|
|
(...) To nie był udany dzień. Po ostatniej przegranej w kości nastrój pogorszył mi się znacznie. Brakowało pieniędzy, a nieustanny weltschmerz nie przestawał boleśnie dawać o sobie znać. W zasadzie mogłem siedzieć dalej przy stole w zaplutej oberży, rozmyślając o sensie życia i możliwościach legalnego zdobycia gotówki. Patrząc w kubek tak zwanego piwa analizowałem ruch dużych kręgów tłuszczu, pływających po powierzchni płynu i zastanawiałem się czy wolę spokojnie dotrwać do końca dnia, czy może wyjść i przyjrzeć się z bliska podejrzanie wyglądającym typom, którzy dopiero co wyszli z lokalu...
|
|
|
|
Lokis zaciągnął garotę na gardle ofiary. Nieświadomy niczego nieszczęśnik wyprężył się jak struna i pobliskie drzewa opryskał obfity strumień nasienia. Gałki oczne wyszły mu z orbit, a usta rozchyliły się próbując wydać jęk rozkoszy. Wierzgał i szarpał się, rzucił elfem o drzewo, ale ten nie zwolnił uścisku.
(...) Elf wygrzebał się spod zwłok, wytarł z obrzydzeniem rękę o kubrak i przyjrzał się rozanielonej twarzy trupa. "Krew, mocz i sperma!" - zadumał się nad swoim losem - "Kiedyś zaśpiewają o tym bardowie!".
|
|
|
|
Sytuacja nie wyglądała dobrze. Wiedziałem, że baron nie rezygnuje łatwo. Wiedziałem, że on wie o moim istnieniu; (...) widział mnie ten ktoś w zaroślach. Wiedziałem, że baron nie wie, ile ja wiem, ale miał prawo się bać. Bać się mnie, ale bardziej tego, komu służył. Wiedziałem, co znaczy baron Warchoł, który się boi. Słowem, nie mogłem sobie pozwolić na brak czujności. Czy znaczy to, że zostałem wygnańcem? Była wiosna, miałem 16 lat, dobrą kuszę, sporo cennych informacji i nie wiedziałem, gdzie się udać. Ruszyłem ku Mrocznym Bagnom, na południe.
|
|
|