pierwszy lubi dzieci...
zatwardziały Arek
Obudziłem się właśnie ze słodkiego snu przerywanego wizytami i rozmowami
z eterycznymi Kazikami i Rutami oraz jakimiś bliżej nie znanymi mi osobnikami.
Trochę mi się przestawiło, bo jest już 19.30, ale to nic, bo jutro o dziewiątej
kolejne koło. Nie będę was już zanudzał, bo sesja nudną jest (ale tylko
dla obserwatorów), dość, że obiecuję po wyjściu z ciągu wrócić do u_ludzi.
Kruku
24.01.97
Widziałem dziadka kroczącego (piechotą!!!) po ulicy Handelsmana. Nieborak
poślizgnął się był, lecz zachował równowagę i nie rąbnął czerepem o beton,
niestety. W przeciwnym wypadku udzieliłbym mu prawidłowej (a jakże...)
pomocy reanimacyjnej, a po stwierdzeniu kategorycznie zgonu, wezwałbym
pogotowie (naturalnie, po odczekaniu przepisowych siedmiu minut - pewna
śmierć tkanki mózgowej).
A tak w ogóle, to dzisiaj mam ciągle pecha. Nie dość, że spałem, snem
niczem nie zmąconym, aż sześć godzin, nie przerobiłem planowo części materiału,
to jeszcze musiałem jechać na zajęcia, by się po godzinie dowiedzieć, że
pani jednak zwalnia nas z reszty ćwiczeń (istna parodia). Na dodatek, jak
zwykle, nic rano nie jadłem, mimo że w lodówie mi się już przewala...
Ale to nie wszystko. W nocy, Marcin i Tomek zagrali w Heroes'y... i
położyli się spać około piątej... Nastawiłem im budziki na ósmą, jak mnie
prosili. Przychodzę - Tomek śpi. No, nic. Obudziłem go wielkim i głośnym
tupnięciem... A do pokoju wlatuje Marcin. Śpiochy na oczach, panika na
twarzy, "k#rwa" na ustach i majtki na dupie... właśnie pisał kolokwium
:-). Ponoć proste... Oj, ciężkie jest życie studenta...
Arek
25.01.97
Wczesnym rankiem anielski spokój naszej stancyjki zmącił... dziadek.
Pierwszym jego celem stało się pomieszczenie, gdzie przebywałem z Pawłem
(Marcin zwiedza odległe zakątki świata). Z rwącego potoku słów zrozumieliśmy,
iż Marianowi chodziło o "obcych". Bo uwadze jego nie umknęło smukłe ciało
Ministra prześlizgujące się o 10-tej przez bramkę... O goszczenie oskarżył
z miejsca Pawła, który był zresztą niewinny (byłem z niego dumny - zaciekle
się bronił, potem przy dziadku kontynuował heroes'ów, a na koniec nawet
pięścią mu pogroził... ). Wychodząc dorzucił, że nam "stancję wymówi",
jeśli takoważ sytuacja się powtórzy... [Tak, tak, prosimy!!!] Potem powędrował
do Wojtka i... jakeż się ubek speszył, gdy usłyszał prawdę - Minister to
jego lokator (fakt faktem, że oni jeszcze się nie znają :-)!
Dziadek począł się gęsto tłumaczyć i wyjaśniać, jak to emeryci i renciści
z zachodu na wyspy Bahama sobie jeżdżą. Bo on niby biednym jest... Jeszcze
coś się czepiał zamka w drzwiach, ale to szczegół. Paweł posprzątał, a
Wojtek wytrzeźwiał (wczoraj jeszcze pozbywał się wszelkiej zawartości układu
pokarmowego...), reszta dnia zapowiada się więc bardzo spokojnie... Raj
na Handelsmana...
Arek
26.01.97
Wróciłem z dalekich wojaży i niestety nie zastałem ani Leona (na którego
obecność skrycie liczyłem), ani zapowiadanego na sesję hierousów Jamerka.
Szade. Zastałem za to obfitą relację wczorajszych wydarzeń - oj, zbliża
się chwila wielkiej przeprowadzki...
Trudno, najwyżej się dzisiaj wyśpię. Nie powiem, żebym na to narzekał.
A hierousy? Cóż - przeżyję to jakoś... a, nie mogę nie pogratulować Studentowi
Tomkowi wygranej z tą niewierną ciotą Rutą, która zabrała mi moje kopalnie
złota i cały stuff korzystając z senności i chwili nieuwagi. Tomku - tak
trzymać!
Kruku
27.01.97
Nastał bardzo ciężki dzień, więc nie będę smucił o niesprawiedliwości
społecznej i innych takich. Pieprzona sesja. Muszę jednak przeprosić publicznie
Tomka za moje wczorajsze zachowanie. Wiem - zachowałem się jak ciota, rozpuszczając
niczym nie przymierzając Prezes moje wraże armie, ale naprawdę - tylko
dlatego, że bardzo chciało mi się spać i w ogóle. Myślę, że w ramach zadośćuczynienia
wystarczy, że zrobię mu laskę, i że mój haniebny wyczyn nie stanie na przeszkodzie
heroicznym epopejom rozgrywanym w przyszłości.
Studencie Tomku - przepraszam. Chyba zaczynam chorować i chyba
nie mam co robić.
Prezesie - wpadnij, umil przykre chwile...
Kruku
Amanita muscaria... tylko tyle...
Arek
Był u nas przed chwilą Kazik - przyszły wójt, proboszcz i dyrektor Siekierczyna.
Siedliśmy sobie na kanapce, Ruta polał (herbaty) i zaczęliśmy snuć plany
w kwestii przyszłości gminy Siekierczyn, a raczej plany dominacji Siekierczyna
nad światem. Było o dziadku organiście (ojcu chrzestnym mafii siekierczyńskiej),
o starym wójcie, o schizofrenicznym geniuszu informatyki, psychiatrii i
psychozy równemu potencjałem intelektualnym co najmniej Doktorowi Mengele.
Było o wielu ważnych w Siekierczynie personach, o których wkrótce usłyszy
cały świat. Już za dwa lata... to My (oczywiście pod kierunkiem Wodza)
będziemy pociągać za sznurki!
Kruku
28.01.97
Po egzaminie wpadłem na rynek na zakupy i kupiłem kilo cukru dla przemiłych
koliegów. Coby podnieść się na duchu, bo żem przecież immuno zawalił, nie
kupiłem czekolady. Uznałem, że sprzedawczyni za bardzo z ludzi zdziera.
Zdzira. Założyłem w końcu konto w banku, żeby mi się stypendium po skarpetkach
nie walało. Procent mi będzie przynajmniej rósł (a nie pleśń). W nastroju
jestem beznadziejnym, ale muchomora nie ugryzę. A mogłem się uczyć podczas
świąt!? Mogłem. Mogłem tyle nie spać!? Mogłem. Mogłem nie iść na medycynę!?
Mogłem. I miałbym już jeden problem z głowy. Debil!
Arek
Oj, oj straszniem chory, aż nie mogłem spotkać się dzisiaj z Jamerkiem
na naszej kochanej uczelni. Ja też mogłem nie iść na polibudę i mogłem
nie mieć pojutrze kolejnego koła, mogłem mieć teraz ferie (być może przy
łopacie, ale o ile to mniej stresów i zmartwień).
Ale, ale - ja tu się użalam, a nie wspomniałem jeszcze o wydarzeniu
dnia - odbył się dzisiaj niezapowiedziany nalot ze strony mojego starszego.
Oj, będzie się działo jak przyjadę do domciu. Na szczęście leżałem chory
podczas wizyty - będę więc mógł zwalić wszystko na Rutę, który przecież
powinien opiekować się chorym kolegą, sprzątać i w ogóle. A przy okazji
- dzięki Opatrzności, że natchnęła go (mojego wielkiego kolegę Rutę) do
posprzątania w piątek... gdyby nie to - wolę nie myśleć jak skończyłaby
się wizyta mojego starszego...
Kruku
29.01.97
Się wyspałem! Dziewięć godzin! Nawet mi się coś śniło. Był między innymi
wątek o linux'ie (miałem go w zegarku) - chciałem koniecznie się w nim
wyżalić, a to w związku z wczorejszą... no właśnie... ja to mam pecha...
Zakończyłem drugą misję w heroes'ach (przy małej pomocy, chorowitego coś
ostatnio, Marcina) i na tym pozwalam sobie zaprzestać kontynuowania podboju
świata. Po prostu, do końca sesji, będę korzystać jedynie z linux'a i "U
ludzi". Żadnych gier! Genetyka się ruda pało kłania... Tak, tak, tego egzaminu
nie mogę "wtopić". Proszę więc o trzymanie za mnie kciuków i troskliwą
opiekę w tym trudnym, a jakże, dla mnie okresie.
A Marcinowi życzę rychłego powrotu do zdrowia! (sam próbuję go lekuteńko
kurować, z marnym jednak skutkiem, jak widzę - a szkoda... pierwszy raz
bez ofiary śmiertelnej z pewnością chlubnie odbiłoby się na mej przyszłej
karierze... cóż, nie to ostatni chory, który trafił pod me skrzydła :-)
Wczoraj bolało mnie serce (czynnik psychiczny - ja się chyba tym wykończę...)
i obszar wyrostka robaczkowego (czynnik fizyczny - chyba chwilo powstał
jakiś zator, bo zapalenia nie stwierdziłem). Przeżyję... (cieszycie się?)
A teraz czas na eliksir "pogody ducha i agresji"... Soundgarden...
otępiały Arek
P.S. Czemuż to nikt, oprócz mnie, nie "używa" linux'a? Przecież już działa...
30.01.97
Zaskakujący jest stan wiedzy naszej młodzieży. Otóż dzisiaj rano dowiedziałem
się, iż jeden ze stacjonujących nie miał pojęcia o tym, że letnie miesiące
mają po 31 dni. Na szczęście już go uświadomiłem. Imienia tegoż delikwenta
do waszej wiadomości nie podaję, bo jeszcze by mój współlokator się na
mnie obraził... :-) Deszczowy dziś mamy dzionek, przeto dokończę wstęp
do "U ludziów", a potem idę otworzyć książkę z genetyki. Może coś poczytam...
Wczoraj wieczorem również bardzo chciałem to zrobić, ale nie mogłem
wprost oderwać uszu od radia. Wspólnie słuchaliśmy audycji na eremefemie,
która zaczęła się o północy, a traktowała o "przyłapaniu kochających się
dzieci na gorącym uczynku". Szczególną inteligencją odznaczali się prowadzący.
Poza tym pełna kultura, dobrane słownictwo, doborowe towarzystwo, uważni
słuchacze, mądre pytania, trafne odpowiedzi, odpowiednie poczucie humoru,
przemyślane wstawki, no i w ogóle... Proszę, proszę, co za swołocz nam
się po ulicach pałęta. No, proszę, aby tak dalej, bierzcie z nich przykład,
bo tam przecież murzyn z Ameryki rozmawiał ze słuchaczami, a jaki dowcipny,
szczery, bezpośredni, ach, ach, a jak mu współprowadząca poziomem wtórowała!
Jej, jej, tacy to chyba po studiach muszą być, no bo jakże to tak... Toż
to wzór dla małolatów! Oczywiście! Bryan na prezydenta! Ojojoj, żeby mu
żyłka w dupie z samozachwytu nie pękła. Na pewno przywędruje gromadka najlepszych
chirurgów z całego świata, co by mu ją tam zaszyć... Bo to przecież światła
persona! A eremef to najwspanialszy program kiedykolwiek! Nobla im! Premie
po miliardzie na głowę! Ja też chcę tam pracować! Ja! Ja! Ja! Jaki to byłby
zaszczyt! Autografy bym rozdawał! Wszczyscy by się do mnie uśmiechali,
palcami pokazywali, landrynkami częstowali, a jakże! A ja bym prowadził
audycję... no, pomyślmy... może "Zabić cyganów", albo "Zrób to sam", albo
"Godzinki dla całej rodzinki"... A co powiecie na słuchowisko "U ludzi"?
Bez cenzury i na żywo, oczywiście! Tak trzymać...
A w linux'ie cisza... Szkoda. :-(
Arek
Cześć. Dawno mnie tu nie było, bo chorowałem, ale powoli już z tego wychodzę.
Niemała w tym zasługa światłej pani doktor, która stwierdziła, że wcale
nie jestem chory (bo nie mogłem jej powiedzieć ile mam gorączki). Najbardziej
leczniczym (jak mniemam) czynnikiem okazała się jednak wczorajsza niespodziewana
wizyta Kreatora, jeszcze bardziej niespodziewana (chociaż wytęskniona)
wizyta Leona oraz całkowicie spodziewana wizyta Grzesia. Fajnie było, bo
byłem na lekkim haju dzięki nielekkiej gorączce i w ogóle. Prezes nie chciał
powiedzieć dla kogo teraz miauczy - tzn. mówił, że dla faceta z ekonomii,
ale jakoś mu nie wierzymy. Poza tym Prezes nie chce mieszkać z takimi ciotami
jak my, i nie będzie już do nas przychodził "chyba, że po pieniądze"...
to smutne, ale prawdziwe - na szczęście jesteśmy starzy i nie potniemy
się. No nic.
Nastąpi długa przerwa w u_ludziach, chyba że log będzie kontynuowany
na amidze, bo zabieram komputer do domu (żeby windows zaczęło chodzić znowu
i żeby nie kusił sesjowiczów - w tym mnie).
Kruku
PS. Ta ciota, ruta, właśnie się denerwuje, bo biedactwo ma średnią tylko
4.5... ach, jak mi go żal...
Umiarkowanie napastliwy, modyfikowany
plagiat pod tytułem :
"Treści antyczne u Ludzi i ich moralne przesłanie"
Proszono mnie abym zastanowił się czy sentencje tak mnogo wyrażane u
Ludzi, mają swe zastosowanie dziś, we współczesnych nam czasach.
Kiedy o tym piszę (jestem humanistą toteż pisanie nie sprawia mi kłopotu)
nieodparcie przychodzi mi na myśl sentencja grecka, ją wypowiedział Kruku,
zaraz potem jak podpalił Rzym, tam tymi gęsiami i siedził na Stancji, gdzie
zabłądził za sprawą lafiryndy Ariadny. Przyodziewa moro Dejaniry, skleja
te skrzydła woskiem, w wyniku tego powstał potem autobus Ikarus (powstanie
wersji przegubowej złośliwi tłumaczą tym, że zachodził mu przy zakręcie),
je puszkę Pandory i zwraca się do golema Ruty, zwanego tak dlatego, bowiem
był to taki mały chłopiec z procą z okiem po środku czoła.
Oni tam siedzieli w Troi, w troje ,tzn. w czech Czech Kruk i Ruta czeci
był Dziadek. Jego to państwo możecie znać z tej wspanialej dziecięcej piosenki:
"...dziadek, dziadek wyciąg nogi, dam ci sera z mej odnogi...".
I mówią do niego take oto grecke wyrazy... "PREZESUM NON OLET" .
Cóż oznacza owa sentencja, nieprzetłumaczalna dokładnie na polski; podobnie
jak włoskie "To be, or not to be.." czy francuskie o pikantnym erotycznym
podtekście " Ornung mus zaim " ?. Albo inne bułgarskie " Dopóty
dzban wódę nosi, dopóki Leon go nie przepali" czy polskie parafrazowane
wielokrotnie "Nie z każdej mąki będzie chleb, nie z każdego Leszka Gainskiego
plakat ścienny" lub rumuńskie: "Dopóki dziadek przyczyną zwadek,
dopóki mu się nie urwie ucho"...no więdz oznacza ta sentencja ,że nie
wszyscy Presum olet. Są tacy Prezesi ,którzy non.
I ta optymistyczną puentą pragnę zakończyć powyższy traktat, licząc
w skrytości na to, że niniejszym zapiszę się złotymi zgłoskami na karty
tej ponadczasowej epopei, którą bez wątpienia jest sztuka "U ludzi"- czyli
zwierciadło naszego czasu i dzieje pokolenia...
Creator
25.02.97
Nowy semestr, nowe u ludzi, nowe zasady, nowe życie. Oczywiście żadna
ciota nie pomyślała nawet o uzupełnieniu loga - wszyscy tylko by czytali,
a jak przyjdzie dupę ruszyć, to bez odpowiedniej formułki nie ma szans...
chyba nie muszę pisać jakiej.
Zresztą i tak jestem chwilowo niepełnosprawny więc skupię się na nowych
zasadach:
1 wpis = maksymalnie 10 linijek + podpis
Koniec zasad. Prezesa dzisiaj nie było.
Kruku
26.02.97
Braliśmy dzisiaj udział zrutą w klasycznej powieści drogi. Zaczęło
się toto u nas, wyruszyliśmy z Michałem, dotarliśmy do Bawiecowa (gdzie
skutecznie wypłoszyliśmy wszystkich obecnych łącznie z Pawlik i Kostkiem),
potem dworzec i oczywiście knysza, znowu Bawiecowo (dołączył do nas Ojciec),
nasze domowe pielesze (skąd zgarnęliśmy Leona) i na koniec świerk. Fajnie
było. W nocy Ojciec wpakował mi się do łóżka, ale ponieważ miałem chorą
rękę znudziłem mu się i poszedł sobie do Ruty - zawsze się zrutą dobrze
rozumieli...
Kruku
27.02.97
Wreszcie dane jest mym palcom przemówić. Postanawiam się podporządkować
nowym zasadom, bo stałem się trochę innym człowiekiem. Ale to już inna
bajka. A jakie niespodzianki nas zastały! Mieszkam sam w pokoju... póki
mi Marian jakiegoś ćwieka nie wsadzi... Każdy już po sesji, a najbardziej
Tomek. Ten to ma dobrze. Nawet rodzina po niego przyjechała. I samochodem
go do domu zabrali. Porozmawiają sobie, a jakże... A ja jutro jeszcze na
zajęcia muszę... Ot, medycyna! Da mi kiedy wreszcie zasnąć?! Pipa...
Arek
Eeeh... wiosna idzie. Kwiatki rosną, słonko świeci i tylko czekać aż Jamer
zacznie sypać stosownymi powiedzonkami. Ale nie wszędzie jest dobrze. Dzisiaj
okazało się, że Tomka zwinęła rosyjska mafia (notabene wracająca z pogrzebu).
A tak spokojnie grał sobie rankiem w Hierousy... Eeeh... wskutek moich
nieobjawianych jak dotąd umiejętności telekinetycznych stłukł nam się dzbanek...
Eeeeh... a Tomek zabrał swój czajnik ze sobą... Eeeh... dobrze, że jadę
zaraz do domu - może chociaż tam napiję się trochę herbaty.
Kruku
03.03.97
Niech żyje Albania!
Arek
04.03.97
Niech żyje prezydent Albanii, który do pięt Prezesowi nawet nie sięga!
Ale niech żyje!
Leon! Głowa do góry! Trzeba mieć nadzieję na lepsze jutro! A jakby Ci
się samopoczucie jednak pogorszyło, to pamiętaj, że w swym gronie masz
mnie - przyszłego, jakby nie patrzeć, doktora. Zawsze możesz do mnie wpaść
na witaminy (zwłaszcza B i C) i porcję magnezu - razem około 5 nzł. Nawet
przespać się u mnie możesz - na przeraźliwie skrzypiącym łóżku. Każdy ranek
wydaje się po takiej nocy istnym zbawieniem. :-) (Ponad to, nie zanotowałem
jeszcze, by rozmowa ze mną kogoś zabiła - i nie patrz na to, że zawsze
jest ten pierwszy raz :-). Nie poddawaj się, więc!
Arek
Prezes pojawił się dzisiaj, ale tylko po to by za niebotyczną kwotę odkupić
ode mnie pewien kolorowy kartonik. Mój menedżer, Ruta, negocjuje właśnie
cenę (stanęło na 40 nzł i poodkurzaniu pokoju).
A właśnie - wyrzuciłem śmietnik i znowu panuje u nas nieskazitelny porządek.
A - wszyscy poszli do Kazika na wódkę, i jak dotąd (całkiem późna godzina)
nie wrócili - może chociaż Leon wróci i może będzie chociaż trochę jurny
- być może po raz ostatni...
Wrócili, oj wrócili i to wrócili w wielkim stylu. Prezes potykał się
co rusz uśmiechając się na prawo i lewo. O Aśce z grzeczności nie wspomnę,
ale za to Ruta... ten to dopiero dał czadu - przez ładnych parę godzin
udawał wookiego i prowadził owocne pertraktacje z naszym ktulem kochanym.
Niestety, nie tylko go nie ułagodził, ale nawet rozjuszył i teraz z kibla
wali jak szlag.
Kruku
05.03.1997
Tja, Ruta schlał się jak zwierze... Leży teraz i jeno postękuje cichutko.
Mnie troszku głowizna pobolewa ale nic to - witaminki, cytrynka, herbatka
- i po bólu. No ale z Rutom to tak łatwo nie pójdzie. A, dzisiaj gramy
we FLURPA. A grać będą Arek, Jamerek i Kruku. FLURPowy adventure na zamówienie
Grzesiowe będzie - znaczy się będą bestie w śniegu, ptaki i apokalipsa.
Leon
Niech żyje klonowanie ludzi i Bill Clinton! A Pawłowi niech ziemia miękką
będzie, bo jak nieboraczek jebnie na glebę, to moje witaminy pójdą na marne.
Ale podziałały zdeczka, bo mnie nawet dziś rozpoznał i podziękował. Proszę
bardzo, na zdrowie i sikaj do woli (wola?). Włala! Dziś jest piękna pogoda,
dlatego idę się pouczyć. Samoobrony, oczywiście. Wieczorkiem. Wtedy "wiedza"
najlepiej uderza do głowy. :-)
Arek
P.S. Koledzy zaprosili mnie na partyjkę jakiegoś flórpa. Leon zrobi mi
nawet postać! Marcin zrobił mi grzanki. Ciekawym co zrobi mi Grzesio...
Bo ja wszystkim dzisiaj robię łaskę (rebus: ł=l), tak dla checy.
06.03.97
Niestety. Doszło już do tego, że Leona sam cień dziadka panicznym strachem
przepaja... I nie było frólpa, nie było Grzesia, i mnie też przez czas
jakiś. Z kolegą walczyliśmy na potencjalne noże. Już nie będę. Nie, żebym
się bał, ale martwię się o przeciwnika. Jeszcze mi pęknie na ulicy ze śmiechu...
Arek
07.03.97
Wczoraj odbyło się wreszcie wiosenne sprzątanie. Ja, jak zwykle, olśniłem
kibel i swój pokój (po raz wtóry zresztą w tym tygodniu), a Marcin i Paweł
nie dali spokoju nawet szybom... Przykro mi, ale na to jeszcze nie znam
skutecznego lekarstwa. Musimy przeto poddać się postępowi tej przerażającej
choroby. A wieczorkiem zagościli u nas: Asia, Kreator i Marcin Kaczy. Zwędzili
mi stół do brydża i musiałem posilać się na łóżeczku. Wojtek, który niestety
z uczelni przypadkiem wywalon, schlać usiłował brać studencką. Nie udało
mu się tym razem, bo sam począł do muszli gadać. Potokom słów końca nie
było...
A ja dzisiaj na pediatrii dostałem pjontke. I to ze status praesens!!!
Arek
P.S. Skonstruowałem już obiecany mikrofon. Może zadziała... I zadziałał!!!
Należy ino wejść do Windowsa z podłączonym magnetofonem - niespodzianka!
09.03.97
Uprasza się Pawła o unicestwianie brązowych smug powstałych na dnie
muszli klozetowej po wykonanej uprzednio czynności defekacynej. Z góry
dziękujemy za wyrozumiałość.
Arek
10.03.97
Dzisiaj wpisu nie będzie - wystarczy posłuchać...
11.03.97
Jest już strasznie późno, Ruta poszedł na spacerek i w ogóle wszystko
trochę sakuje. Sakuje bo okazało się w końcu, że ani Wojtek, ani Tomek
nie zdołali wdrożyć się w bieżący semester (a Prezes jeszcze nic nie wie...).
Oznacza to nie tylko wizje ziejących pustką kwater na Handelsmana, ale
również podwójną imprezę z okazji zejścia kolegów (a nawet potrójną, bo
Tomek obiecał, że zaprosi nas na przysięgę... hehe...).
Wiem - jestem wielką ciotą, że tak bezczelnie się nabijam, ale wybaczcie
ten wisielczy humor - już zaczynam się martwić o to, co przynieść może
jutro. Dzisiaj Tomek, Wojtek, Prezes - jutro...?
Kruku
12.03.97
Był dzisiaj Ojciec - ze swoim metafizycznym kolegą. Wziął pieniądze,
obruszył się, osłonił pancerzem swojej nieskazitelnej moralności i wyszedł.
Chyba muszę go niedługo odwiedzić...
Kruku
Dziś i ja wpiszę się dźwiękowo.
Jamers
Grześ niestety nie wpisał się dźwiękowo - dźwięk się zepsuł, dopóki Arek
go nie naprawi - z sampli nici. Ale za to - właśnie rozpoczęła się impreza
pożegnalna. Nie jest zbyt dobrze - Prezes i Grzesio nie dopisali, a i Minister
niedomaga i nie chce nam pomóc. A pomoc będzie nam potrzebna, bo Tomek
wystawił na stół baterię 22 [słownie: dwudziestu dwóch] "legendarnych wrocławskich
fuli". I co my teraz biedni zrobimy? Jest nas przecież tylko czterech...
Kruku
Czterech? A ja? Ja tyo co? Co ja tyu robę? Ucze się, ale i towatrzyszę.
Jutro wszak mam dwa kolokwia z mikrobiologii kochanej. Prz4ekładałem, przekładałem,
i się dorobiłem. Tera musze gonić. Łoj! Ale pożegnanie jest miłe, aliści
smutne zdeczka, bo Tomaszek w końcu kumpel nasz... Bede płakać. Noc całą.
Jak zwylke przy zapalonel lampce... Do piontej... Mariana rachunkami za
prąd zrujnuję, choć... co tam! Smutno mi...
Arek
13.03.97
No i uraczono mnie, rankiem już niewczesnym, mozolnie wypracowaną piątką.
Z mikrobów, naturalnie. Drugie koło tradycyjnie odłożyłem na potem. Przed
chwilą poczęliśmy igrać z losem w Heroes'ach. Ja, Kreator i Paweł, którego
mdłości na widok naszych armii wzięły i odfrunął... Łee!...
Arek
14.03.97
He, he, he. Miałem dzisiaj całkiem tajne urodziny - nikt się o nich
nie dowiedział, dzięki temu nikt nie wie, jaki jestem stary...
Kruku
16.03.97
Weekend pełen niespodzianek, miło spędzonych chwil i bezsensownych
awantur dobiega pomału do końca. Mam nadzieję na lepsze jutro, bo tak mi
się chce... Cześć.
Arek
17.03.97
Byliśmy u Ojca - oczywiście tylko po to, aby go odwiedzić, wypić herbatkę
i po prostu pogadać... Niewiele z tego wyszło - bestia nie dość, że wyciągnął
nas na piwo, to jeszcze zwyzywał mnie od jakichś niewydarzonych kolegów
Platona. Wstyd, Mrówa - wstyd. Ja rozumiem - ciota, ale żeby Melastocośtam?
Kruku
18.03.97
Dzisiaj nastąpił wielki dzień dla naszej stancji - zlokalizowałem dzisiaj
oficjalną stronę webową Radia Maryja! Oczywiście ściągnąłem ją całą - możemy
teraz do woli przeglądać ramówkę, czytać do znudzenia o aborcji i innych
protestach Ojca Dyrektora. Fajna jest ta strona.
"Nigdy, nigdy, nigdy! Nie damy pogrążyć Stoczni!"
OT-R & Ks. Jankowski
Kruku
07.04.97
Nastąpiła w uludziach wielka przerwa. Nie tylko dlatego, że podczas
świąt nikomu się nic prócz jedzenia nie chciało, ani dlatego, że jesteśmy
tacy zapracowani. Wszystkiemu winien Billy, a raczej nieelastyczność jego
nędznych produktów - Windozy (nawet po downgradzie na 3.1) odmawiają współpracy
ze sfajczonym procesorem. Dlatego, jeżeli znikniemy z pola widzenia na
rok, albo dłużej, nie obawiajcie się - gdzieś tam, za barierą zepsutego
sprzętu jesteśmy my - Załoga H. 19!
Kruku
No, ładnie. Tyle co "święta" minęły, a ja dobiłem 70-u kilo. I tylko Leon
raczył skomentować mój zacny, niebiański wizerunek słowami: "Arek, aleś
zmężniał!". A reszta? Nic. Ale ja do tych Cioć nic nie mam. W końcu okularów
nie noszą, jak Ja i Leon - promyczki nie tylko poranne...
Arek
P.S. Tfu! Wszystko cofam! Tfu! Leon nawet za cukier nie chce mi dać! A
M&P dały! I to ochoczo!
08.04.97
Znowu jest dobrze - przyjęli moje podanko o wznowienie stypy, na początku
maja znowu będę bogaty, pani z baz postawiła mi piątkę, a ruta jak zwykle
laskę. Spotkałem Grzesia, który kajał się za swoją nieobecność (a miał
bestia prowadzić). Najgorsze jest to, że Minister chce ćwiczyć na nas refleks
- jeszcze go nie ma, ale jak wróci, to chyba ucieknę na balkon... ja naprawdę
nie chcę umierać tak młodo! Prawie zapomniałem - ściągnąłem nowe artykuły
z Maryja's Home Page! Jeden jest o stoczni, a drugi to wywiad z ojcem redemptorystą
ze stanów o aborcji. Cool!
Kruku
Huraaa! Stocznia znowu będzie produkować statki! A z wiadomości mniej ważnych:
pani z interny bardzo mnie dzisiaj pochwaliła przy wszystkich, bom jako
jedyny prawidłowo stwierdził nieprawidłowości u chorej. I muszę przyznać,
że nie było to najłatwiejsze, dlatego tym bardziej rosnę w pióra. A na
dodatek dotyczył problem kardiologii!!! Huraaa! Drżyjcie dziatwy! Wyśmienity
doktor wam za ścianą rośnie! I tyje! I za cukier reszty nie bierze! I aluzji
żadnych nie stawia...
Arek
P.S. A Marcinowi gratuluję pomyślnego załatwienia sprawy ze stypką. Ciekawym
ino, cóż za argument raczył On postawić... "Przecież na wykłady chodzę!"
09.04.97
Dzisiejszy dzień uważam za zupełnie wtorbiony i w wielkich trudach
zrodzony. Ot, co. Nie dość, że zawaliłem koło z patomorfy, to jeszcze musiałem
skonsumować iście nekrofilski obiad: "zimne nóżki". Dobrze, że przynajmniej
Paweł zamiast wazeliny używa octu...
Arek
10.04.97
Wczorejszego wieczora podniosłem ... 90 kilo na sztandze. Co jak co,
ale pobicie swego dotychczasowego rekordu o 25 kilo graniczy z cudem. Może
pomogła połowa grzanki Pana Leona? Kto wie? Na wszelki wypadek informuję,
że masełko moje leży na górnej półce lodówki, po prawej stronie w czerwonym
worku. Oczywiście, poczęstować się nim można jedynie za mym pozwoleniem,
bo jak nie to trochę skopię dupę - w poniedziałek atakuję 100 kilo. A do
mego pokoju wchodzić proszę po uprzednim zapukaniu, na korytarzu nie hałasować,
w nocy gasić tam światło, mocz spłukiwać (tak, tak...), a mnie od komputerów
siłą wypraszać - choć wiem, iż jest to niebezpieczne - w środę 105 kilo...
Arek
12.04.97
Jestem szczęśliwy jak aniołek... Widziałem Anioła...
Arek
14.04.97
Korzystając z okazji że nie wiesza się Windows chciałbym pozdrowić
rodzinę i w ogóle napisać, że jest dobrze, a wkrótce będzie jeszcze lepiej,
zwłaszcza po tym jak skończy się Rewolucja Dziadka Mariana, zmienię płytę
na pentiumową i oddam projekt Kosmulskiej-B. Już wkrótce... Właśnie wpadł
do nas Prezes i pokazał nam nowe figurki dla swojego gangu. Są świetne
i na pewno odstrzelą nam łeb z mauzera 7 przecinek ileśtam...
Kruku
24.04.97
Nastąpiła straszna przerwa - windozy wieszają się tak, że wszelka aktywność
przeniosła się na linuxa... a w przerwie: Leon odstrzelił mi łeb, Max zorganizował
pyszną imprezę na naszym korytarzu po której nieco śmierdzi na schodach
oraz tu i ówdzie, odbyło się kilka imprezek świerkowych (i co za tym idzie
rucianych spacerów, dzięki którym Prezes sypiał u nas często i to w całkiem
niezłych warunkach). A, spadły też ceny na Giełdzie Lasek: Kazik robi laskę
za dwie i pół stówy, a Stanuch za pięćset, chyba że ktoś ma długie włosy
(w takim wypadku za butelkę szampana).
Kruku
27.04.97
Nastały nowe czasy, a ten tekst piszę właśnie na nowym komputerku.
Na razie chodzi, ale coś tu nie gra... jeszcze nie wiem
co, ale podejrzewam o to Prezesa...
Kruku
11.05.97
Oj, ciężkie jest życie mistrza Dieserzuga. Tak ciągle na topie...
Chyba będę musiał wziąć się za grę, w której od razu nie
wygram, bo zaczynam się nudzić. Ech... Dobrze, że przynajmniej dzisiaj
wróci Marcin i Leon. Trochę sobie przy nich postoję -
wreszcie bezczynnie.
Arek
25.05.97
Dziś na własne oczy ujrzałem gromadę balonów... chyba ze dwanaście.
A piszę to bez zerkania na klawiaturę, choć bardzo
powoli, co mnie wkur..., ale tak łatwo się nie dam!!!
Arek
Wiele zmian zaszło podczas naszego milczenia - komputerek zaczął chodzić
jak ta lala, zacżęła się nam sesja, zbliżają się
szybko wakacje (i co za tym idzie finalne terminy oddania projektów).
Nie to jednak jest najważniejsze - dzisiaj padła
ostateczna decyzja:
Po trzech latach owocnej współpracy z dziadkiem Marianem OPUSZCZAMY
PRZYCZÓŁEK NA HANDELSMANA.
Tak nam dopomóż Bóg - bo musimy wprzódy znaleźć jakieś nowe mieszkanko,
ale jak mawia ruta: my to zrobimy!
Kruku
PS. Gdyby nie ta ciota, ruta, mielibyście okazję zobaczyć kilka fajnych
fotek z naszej rozkosznej stancji (w tym największy
Rare - zdjęcie naszego kibla p.t. "Krwiożerczy Ktul Atakuje Ponownie
III". Ale oczywiście - nasz drogi kolega schlał się jak
świnia i był zbyt "niedysponowany" by pójść po skany.
Świat się zmienia, zmieniamy się i my. U_ludzi wkroczyło w świat WWW. Na
razie egzystuje na naszym domowym serwerze miedzia.dziadek.wroc.pl (nie
próbujcie się z nim łączyć, internet nie dorósł jeszcze na tyle, by zasłużyć
na podłączenie do miedzi), ale kto wie... być może czytasz ten tekst siedząc
przy terminalu w Macao, Chile albo innym egzotycznym miejscu.
W związku z udostępnieniem loga społeczności sieciowej wypadałoby wprowadzić
cenzurę, ogładę i kulturę (oraz "inne takie" rzeczy służące przestrzeganiu
netykiety). Nie zrobimy tego - po pierwsze zniszczyłoby to autentyczność
u ludzi, a po drugie najzwyczajniej w świecie nie chce nam się.
Tak więc - nowe-stare u ludzi ma już prawie rok i dojrzewa niczym herbaciany
osad w moim ukochanym "wiaderku". Stay tuned...
Nowe U Ludzi - lepsze niż nigdy dotąd!
Hop, do góry - czyli powrót